🐹 Właśnie Udało Ci Się Sprzedać Jakiś Przedmiot Przez Internet

Okazuje się jednak, że wiele firm nie jest gotowych na to, by prowadzić handel w sieci. Dlatego fundacja Digital Poland wraz z partnerami, firmą Skąpiec, PayU i VISA, przygotowały publikację "Nowoczesny sprzedawca. Poradnik, jak zacząć sprzedawać przez internet". 100 mld zł brutto – tyle według PwC wart był polski rynek e
zaproponuj ankietę Zastrzegamy sobie prawo do modyfikacji i zmian tak, odzyskała go policja tak, zmusiłem złodzieja do oddania go tak, ale musiałem za niego zapłacić nie, nigdy Ankieta zakończona Głosów: 827 Ankieta z artykułu NIE PISZ Z NIENAWIŚCIĄ I HEJTEM. TAKIE OPINIE SKASUJEMY. Dodaj opinię Odpowiedz

Proszę opisać prostymi zdaniami Właśnie udało Ci się sprzedać jakiś przedmiot przez internet, napisz list do znajomego z Anglii: - wyjaśnij co postanowiłeś sprzedać i dlaczego się na to zdecydowałeś - wspomnij jak zachęciłeś do kupna tego przedmiotu, o co pytały osoby zainteresowane kupnem

Pisałem już o tym, że prowadząc zarobkową sprzedaż na Allegro powinieneś zarejestrować działalność gospodarczą lub robić to w imieniu zaprzyjaźnionej firmy. A co zrobić jeżeli już prowadziłeś sprzedaż bez zakładania firmy? Jeżeli zgłosisz fakt uzyskania dochodów w urzędzie skarbowym, to nie zapłacisz kary. Musisz zapłacić jedynie należne podatki i ZUS z odsetkami. Jest to tzw. zgłoszenie czynnego żalu. Wymiar kary za prowadzenie sprzedaży na Allegro kwalifikującej się jako działalność gospodarczą zależy często od Twojej sytuacji majątkowej i zarobkowej. Zdarza się, że jest to 100% czy 200% zaległości podatkowej. Jeżeli prowadząc sprzedaż bez rejestracji nie zbierałeś dokumentów zakupów, to często do urzędu wystarczy samo oświadczenie o wysokości poniesionych kosztów. Może się jednak zdarzyć, że urząd będzie rygorystycznie przestrzegał przepisy i przy braku dowodów zakupów przyjmie zerowe koszty. Może się tak stać szczególnie wtedy kiedy to urząd skarbowy wykryje Twoją działalność. Co jakiś czas zdarza się, że urzędy skarbowe występują o dane do Allegro. Allegro ma obowiązek podać wszelkie transakcje aż 6 lat wstecz (do 1 stycznia). Pamiętaj, że kontrola może przyjść także od kontrahenta, który zakupił towar i na podstawie przelewu wrzucił go w koszty swojej działalności. Uważam, że złożenie czynnego żalu jest najlepszym rozwiązaniem, bez względu na konsekwencje finansowe. Jak najszybciej o całej sytuacji zawiadom swój Urząd Skarbowy, zarejestruj działalność i zaprowadź księgowość. Podatek na pewno da się rozłożyć na raty. Najlepiej udaj się po poradę do doradcy podatkowego. Polecam też lekturę stron po portalu a szczególnie znajdujących się tam e-Porad. Bardzo interesująca jest również lektura
Ubrań generalnie produkuje i kupuje się za dużo, tylko w Polsce na wysypiskach ląduje 2,5 mln ton ubrań rocznie (nieraz w dobrym stanie). A przecież zamiast wyrzucać, można je oddać potrzebującym albo spieniężyć. Jak się do tego zabrać i gdzie są najlepsze „stopy zwrotu”? Czytaj też: Polacy pokochali zakupy przez internet
15:44❓ Kupiłem przedmiot na allegro 90% taniej przez błąd. Co byście zrobili ?Zakupiłem dwa Nowe dyski twarde SSD za 50zł od firmy na allegro. Sprzedawca źle wpisał kwotę, a że miałem je w obserwowanych to od razu dostałem info na email że przedmiot staniał o 90%. Po kilku minutach poprawili cenę i była już normalna 550zł. Czasem w trafiają się takie okazje to pomyślałem że może jakieś wietrzenie magazynów i dlatego taka obniżka. Złej obniżki dokonała pracownica sklepu. Sklep zadzwonił i powiedział że mogę kupić te dyski w takiej cenie ale różnice zapłaci pracownik który wtedy zmieniał tą cenę w tym przypadku to była jakaś kobieta. Mam okazję kupić dwa dyski po 50zł sztuka ale na sumieniu będę miał kobietę z której pensji szef ściągnie brakującą cenę sklepie mają odpowiedzialność materialną więc wszystkie szkody pokrywa pracownik. Firma porządna to nie anulują zamówienia i są w stanie wysłać te dyski w takiej byście zrobili ? A. Iść na całość i zapłacić za wszystko 100złB. Zrezygnować z zakupuC. Kupić jeden dysk za 50% kwoty normalnej ceny ?D. Może znacie inne rozwiązanie ? 15:46 Ściemniają z tym pracownikiem, żeby zagrać ci na sumieniu. 15:57 Może tak być bo zamiast tej niby pracownicy zadzwonił facet. Jak by kobiecie zależało i miała by zapłacić tą brakującą kwotę to sama by zadzwoniła i błagała tak myślę. 16:57 Nie może być, tylko jest. Porządna firma nie zawraca klientowi tyłka swoimi błędami. Wystawili, kupiłeś, płacisz, towar leci do ciebie i koniec tematu. 15:51 wszystkie szkody pokrywa pracownikFirma porządnaHa, dobre 15:52 Dogadał się ze sklepem na jakiś porządny rabat. 15:52 Tu nie ma mowy o sumieniu i uczciwości. Dali ofertę, nie jest twoim obowiązkiem sprawdzać czy umieją liczyć i czy znają różnicę pomiędzy 50 a 550. Oczywiście że kupuj, obydwa. "różnice zapłaci pracownik który wtedy zmieniał tą cenę w tym przypadku to była jakaś kobieta"Dyski kupujesz od firmy a nie od osoby prywatnej (kobiety). Nie jest twoim problemem jak oni sobie organizują pracę i jak dobierają pracowników. Błąd popełniła firma nie osoba prywatna. Jeżeli chcą zabrać te pieniądze swojej pracownicy to wyłącznie oznacza to ze jest to gówniana firma. Więc niech ją najlepiej zwolnią i niech znajdzie sobie normalną pracę, może więc robisz jej przysługę. 16:58 niby wszystko się zgadza, ale czy czasem sprzedawca może dochodzić sprawy w sądzie, że pomimo tego, że się pomylili to jednak mogą nie sprzedać po tej cenie towaru jakby nie było ? przecież to widać ewidentnie, że nastąpiła pomyłka w cenie bo różnica w cenie to nie jest jakieś 50% wartości ale prawie 90% za towar pełnowartościowy bo ani nie używany ani z naprawy 17:01 A_wildwolf_A ---> to jest tak że jak on odmówi ci sprzedaży to ty możesz spróbować w sądzie dochodzić swoich praw, ale to oczywiście jest bez sensu. Jeżeli ci sprzeda i wyśle to nie ma o co się procesować, bo z twojej strony wszystko jest legalne. Była cena, była oficjalna oferta, kupiłeś , wysłałeś pieniadze, otrzymałeś towar. Wszystko jest OK. 17:07 A_wildwolf_A - może, oczywiście ze może, Inna sprawa, czy im się będzie chciało m 1000 zł. Raczej oberwie pracownik w ramach wewnętrznego regulaminu. A Soul jak zwykle udaje najmądrzejszego. :) 18:35 przecież to widać ewidentnie, że nastąpiła pomyłka w cenie bo różnica w cenie to nie jest jakieś 50% wartości ale prawie 90% za towar pełnowartościowy bo ani nie używany ani z naprawyNiestety sprzedawca nie może z tym nic zrobić. Polskie prawo jest wyjątkowo prokonsumenckie, nawet jeśli w markecie ktoś błędnie wydrukuje cenówki to mają obowiązek sprzedać Ci towar po tej cenie jaką na cenówce zobaczyłeś. Chore ale niestety cena, była oficjalna oferta, kupiłeś , wysłałeś pieniadze, otrzymałeś towar. Wszystko jest względem prawnym jest jak najbardziej ok. Ale jak dla mnie cebulą wali na kilometr. Jeśli ktoś taki zdecyduje się kupić to jest oczywiste że robi to z pełną świadomością wyrządzania komuś krzywdy. Czy tych parę nędznych stów jest warte zrobienia krzywdy drugiemu człowiekowi to już każdy musi w swoim sumieniu ogarnąć. Ja chyba nie bardzo mógłbym spojrzeć w lustro ze świadomością że skrzywdziłem człowieka za mniej niż średniej klasy kur...tyzana bierze za noc. 19:16 Herr Pietrus ---> po prostu się na tym nie znasz i wprowadzasz ludzi w błąd. JohnDoe666 ---> nie wiem co jest złego w korzystaniu z obniżonych cen. Miliony ludzi każdego dnia kupują rzeczy za obniżone ceny. Czy za każdym razem zastanawiasz się czy sprzedawcy się to opłacało?Pomyśl o takiej sytuacji, widzisz ogłoszenie developera "sprzedam mieszkanie" z 20% upustem. Idziesz kupujesz. A za tydzień dzwoni do ciebie developer z informacją że albo dopłacisz te 20% albo musisz oddać mieszkanie, bo jednak im się to nie opłaca, a w ogóle to pracownik robiący ta promocję chyba się pomylił. I co gorsza będzie musiał pokryć koszta z własnej kieszeni (no bo takich debili pracowników mamy). I co dopłacisz czy oddasz? Którą formę cebuli wybierzesz? post wyedytowany przez Soulcatcher 2019-09-23 19:16:35 20:28😊 Aż muszę przyznać, że jest to solid i valid argument 07:08 Jeśli ktoś taki zdecyduje się kupić to jest oczywiste że robi to z pełną świadomością wyrządzania komuś się stało z ważnością zawieranych umów i swobodą działalności gospodarczej? Jak ktoś sprzedaje za grosze, to kupujący robi mu krzywdę? 07:20 Pomyśl o takiej sytuacji, widzisz ogłoszenie developera "sprzedam mieszkanie" z 20% upustem. Idziesz kupujesz. A za tydzień dzwoni do ciebie developer z informacją że albo dopłacisz te 20% albo musisz oddać mieszkanie, bo jednak im się to nie opłaca, a w ogóle to pracownik robiący ta promocję chyba się pomylił. I co gorsza będzie musiał pokryć koszta z własnej kieszeni (no bo takich debili pracowników mamy).I co dopłacisz czy oddasz? Którą formę cebuli wybierzesz?Popierwsze to taka sytuacja nie mogłaby mieć miejsca chociażby dlatego że nie kupisz mieszkania naciskając "kup teraz" na allegro. Developer miałby wiele okazji żeby się zorientować że popełnił błąd przed podpisaniem umowy więc takie sytuacje się po prostu w realnym życiu nie zdarzają. Ale załóżmy że podałeś jakiś mniej absurdalny przykład, no nie wiem, telewizor, drogi laptop czy coś w tym rodzaju. Ale nawet w tym przypadku sytuacji nie można porównywać. Kupując drogi sprzęt z 20% rabatem miałeś pełne prawo podejrzewać że sprzedawca takiego rabatu udzielił. Rozglądając się dookoła wszędzie widzisz rzeczy sprzedawane z podobnym a nawet wyższym rabatem. Dokonujesz zakupu w dobrej wierze. Ale jeśli widzisz taki laptop wystawiony za 50 zł a dobrze wiesz że powinien kosztować 5000 zł to jesteś w pełni świadom że to pomyłka i kupujesz zdając sobie sprawę że robisz komuś krzywdę więc nie pisz mi o 20% promocjach bo to nie to samo. I tak, ten drugi przypadek uważam za cebulactwo kompletne. 07:22 Jak ktoś sprzedaje za grosze, to kupujący robi mu krzywdę?Nie mówimy o sytuacji kiedy ktoś "sprzedaje za grosze". Mówimy o sytuacji kiedy ktoś chce sprzedać w normalnej cenie tylko popełnia błąd podczas pisania na klawiaturze. 08:08 Za błędy się płaci. Tak podobno działa wolny rynek. Rozumiem, że ta zasada obejmuje tylko konsumentów? post wyedytowany przez Matysiak G 2019-09-24 08:25:22 08:35 Za błędy się płaci. Tak podobno działa wolny rynek. Rozumiem, że ta zasada obejmie tylko konsumentów?To co napisałeś wogóle nie ma sensu. Rzucasz jakimś populistycznym frazesem ala Paolo Coelho który nie ma nic wspólnego z rzeczywistością. "Za błędy się płaci", no owszem, jeśli otworzysz niewłaściwy biznes, nie sprawdzisz rynku, popełniasz błędy strategiczne w prowadzeniu przedsiębiorstwa to za to płacisz, tak działa wolny rynek. Ale mówimy o literówce, błąd przez nikogo niezawiniony, po prostu zdarza się każdemu więc nie wiem co do tego ma całe to pierniczenie o wolnym jeszcze to smutne biadolenie że ta wydumana zasada dotyczy tylko konsumentów. Konsument jest w bardzo mocno uprzywilejowanej sytuacji. W przypadku zakupu przez internet ma 14 dni na anulowanie umowy kupna-sprzedaży bez podania przyczyny. Jeśli kupuje coś w zwykłym sklepie to może reklamować towar z tytułu "niezgodności towaru z umową" co przez pierwsze pół roku oznacza że może oskarżyć o coś sklep i następuje domniemanie że to on ma racje. To oskarżony sklep musi ponieść koszty udowodnienia że problem nie był ich konsument ma przewalone w Polsce. 10:33 Jak to niezawiniony? Wystarczyło sprawdzić cenę przed kliknięciem "wystaw", "ok" czy co tam teraz jest na bazarku. I skoro to drobny błąd, to o co ta tyrada?Jak to szło? "Po odejściu od kasy reklamacje nie będą uwzględniane". post wyedytowany przez Matysiak G 2019-09-24 11:08:43 11:42 Wystarczyło sprawdzić cenę przed kliknięciem "wystaw", "ok" czy co tam teraz jest na rady dziadka Barnaby. Pewnie osoba która błąd popełniła na to nie wpadła. Czasem po kilku godzinach monotonnej pracy człowiek popełnia błąd bo traci koncentrację. Powiedz stolarzowi który stracił palec że wystarczyło ręki pod piłę nie pchać, napewno uzna to za cenną wskazówkę na którą sam nie wpadł. 12:21😜 Sugerujesz, że pracownik nie miał należnych przy komputerze przerw w pracy?Cóż, stolarzowi też by na pewno nie zaszkodziło przestrzeganie zasad BHP. post wyedytowany przez Matysiak G 2019-09-24 12:33:31 13:26 Nic nie sugeruję bo mnie tam nie było więc nie wiem. Twierdzę po prostu że człowiek jest tylko człowiekiem i czasem się myli a wykorzystywanie ewidentnej pomyłki innej osoby dla własnej korzyści, wiedząc że ktoś inny na tym straci to wieś pełną gębą. 15:53 Zapłacić 100 zł i po transakcji dać negatywny komentarz z wyjaśnieniem o graniu na mi, że cena jest wynikiem błędu pracownika i mogą dać rabat 15% na jakiekolwiek zakupu w ich sklepie. Czy takie rozwiązanie pasuje i by było po sprawie z mojej strony. 17:04📄 Prawo jest po Twojej stronie. Ale jest jeszcze strona etyczna. Postaw sie po drugiej stronie barykady : Jak TY bys sie czul jezeli Ty sprzedalbys komus dwa dyski za ulamek ich ceny w wyniku bledu. Chcialbys zeby ktos sfinalizowal ta transakcje czy nie? To kwestia Twojego sumienia. Moje osobiste stanowisko jest dokladnie przeciwne do Soulcatcher'a. Ja bym sie wycofal. post wyedytowany przez PanSmok 2019-09-23 17:05:57 17:14 Nie wiem jak to prawnie wygląda, ale moralnie to jest zwykła kradzież. Ja bym zrezygnował z zakupu, ewentualnie powiedz, żeby ci dali kilkanaście procent rabatu (tyle ile wynosi ich marża), wtedy każdy będzie zadowolony. 17:20 pracowalem kiedys przez 7 miesiecy jako wprowadzacz cen do sklepu internetowegoserio, tysiace produktow, dla kazdego 3 czy 4 ceny (nasza, rynkowa, hurtowa i cos tam jeszcze)bardzo latwo mozna bylo sie pomyliczarabialem 900 zl na miesiac, jakbym mial z tego zaplacic roznice w cenie produktu bo sie pomylilem to bym sie chyba zalamal:( 17:29😁 Ja tez miałem podobnie bo kupowałem laptop iX220t o wiele słabszy był u nich za 700zl w stanie Bardzo w stanie Bardzo dobrym za 550zl wiec wzialem i co się okazało po 30min cena podbiła do 1050zl :O Jak dzwoniłem bo miałem prośbę jedna to nic nie wspomniała :))) pogodziła się z tym. Poza tym dostałem gratisowo przez niewiedzę sprzedawcy czytnik lini papilarnych (wart z 150zl) którego nie zauważył (a jest wbudowany i naprawdę na pierwszy rzut oka nie widać) oraz moduł GSM pod bateria którego nie widać tez :) wiec taka cena plus te dwa gratisy to jest dla mnie rabacik bardzo dobry :) i jestem zadowolony a sprzedawca przyjął to na klatę. Jeden gościu jeszcze 2 sztuki wyrwał bo mu się udało wyrobić w czasie :) mi była potrzebna jedna sztuka która spisuje się świetnie btw :)Bierz bo oni na 90% biorą cię na litość . A za pomyłki się płaci i tak. Masz szczęście ze ci się udało to kupić w takiej cenie :D post wyedytowany przez It’s TNTOES 2019-09-23 17:31:54 18:08 odpowiedz1 odpowiedź nowy1346 Pretorianin A ja jestem bardzo negatywnie zaskoczony moralnością ludzi na forum. Jak jest jakiś watek typu dziewczyna mnie rzuciła, to każdy jakoś się jeszcze zachowuje i raczej widać zachowania empatyczne. Jak chodzi o pieniądze to widzę, że oprócz kilku wyjątków to same cwaniaki. Zero zrozumienia dla drugiej strony. Przecież to jest nieuczciwe i jak to ktoś napisał, podchodzi pod kradzież. 20:05 Znaczy wiesz, w moim przypadku na przykład przecież nie będę prosił aby wzięli odemnie pieniądze skoro nawet nie wspomnieli o tym. Ogółem to niestety ale takie życie. Błąd błędem a za błędy trzeba odpowiadać. A co byś zrobił gdyby ktoś dajmy na to kupił w sklepie telefon za 200zl a zaraz by pracownik wybiegł i prosił aby dopłacić 800zl bo się pomylił a ty np. Miałeś te 200zl. Niestety. Uczciwie kupione za podaną sumę pieniędzy. post wyedytowany przez It’s TNTOES 2019-09-23 20:05:47 18:18 odpowiedz1 odpowiedź mohenjodaro90 Uciekamy z Gęstochowy Gdyby nie historia o pracowniku zaproponowałbym następujące rozwiązanie:Mówisz, że chcesz kupić dysk, jednak oczekujesz od nich maksymalnego możliwego rabatu z porzuceniem marży. Czyli na przykład za 400 złotych. Biznes to nie jest abstrakcyjne pojęcie, tylko też ludzie. Błąd jest oczywisty, więc wybroniliby się w sądzie. Natomiast sztuką biznesu jest się dogadywać: im się nie opłaca sprzedawać za 50 zł, nikomu się nie opłaca sąd (Tobie bardziej się nie opłaca), a Tobie nie opłaca się kupować dysku gdzie indziej za 550 ten pracownik mnie wkurzył, więc próbuj ich wydoić najbardziej jak się da, a potem i tak napisz donos do Państwowej Inspekcji Pracy. 18:47 Ale ten pracownik mnie wkurzył, więc próbuj ich wydoić najbardziej jak się da, a potem i tak napisz donos do Państwowej Inspekcji z czym chcesz do PIPu lecieć? Dokumenty odpowiedzialności majątkowej to częsta praktyka jeśli pracownik ma kontakt z pieniędzmi lub wartościowym towarem. 18:30 odpowiedzzanonimizowany129572818 Generał Sklep i tak wygra z tobą w sądzie, więc lepiej się dogadać i wytargować jakiś post wyedytowany przez zanonimizowany1295728 2019-09-23 18:30:56 18:53😉 odpowiedz1 odpowiedź Ppaweł38 Senator 19:20 Silnik spadł z podnośnika i niestety pękł blok. Nie mogę wysłać :) 19:29 Umyka wam ważny element całości. On kupił ten dysk tylko dlatego że kosztował 50zł. Gdyby kosztował 550 zł to by go nie kupił. Więc rozmowa powinna być o dysku za 50zł, bo taką miał cenę w chwili kupowania. A to że sprzedawca tłumaczy że jednak chciałby sprzedać ten dysk za 550 zł to jego oferta, na którą można po prostu odrzucić. Oferty w sklepach internetowych są wiążące. Gdyby na ulotce pisało ze jest za 50 zł to można się tłumaczyć pomyłką. Ale to jest sklep, jest cena i tu się za tą cenę kupuje. Gdyby sprzedawcy mogli zmieniać ceny po zakupie cały handel w internecie nie miał by sensu. Sklep patrzył by jak mu towar się sprzedaje i kazał dopłacać tym co kupili bo jednak chcieli by sprzedawać z większym zyskiem. I te głupoty o tym ze ktoś się pomylił. Opowiem wam jak to jest, są faktury zakupu w których jest cena zakupu. Każdy prawdziwy system informatyczny do sprzedaży wie doskonale że cena sprzedaży jest zbyt niska i powinien informować o tym operatora w chwili wprowadzenia błędnej ceny sprzedaży. Normalnie jest tak ze definiuje się na grupę produktów marżę i przy wprowadzeniu nowej faktury zakupu od razu widać jaką cenę dla klienta powinien mieć towar z tej partii. Jak ktoś wstukuje cyferka po cyferce ceny i nie ma żadnej weryfikacji i nikt tego nie sprawdza, to chyba minął się z powołaniem, bo teraz nikt już tego tak nie robi. 19:34 Twoja gadka to mniej więcej coś takiego jak by komuś na ulicy wypadło z kieszeni 100zł a Ty podbiegasz i zabierasz mówiąc znalezione nie kradzione ale co z tego, że widziałeś czyje to pieniądze. Teraz są moje. 19:41 nowy134 ---> twoje analogie są całkowicie nie trafione. Dlaczego uważasz że porównanie kradzieży do całkowicie legalnego zakupu w sklepie ma jakikolwiek sens?Nie rozumiesz koncepcji handlu. Mogę ci opowiadać że sprzedam ci dysk za 1000zł albo za 5zł, albo możne za 300zł, mogę opowiadać dowolne banialuki, produkować reklamy, ogłoszenia itd. I to nie ma ządnego znaczenia. Ale na koniec przychodzi moment sprzedaży i to cena jaką wystawię jest obowiązująca. To się nazywa oferta handlowa. Przecież masz napisane w pierwszym poście:" Sklep zadzwonił i powiedział że mogę kupić te dyski w takiej cenie"Oczywiście że tak, bo tak mówi to ma wspólnego z tym ze zabrałeś komuś 100 zł na ulicy? 19:51 Soul moje analogie mają sens, bo sprzedawca ewidentnie się pomylił i kupujący mógł się domyślić, że takich promocji w sklepach nie ma. A jak są to jest to gdzieś napisane w tytule aukcji, w opisie. Zwykła kradzież i tyle. Wykorzystanie czyjegoś błędu. Tak samo jak wypadnie Ci 100zł z kieszeni, też popełniłeś błąd. Leży na ulicy. Mogę wziąć bo niczyje. Czy może bycie człowiekiem nakazuje oddać? post wyedytowany przez nowy134 2019-09-23 19:52:58 20:13 To idź do sklepu i jak będzie promocja na jakiś produkt to daj całość :))) cena podana 50zl to daje 50zl. Cena 100zl to daje 100zl. Była 50zl to da 50zl. Pomyłka nie pomyłka ale gdyby pracownik był sumienny to by chociaż na monitor patrzył jak pisze bo chyba takie coś nie umyka. To nie jest jakoś ukryte. Ja wszystko sprawdzam 5razy zanim wrzucę do sprzedaży :) czy to jest kradzież? Kupno rzeczy na promocji to tez kradzież? Może nie na miejscu że to napisze ale bez różnicy czy to błąd czy celowe. Bardzo proste: kosztuje tyle to daje tyle ile kosztuje. Ale zabranie jak komuś wypadnie to co innego. Jasne ze to wtedy kradzież. Bo to nie ta osoba której wypadło zawiniła (może trochę bo źle schowała ale pomińmy to) ale w takiej sytuacji to jakby on świadomie wyrzucił 100zl informując kto chce ten bierze a ty byś podniósł a on później by próbował cię gonić żeby je odzyskać. To co się daje to się nie odbiera. Edit: Ehh tez słabe porównanie. No nic. Poprostu to nie jest kradzież i tyle post wyedytowany przez It’s TNTOES 2019-09-23 20:15:53 09:10 Opowiem wam jak to jest, są faktury zakupu w których jest cena zakupu. Każdy prawdziwy system informatyczny do sprzedaży wie doskonale że cena sprzedaży jest zbyt niska i powinien informować o tym operatora w chwili wprowadzenia błędnej ceny jest tak ze definiuje się na grupę produktów marżę i przy wprowadzeniu nowej faktury zakupu od razu widać jaką cenę dla klienta powinien mieć towar z tej wszystko niesłychanie mądre jest, widzę że Subiekt wstępnie opanowany. Nie wiem tylko co to ma wspólnego z ceną źle wprowadzoną w aukcji na allegro. 19:37 To nie tak działa, że można kupić coś w internecie korzystając z błędu ludzkiego. Całe szczęście działa tutaj prawo, bo inaczej w regulaminach, które akceptujemy moglibyśmy np. nieświadomie zrzec się domu. Sytuacja tylko niby z innej parafii - a chodzi o nieuwagę, która mogłaby nas drogo na to przepisy i przy rażącej dysproporcji ceny do wartości sklep w sądzie oczywiście śmieszne, że sklep szantażuje sytuacją swojego pracownika, gdy tak naprawdę może złożyć papier, że cena była błędem (10% wartości przedmiotu - no jak nie patrzeć to wygląda jak błąd, Ty to wiesz, sprzedawca to wie, sąd też będzie wiedział :)).Aż pogooglowałem wyroki i w sprawach z allegro też ostatecznie wygrywali sprzedawcy. post wyedytowany przez Gambrinus84 2019-09-23 19:44:06 19:44 dokładnie, w sytuacji rażącego bledu (a z takim mamy tu do czynienia) sklep może anulować sprzedaż. mój znajomy kiedyś korzystając z podobnego bledu, kupil drona kilka tysięcy zl taniej niż jego rzeczywista wartość. sklep anulowal zamówienie. "nie mamy panskiego plaszcza i co pan nam zrobi" ;) 20:03 08:04 nie rozumiem. to sa normalne ceny. 08:55 Też nie wiem o co chodzi, podejrzewam że autor wątku nie kupował dysku 120 GB skoro jego standardowa cena oscylowała w granicach 500 PLN. 09:31 Nie ma żadnych problemów aby kupić nowy dysk SSD za kilkadziesiąt zł (do 100zł), więc cena 50zł w sklepie nie jest ceną dziwną. To jest odpowiedź na tezę o „rażącej dysproporcji cen” która jest w tym wypadku dysk kosztował 1zł to było by widać że coś jest nie tak, 50 zł to tanio ale to ten sam rząd wielkości co normalne ceny.„Przespałem się” z tym problemem i nadal uważam że trzeba brać te umoralniające uwagi na temat ludzkiej krzywdy ... sprzedawca mógł by również powiedzieć że zabije małego kotka jak nie zapłacę pełnej ceny. post wyedytowany przez Soulcatcher 2019-09-24 09:31:27 09:55 Nie ma żadnych problemów aby kupić nowy dysk SSD za kilkadziesiąt zł (do 100zł), więc cena 50zł w sklepie nie jest ceną dziwną. To jest odpowiedź na tezę o „rażącej dysproporcji cen” która jest w tym wypadku proszę cię, chyba sam nie wierzysz w to co piszesz. To chyba normalne że do porównania trzeba brać sprzęt o podobnych parametrach. Na tej samej zasadzie można powiedzieć że skoro możesz mieć nowego Hyundaia za 30 tys. PLN to nowe Lamborgini z salonu w podobnej cenie wydaje się być prawdopodobne. umoralniające uwagi na temat ludzkiej krzywdy ... sprzedawca mógł by również powiedzieć że zabije małego kotka jak nie zapłacę pełnej skąd podejrzenie że musi chodzić o krzywdę pracownika któremu sprzedawca potrąci z wypłaty. Akurat ten emocjonalny szantaż stosowany przez sprzedawcę uważam za zmienia to faktu że komuś robi się krzywdę, czy to pracownikowi czy sprzedawcy. Nie rozumiem dlaczego ktoś miałby uważać że zrobienie krzywdy samemu sprzedawcy jest jakoś bardziej moralne niż robienie krzywdy pracownikowi. Chyba że chodzi o taką typową (również cebulacką) zawiść, na zasadzie że okradanie bogatszych jest jakoś tak moralnie poprawniejsze. 19:39 Ja bym brał z pracownikiem ściema na bank. A nawet jeśli każe mu pokryć no cóż znajdzie inna lepsza pracę bo zobaczy że pracuje w dziadostwie nie zrobiłeś nic złego bierz śmiało. 19:53 Martwi mnie moralność niektórych tutaj :( ktoś się pomylił i nawet jeśli historyjka ze pracownicą to ściema to i tak bym nie kupił bo to nieludzkie korzystać tak z czyjejś nieuwagi. 20:32 ja mam jakiś wewnętrzny sprzeciw wobec czyjeś krzywdy nawet z głupoty, ja bym nie kupił / każdy może się pomylić 20:46 Robisz to co pozwala Ci rano spojrzec w lustro bez obrzydzenia i bez zadnych watpliwosci, co do swojego slusznego wyboru. 00:32 odpowiedzzanonimizowany104419549 Generał Ja miałem coś podobnego kiedyś w sklepie spożywczym. Kupiłem sobie pewien produkt (nie pamiętam już co to było) i przy kasie okazało się że ta cena jest znacznie wyższa. Według Polskiego prawa obwiązuje cena wystawiona na metce przy towarze i taką musieli mi wbić. A to że ktoś się pomylił to już nie wina kupującego. Co ciekawe zaraz zmienili cenę przy tym towarze na taką jaka powinna tu już jest większa kwota i lepiej zrezygnować z zakupów.. Może nie będą robić ci problemów pod kątem sądowym ale w przyszłości możesz mieć problemy z kupnem towaru, np. nie dostanie rabatu, albo oleją cię przy jakiś konkursach. Po za tym sumienie czyste będzie. post wyedytowany przez zanonimizowany1044195 2019-09-24 00:39:26 07:18😉 odpowiedz1 odpowiedź Bukary206 Legend Wina sprzedającego. Musi przyjąć konsekwencje na ja bym pewnie zrezygnował z zakupu. I dlatego ja jestem nauczycielem, a Soul - prezesem. ;) 09:45 Nie jestem i nigdy nie byłem prezesem, nigdy też nie twierdziłem że nim jestem. Prowadzę działalność gospodarczą w różnych formach. Czuję awersję do księgowości, prawa, socjalizowanie się z innymi „prezesami” , nie lubię handlu i wszystkich elementów nie kupił bym tych dysków, ostatnie które kupiłem kupiłem w sklepie producenta, właśnie po to aby unikać kontaktów z nieprofesjonalnymi dla większości ludzi ta oferta jest bardzo dobra i nie ma powodu aby nauczyciela nie ma w sobie nic złego, nie daj sobie wmawiać (myślę że tak na prawdę to wiesz) że robisz coś gorszego bo dostajesz mniej pieniędzy. Z pieniędzmi to jest tak że potrzebują je głównie ludzie ubodzy, to oni dużo mówią o tym ile to ich nie mają. A większość prezesów to buce i socjopaci bo taki właśnie zestaw cech jest potrzebny do bycia skutecznym prezesem. 08:26 Dokładnie jak wskazał Gambrinus, sądy w podobnych sytuacjach stają (szczęśliwie) po stronie sprzedających powołując się na art. 84. Z drugiej jednakże strony sklep zachował się skandalicznie biorąc swojego pracownika jako zakładnika. 08:47 Biznes to biznes, chcesz się bawić w moralność to idź na psychologię, ja bym wziął dyski albo jakbym faktycznie czuł się źle z tego powodu że pracownik musi zapłacić różnice w cenie to przynajmniej targował kwotę, bo to nie Twoja wina była że akurat taka była wystawiona. 09:04 W każdej takiej sytuacji podejmuje właściwą decyzję:Nie korzystam z krzywdy drugiego człowieka. Bez znaczenia kto zawinił. Dziś może to być ktoś obcy jutro ja. 09:24 odpowiedzzanonimizowany12950290 Pretorianin Bym zrobił tak wasz błąd, według prawa kupiłem legalnie - 300 zł oni wychodzą na 0 ty masz dysk pół darmo 09:26 Loon podał właściwie rozwiązanie dobre dla każdej ze stron. Ale ja bym jeszcze dojebał negatywa na koniec, za wujowe granie na emocjach. 11:43👍 odpowiedzKanon227 Befsztyk nie istnieje 12:14 odpowiedz2 odpowiedzi zanonimizowany146624131 Legend Już o tym mówiłem setki razy. Błąd, peszek. Jak ja je popełniam, tez ponoszę konsekwencje - zawsze. Dlatego kiedyś, jak kupilem Gf 6600 gt (od MSI, pamiętam, jak dzisiaj) z kwota o 0 mniejszą, walczyłem o nia do końca i wywalczyłem. Wyzywanie od chamów za 3...2....1......... post wyedytowany przez zanonimizowany146624 2019-09-24 12:15:47 13:16😂 zanonimizowany12924984 Pretorianin Hahahaha...Pamietam ten temat, Mohendejro Cie wtedy objechal bardzo wulgarnie- moralizator za dyche. 11:40 zanonimizowany146624131 Legend I dostal -6 :P (Możliwe, że jeszcze wtedy byly widoczne minusy) Też to pamietam. Ale skąd takie coś się u niego i niektórych bierze to nie wiem, ale podejrzewam, że to byla frustracja osobista, z racji jego zawodu :) Swoja droga szacun, ze ktoś jeszcze to pamięta, bo to bylo z rok/dwa temu jakoś :) post wyedytowany przez zanonimizowany146624 2019-09-26 11:43:47 16:30 Ja bym odpuścił albo ugadał się na zakup po cenie hurtowej. Przynajmniej z kilkoma osobami z tego tematu nie chciałbym mieć do czynienia w życiu, doskonale zdawać sobie sprawę z błędu drugiej strony, który został po chwili poprawiony i mimo to przeć do zakupu, empatii za grosz. 16:47❗ Jeśli to duża sieć sklepów, to nie odpuszczam - za złe traktowanie klientów (nieuznawanie gwarancji czy rękojmi) Jeśli chodzi o małych sprzedawców, to dla mnie wstyd żądać towaru po tak niskiej cenie. Z dwóch powodów:- taka pomyłka jest dla nich bardzo odczuwalna finansowo - zarabiają bardzo mało, ich marża jest minimalnaOd zawsze kieruję się tą prostą zasadą, moim zdaniem takie podejście jest najuczciwsze. post wyedytowany przez kiera2003 2019-09-24 16:48:46 10:02 Tutaj zgadzam się z przedmówcą. Sam pracuje w firmie sprzedającej meble przez internet i nie raz zdarzyła się nam sytuacja, gdzie przez nasz błąd (np. źle naliczona promocja na sklepie internetowym przez błąd systemu) klient kupił towar po znacznie niższej cenie. W każdej z tych sytuacji nie robiliśmy żadnej afery klientowi i sprzedawaliśmy meble w takiej cenie, w jakiej kupił - a czasami zdarzało się, że "zwykły kowalski" zaoszczędził w ten sposób ponad kilkaset złotych. Sam jakieś 2 lata temu kupiłem zasilacz XFX na Morele - udało mi się go wyrwać za prawie 200 zł taniej, bo ktoś się palnął z promocją. Przedzwoniłem do Morele żeby dowiedzieć się, czy ta transakcja w ogóle zostanie uznana, na co pracownik odpowiedział, że kupiłem w takiej cenie to w takiej dostanę. Kilka miesięcy miałem to samo z pralką z Media Expert - udało się wyrwać za 300 zł taniej na jakiejś dziwnej promocji, która kilkanaście minut później zniknęła. Towar dostarczyli w ciągu 2 dni bez żadnego gadania. Przy dużej sieciówce pokroju Media Expert/Markt, Morele czy innym Komputroniku bym po prostu zostawił to, tak jak jest - firma tego nawet nie odczuje. Ktoś kto wystawiał towar na Allegro ma tyle okazji na sprawdzenie ceny, że trudno mi uwierzyć, że aż tak by się palnął z ceną i dał jedno zero mniej. I mówi to osoba, która w ciągu ostatnich kilku lat wystawiła kilka tysięcy aukcji - i co najwyżej zdarzył mi się błąd w cenie pokroju "349" zamiast "379". A w gadanie o tym, że pójdzie z pensji pracownicy, też mi się nie chce wierzyć - znam trochę osób z różnych sieciówek sprzedających szeroko pojęte RTV i nikt nie odpowiada w takich sytuacjach z własnej kieszeni. Jeśli to jakiś mały sprzedawca, to warto jednak pochylić się tutaj nad całą sytuacją i jakoś się dogadać, np. na rabat 10-20% od właściwej ceny - a nóż firma prowadzona z domu, w dropshippingu i taka sprzedaż da komuś ostro po dupie. post wyedytowany przez Jeyhard 2019-09-25 10:04:49 04:28 odpowiedz4 odpowiedzi sturm173 Australopitek A nieuczciwy sklep w ten sposob moze napedzac sprzedaz. Wystawiac z "bledem" a potem szantaz biedna pracownica/niepelnosprawnym operatorem pc/itd. i prosic o zakup za "prawidlowa" firmy powinny byc eliminowane z rynku jak najszybciej. Niezaleznie od tego czy to naprawde blad czy sciema. 07:06 Tak, zdecydowanie brzmi jak znakomita strategia biznesowa :))). 10:08❗ @JohnDoe666 a byś się zdziwił - pracuje w niedużej w sumie firmie, bo zatrudniającej trochę ponad 20 osób, a nasza kierowniczka miała kiedyś właśnie taką błyskotliwą myśl. Żebyśmy wystawili towar, który nam nie chciał schodzić, na jakieś absurdalnie wysokiej promocji, a jak się sprzeda to potem będziemy dzwonić do klientów z przeprosinami i jako zadośćuczynienie damy już, też niemałą, właściwą zniżkę. Na szczęście temat tak szybko zdechł, jak się pojawił. :) 10:15 Pomysł padł właśnie dlatego że był strategią nieudolną i nie miało to prawa się udać. Nie twierdzę że nikt na takie "cuda" nie wpada, twierdzę że to po prostu nie działa więc nie jest to jakiś standard. 02:59 Strategia do dupy co nie znaczy (jak sam przyznales), ze sie nie odkrecenia takiej sytuacji ze strony firmy to jak najbardziej naturalna rzecz i gdyby mi sie cos takiego zdarzylo na pewno bym sie dogadal. Juz niektorzy wspomniali, ze jakies rabaty itp to byloby najnormalniesze podejscie. Natomiast tego typu szantaz emocjonalny to jest dno dna. O to mi chodzilo. I dlatego taka firma jak najszybciej powinna przestac istniec. 05:21 Opowiem swoja historie. Kilka lat temu bralem towar z pewnej hurtowni. Sezon gwiazdkowy. Zamowienie przez telefon. Z powodu dlugiej wspolpracy mialem odroczony termin platnosci. Towar przyszedl w srodku faktura i widze, ze w platnosci " Zaplacono gotowka" . Towaru bylo na 20 tysiecy. Dwa dni sie z tym meczylem co zrobic. No, ale stwierdzilem, ze sie nie zeszmace i zlodziejem nie bede pomimo, ze to duza siec byla etc etc . Pojechalem do tej firmy i poszedlem do dzialu ksiegowosci poinformowac ich, ze zaszla chyba pomylka i ja nie placilem gotowka. Poproszono mnie do gabinetu, gdzie dyrektor tego oddzialu firmy podziekowal za uczciwosc. Do dzisiaj pamiatem co powiedzial"wie pan w sezonie gwiazdkowym to mamy tyle sprzedazy i tak duze obroty, ze jak by pan nie zglosil to by sie nie wydalo". Dostalem jakas dobra whisky. Jedyne co przykre bylo to zmienili mi sprzedawce z ktorym wspolpracowalem kilka lat. Nie wiem czy podejrzewali jakies nieczyste zagrywki. Podobno to byl jego blad, ze faktura stala sie z terminowej na zaplacono gotowka. Wiec jak czytam to poniektorych to "gardze wami" jest chyba najdelikatniejszym okresleniem jakie cisnie mi sie na ustach. I moze w zyciu trzeba byc takim skur...... co po trupach do celu ja nie potrafie i gardze takimi ludzmi. 09:38 Chciałbym również podzielić się swoją historią. Pewien inwestor kiedyś kupował ode mnie kawalerkę w małym miasteczku. Cena jaką chciałem uzyskać to 120k zł. Dogadaliśmy się z inwestorem co do ceny i czekałem na przelew. Okazało się, że pracownik który odpowiadał za transakcję przelał o jedno zero za dużo. Nie wiedziałem co zrobić w tej sytuacji. Było mi bardzo szkoda pracownika bo bałem się, że jak się wyda to straci pracę, a znałem go osobiście i byłem świadom jego sytuacji materialnej. Postanowiłem nic nie mówić i liczyć na to, że uda mi się tego pracownika ochronić, nic nie jest ważniejsze od pomocy bliźniemu w potrzebie. Na szczęście sytuacja rozwinęła się pozytywnie, nie jak w historii opowiedzianej w poprzednim poście, i nikt nie został zwolniony bo sytuacja się nie wydała. Otrzymane pieniądze zainwestowałem w siebie, bo wiedziałem, że to najlepsza inwestycja. Po czasie otworzyłem firmę, która dobrze sobie radzi na rynku. Od kilku lat buduję mieszkania w Rwandzie aby pomagać ludziom. Gardzę każdym kto nie wybudował przynajmniej dwóch mieszkań w krajach trzeciego świata. Trzeba być skurw... aby nie pomyśleć o tym, że ludzie nie mają gdzie mieszkać, gardzę Wami. 10:05 Mają ludzie wyobraźnię :). 10:38 Czuć właśnie cebulę, polityka nawet w wątku o wyzyskujacym i nieuprzejmym dziwię się, że ten kraj tak wygląda. Cebula i polityka wszędzie. Tylko cebula gada ciągle o cebulowej polityce. A i cebulę wiedzą najlepiej jak o cebulach się rozmawia w innych krajach, bo są cebulowymi obiezyswiatami. post wyedytowany przez Juanhijuan 2019-09-26 10:40:39 10:45 Dowcip opowiedziany dwa razy w krótkim odstępie czasu, nie śmieszy tak samo. post wyedytowany przez deTorquemada 2019-09-26 10:52:38 11:16 Nie jest to dowcip, a raczej wyraz frustracji. Przez wiele lat mieszkając zagranicą ludzie wyrażali się o nas właśnie w kontekście cebuli głównie z tego powodu, że mieszamy politykę do każdego aspektu życia. Mieszkając od kilku miesięcy spowrotem w Polsce stwierdzam, że życie jest tutaj spoko jak masz założone słuchawki na uszach i nie rozmawiasz z ludźmi. Najbardziej nie przeszkadza polityka, a ludzie którzy o niej mówią. Nie jest to wina Tuska, nie jest to wina Kaczyńskiego, a jest to twoja wina (czytaj) Cebuli i Twojego kolegi wszechwiedzacego mało aktywny na forum, ale ostatnie trzy miesiące wywołują frustrację i te posty są tego wyrazem. 11:21👍 Rozumiem frustrację. Ale wydaje się, że najlepiej zmienić znajomych w otoczeniu albo dać sobie spokój .. walka z wiatrakami nic nie da ;) Może następne pokolenia będą miały inne, lepsze spojrzenie na wszystko. 11:55 Zaproponowałbym jakiś racjonalny rabat, czyli np. najtańsza cena w necie -10/20%. Tak żebyś był zadowolony z zakupu. Forum: Kupiłem przedmiot na allegro 90% taniej przez błąd. Co byście zrobili ?
(10 pkt) Właśnie udało Ci się sprzedać jakiś przedmiot przez Internet. Napisz list do znajomego z Anglii. Wyjaśnij, co postanowiłeś(-aś) sprzedać i dlaczego się na to zdecydowałeś(-aś).
Bądź na bieżąco z najnowszymi odcinkami podcastu "Rozmowy na zapleczu" i informacjami ze świata e-commerce Zapisz się do naszego newslettera Zapisując się zgadzam się z polityką prywatności. Grzegorz Frątczak: Cześć Jarku! Jarosław Banacki: Cześć! Cześć Grzegorz. GF: Jarku, dzisiaj zaprosiłem Cię do podcastu, żebyś opowiedział nam trochę o swojej firmie, którą tworzysz od 17 lat – jeśli strona dalej nie kłamie, bo to zawsze z tymi datami jest trochę różnie. JB: Najlepiej pisać od którego roku, prawda? GF: Tak. JB: Tak, to 17-18 lat. To prawda – tak będzie. Dziękuję za zaproszenie. GF: Czyli pełnoletni już niedługo? JB: Tak. To prawda. GF: To znaczy, że wypuścisz w świat, bez dozoru? JB: Może. Mamy system dziesiętny, to może 20-lecie będziemy świętować. GF: Okej. Jesteś szefem, właścicielem Gdybyś mógł krótko nam opowiedzieć, gdzie teraz jest Cyfrowe, żeby słuchacze mieli pewien kontekst. JB: No to tak. Wiek już podałeś. Miejsce urodzenia: Gdańsk. Jak duzi jesteśmy? Jest już kilkadziesiąt osób. Mamy 5 sklepów stacjonarnych w różnych miastach, mimo że głównie żyjemy z e-commerce’u. Za zeszły rok było 104 mln złotych przychodu. To robi jakieś tam wrażenie, gdy mówi się taką liczbę, tylko pamiętajmy, że my sprzedajemy drogie rzeczy. To nie są książki. Dla mnie zrobienie 100 mln z książki, to jest wielki szacun i chylę głowę. To jest rząd 5 tys. wysyłek miesięcznie plus sprzedaż przez sklepy stacjonarne. To mniej więcej charakterystyka jeśli chodzi o rozmiar. Jak wygląda charakterystyka klienta dla branży foto-video? GF: Tak, bo są to produkty premium, czyli różne aparaty i inne sprzęty po parę-, paręnaście tysięcy. JB: Nawet są takie – tak, to prawda. “Trzeba wziąć pod uwagę, że zmienia się klientela i sprzedajemy, rzeczywiście drogie rzeczy – dla profesjonalistów, dla biznesu. Zwykły człowiek, już – nie oszukujmy się – bardzo często fotografuje czy filmuje po prostu smartfonem. To wiemy i taka jest ewolucja rynku.” GF: Okej. I ta grupa docelowa Was nie interesuje? JB: Nie. Jak najbardziej interesuje. Z tym, że ona maleje. Po prostu. U nas kupują profesjonaliści, biznes i hobbyści. Mimo wszystko, masz większe możliwości kreatywne trzymając aparat niż smartfon i robiąc skomplikowane zdjęcia. Czy zdjęcie za zdjęciem, a tu mama dzwoni. Są takie różnice, które są wyraźne i myślę, że to się długo, długo nie zmieni. Zaufanie jako przewaga konkurencyjna w ecommerce GF: Tak myślę o tym, że mam wydać kilkanaście tysięcy złotych w sklepie za jakiś sprzęt, i oni mi to wyślą. Najpierw przecież, muszę przelać kasę – zapłacić. I muszę zaufać, że mi przyślą towar. Rozumiem, że tak działacie? Nawet przy tych dużych paczkach? JB: No tak, tak. Z resztą, jeżeli mówimy już o sprzętach po kilkanaście tysięcy złotych, no to nie oszukujmy się, że teraz już nawet dosyć trudno pobranie zrobić. Z resztą pobranie – i jego popularność dramatycznie zmalała, szczególnie w tym roku – to wiemy. No tak, ale tak jak już mówiliśmy, jesteśmy już tyle na rynku. Można przeczytać w sieci, w przeróżnych miejscach, że nie bawimy się w jakieś cegły w przesyłkach. To w ogóle nie wchodzi w grę. “Powiedzmy, otwieranie takiego biznesu w tej chwili i naśladowanie nas, to raczej dosyć trudne wyzwanie. Choćby właśnie z tego powodu – ugruntowanego zaufania w sieci.” GF: No właśnie, myślę, że to jest dość istotne w obecnym e-commerce’sie, że to zaufanie się buduje i trzeba jakoś pokazać klientowi, że: “U nas mogą bezpiecznie wydać pieniądze”. Jest to pewnie jeden z czynników: “Jak Ci nie zaufam, to pójdę na Allegro i będę miał to samo, a będę miał pewność, że pieniądze nie przepadną”. JB: Tak. Jest to kawałek budowy e-commerce’u – zaufanie. Szczególnie, jeżeli startujesz, to masz trudny orzech do zgryzienia. Jest efekt wielu czynników, które musisz złożyć. Może nie rejestruj spółki na Wyspach Owczych. Trzymaj jednak domenę “pl” i porządną stronę – od tego zacznij. Oczywiście, to nie wystarczy. GF: A co według Ciebie co jeszcze musieliście zrobić, żeby klienci Wam zaufali z taką kasą? JB: To jest ogromny proces. Pamiętam, że jak startowaliśmy w 2002/2003, gdzieś końcówką 2002 roku, to zaczynaliśmy sprzedawać przez Internet, ale bardzo dużo ludzi chciało jednak odbierać towar. To były inne czasy, i to zaufanie było dużo, dużo mniejsze. Nawet regulacje prawne, ochrona prawna była zupełnie inna. Dlatego więc był umożliwiony sposób odbioru. Dopiero w 2008 powstał pierwszy sklep poza Gdańskiem, a tak, to od początku działalności był sklep stacjonarny. No i na tym, że tak powiem, budowaliśmy nasze zaufanie. Rzeczywiście, fizycznie istniejemy, pokazujemy, że za tym stoją ludzie, że jest siedziba, że jest telefon stacjonarny. Wtedy to miało znaczenie, bo każdy numer komórkowy, to że tak powiem, to nie wiadomo co to jest. Że zniknie. Teraz to się już wszystko wypłaszcza. GF: A jak myślisz, czy coś jeszcze jest, żeby takie zaufanie do marki pozyskać? JB: Klasycznie… “…występujesz tam, gdzie ktoś inny zweryfikował Twoją tożsamość czy Twoją pewność biznesu i jakość. Choćby jesteś na Allegro, jeżeli tam masz opinię, to znaczy, że oni – takie Allegro – zadbało o to, nie wykopało nas, czy nie wykopało Ciebie. To znaczy, że mniej więcej jest okej.” Jesteś na Ceneo czy masz sposób płatności PayU, czy PayPal, no to też jakoś Cię zweryfikowali. To działa w ten sposób. Jeśli przyjmuje się dużo usług elektronicznych, jeżeli zautoryzujesz się swoim kontem, przelewem za złotówkę, to się przyjmuje, że bank Ciebie zweryfikował fizycznie z dokumentem, no to jesteś okej. Ty to Ty, czyli ja też Ci mogę zaufać. Przecież tak możesz założyć Profil Zaufany, który urzędowe wielkie sprawy potrafi założyć. Tutaj też to działa w ten sposób, że możesz przenosić. Kiedyś to działało: zależy co tam sprzedajesz, to bierzesz logo zaufanego partnera – dużej firmy, której produkty na przykład sprzedajesz no i przyjmuje się domniemanie – konsumenci przyjmują, że jeśli ta firma nie zareagowała, nie zagroziła: “Proszę zdjąć nasze logo z tej złej strony”, no to już jest kolejny jakiś kamyczek do budowania tego zaufania. Jak zbudować ecommerce od zera? GF: Wy budowaliście to zaufanie od 17 lat. Jak to się zaczęło? To 2003 rok? Tak? JB: To był gdzieś 2002. Był wtedy taki lekki kryzys, opóźniony po bańce internetowej. I tak jak liczyłem, to tak nie do końca mi się składały zyski z innej działalności. Wtedy sprzedawałem komputery, obsługa firm i tak dalej. No to tak mówię: “Boże, za te pieniądze, to lepiej iść na etat”. I tak się rozglądałem. Miałem wtedy aparat fotograficzny, cyfrowy. Wtedy na mieście, jak trzymałeś tak aparat z daleka, to się patrzyli jak na dziwoląga – to były takie czasy. I jakoś tak z jednym znajomym się skumaliśmy. Ktoś już tam sprzedawał przez Internet aparaty: “to żre, to jest przyszłość, warto to robić”. I tak zaczęliśmy już pod koniec 2002., a samo – domena, na czym już budowaliśmy markę, to była pierwsza połowa 2003 roku. GF: Czyli, po prostu, zauważyłeś, że tych produktów nie było i chciałeś je sprzedawać. Sam je sprowadzałeś? Czy miałeś jakiegoś hurtownika, od którego kupowałeś i dopiero odsprzedawałeś? JB: To było różnie, bo tu w Polsce już były jakieś dystrybucje. Troszeczkę z Niemiec. To wszystko raczkowało, było jeszcze mało marek, które w ogóle to produkowały. Więc – tak, zdobycie towaru nie było problemem. GF: Okej. Czemu klienci wtedy u Was zaczęli kupować? JB: Bo mieliśmy. Bo było taniej. Bo mieliśmy największy wybór. Bo fotografia cyfrowa zyskiwała na popularności i jak się szukało, to się znajdowało nas w Internecie. I tak wszystko to po kolei. GF: Czyli taka przewaga “pierwszego” na rynku? JB: Nie sądzę, żebyśmy byli pierwsi. Na pewno nie. GF: Ale w tym takim pierwszym trendzie? JB: Tak, w tym jakby pierwszym rzucie sklepów specjalistycznych, sklepów fotograficznych. Bo wiadomo, że elektro-markety, jak tylko to było możliwe, to też to sprzedawały. Ale byliśmy od razu specjalistami. ” Mieliśmy wszystkie marki, wszystkie akcesoria do tego i na tym zbudowaliśmy swoją tożsamość. Tak jesteśmy kojarzeni i tak zbudowaliśmy też kadrę, która rzeczywiście – skupia pasjonatów – ludzi, którzy się znają na tym. Mają, czy to studia kierunkowe, czy po prostu zarabiają na robieniu zdjęć, czy filmów. I to się obroni przed innymi firmami, które przerzucają pudełka i nie bardzo rozróżniają jedno od drugiego.” GF: Okej. A po czym klient rozpoznaje, że nie przerzucacie pudełka jednego po drugim? JB: Jeżeli już ma z nami kontakt, to wie, że jest ta fachowa porada. Jeżeli nie kontaktuje się z nami, musiałby uwierzyć na słowo, że jesteśmy fachowcami. Wtedy powiedzmy, wchodzi na stronę i patrzy, że my mamy tylko ten asortyment. Filmowanie, fotografia i od A do Z. Jeżeli oni robią tylko to, to się znają. To jest charakterystyka niszowych, czy – no nie wiem, jak to nazwać – monotematycznych? No nie uważam, żebyśmy byli niszowi, jeśli odpowiadamy za kilkadziesiąt procent rynku w Polsce, w niektórych kategoriach. Więc trudno powiedzieć. GF: To sporo. JB: Tak, ale jako branża można powiedzieć, to tak. To jest specjalistyczny – może nie niszowy, ale specjalistyczny sklep. No to chyba się zna. Idziesz do dilera Mercedesa, to chyba zna się na Mercedesach. Jak doradzać klientowi przez Internet? GF: Tak. Tak o to pytam, bo spotykam wielu chętnych do postawienia, zrobienia sklepu i jedną z rzeczy, którą mówią to: “My doradzimy klientowi”. Ja zawsze się pytam: “Ale jak doradzicie klientowi?”. W sklepie stacjonarnym przyjdzie klient i Wy mu tam doradzicie, to jest jedna rzecz. A na stronie internetowej, przez sklep, jak doradzić? I zastanawiam się zawsze co Oni przez to rozumieją? To nie jest takie hop-siup doradzać klientowi przez sklep internetowy. Nie wiem. Czy Wy macie jakiś wypracowany patent? Jak Wy to robicie, że klient wie? JB: Poruszasz bardzo fajny i trudny temat. Lojalność ludzi skaczących po stronach z jednej strony do drugiej jest żadna albo prawie żadna. Więc: “Tu skorzystam z wiedzy, a tu kupię, bo taniej” i tak dalej. Tak? To jest zagadka. Zależy, co sprzedajesz, bo jeżeli sprzedajesz lodówki, to nie wiem, co chcesz doradzać w lodówkach? Każdy wie, jaka lodówka jest, bo każdy ma lodówkę, tylko mu się zepsuła. Więc tu, z całym szacunkiem dla sprzedawców lodówek, wielkiej filozofii nie ma. Każdy twierdzi, że zna się na lodówkach. Na szczęście, fotografia i filmowanie, to jest dziedzina sztuki. To jest bardziej skomplikowane. I okej, każdy może “pyknąć” zdjęcie, ale niekoniecznie będzie to artyzm, albo czasopismo kupi to na okładkę. Prawda? W ten sposób. Tu jest dużo do zrobienia. Poza tym jest to proces tworzenia i satysfakcji z tego, że jednak zrobisz zdjęcie. Może jest już takich zdjęć 10 tys. jest w Google, ale to zrobiłeś Ty – samodzielnie uzyskałeś taki świetny efekt. Dlatego, to jest takie piękne. Że tak powiem – ładuje akumulatory. A wracając do pytania, do doradzania – no to cały content marketing. Kreowanie się na eksperta. Blogi, nie blogi. Konferencje i tak dalej. To jest żmudna praca. GF: Okej. A co rozumiesz przez content marketing w Waszym przypadku? Pisanie: “10 najlepszych aparatów cyfrowych w 2020”? JB: No tak. To tak brzmi trochę – ten content marketing, jak pod SEO. GF: Tak. JB: Prosty przykład – jeżeli naprawdę pokazujesz, jak zrobić lepiej zdjęcie zachodzącego słońca i piszesz to, i ktoś to robi, i to działa. Albo poddajesz fajnego tipsa, no to znasz się na tym. Jak zrobisz to 100 razy czy tam 200 razy i działa, to znaczy, że się na tym znasz. Jeżeli ktoś napisze i potwierdzi jakiś social proof: “Tak, oni się znają na rzeczy”, to ktoś to czyta i tak dalej, i tak dalej. I jest efekt kuli śnieżnej, i budowania całego tego wizerunku. Ale tego nie da się tak z dnia na dzień zbudować. Z dnia na dzień, to można było w tym roku założyć sklep z maseczkami. Wyrzucić dużo pieniędzy do Google’a i się sprzedawało. GF: Jeszcze jest to pytanie: “Za ile to kupiliśmy?”. Bo ja znam kilka osób, które kupowały maseczki w hurcie po 20 zł, zamiast 4 i sprzedawały po 50. JB: I teraz zostali z towarem. GF: Niektórzy tak. Najbardziej śmiałem się z tych, którzy mówili, że za drogo sprzedają. Ale to nie jest tak, że mogli na tym zyskać. Mogli też stracić, bo przecież to okno mogło się skończyć szybciej niż przewidzieli. Przecież maseczki, wbrew pozorom, zaczęły bardzo szybko tanieć. JB: Popyt i podaż. GF: Tak. Z tymi maseczkami było to jak takie trochę granie na giełdzie – czy wygram, czy przegram? Czy będę miał na czas? No dobrze. Czyli to jest to. Natomiast, zacząłeś – krok po kroku. Pierwszy sklep poza Gdańskiem w 2008. JB: Tak. To była Warszawa. GF: I co tam się działo? Warszawa? JB: Warszawa. GF: Czemu Warszawa? Ponieważ tu jest większy rynek? Czy jakiś inny powód? JB: Bo to duże miasto. Ponieważ było stamtąd dużo klientów. Chcieli mieć taką możliwość. Widzieliśmy również potencjał, że inni są tylko w Warszawie i dużo sprzedają. Cały czas widzieliśmy ten trend, że klienci potrzebują przyjść i zobaczyć fizycznie. Doradzić, a nie jednak wszystko przez Internet. No i dlatego. Jakie zmiany zaszły w ecommerce? GF: No tak, rzeczywiście. Jeszcze, pewnie wtedy ktoś, kto miał wydać kilka, kilkanaście tysięcy, to chciał przynajmniej mieć wymianę z ręki do ręki, że tak się wyrażę. I w czasie tych 17 lat, widzisz jakieś takie zmiany w e-commerce, które powodowały, że trzeba było inaczej podejść do całego biznesu, do modelu, żeby w ogóle utrzymać się na tym rynku? JB: Do modelu biznesowego? Nie. Model biznesowy raczej pozostaje ten sam, prawda? Kupujemy, sprzedajemy przez Internet. To zależy, jak kto rozumie model biznesowy. Zmiany są przeróżne. Jeśli się zastanowić, to sam wpływ Google’a i wszystkiego dookoła. To, że SEO kiedyś było bardzo prosto robić i dawało super efekty, a teraz to jest wielka rzeźba i niekoniecznie zadziała. Powiedzmy więc, że niekoniecznie model biznesowy, co strategie i na co postawić? Na priorytety? To tak. Kiedyś, były takie czasy, że nie było social mediów. Można powiedzieć, że ich nie było, albo na pewno nie miały takiej roli, jak teraz. Nie było tego, to się tym nie zajmowałeś. Byłeś tylko SEO, Google i jakieś katalogi, bo było coś takiego, jak katalogi stron. W ten sposób. I to wszystko. I Google AdWords. Teraz jest to w tylu przeróżnych miejscach: czy Marketplace’ach, czy blogach, czy przeróżnych tego typu serwisach. “Trzeba być tam, gdzie są klienci – to po pierwsze. No i zastanowić się, czy stać nas na to, żeby być wszędzie. Na pewno zmieniło się to, że jest to bardziej skomplikowane. I zaczynanie teraz – to albo masz unikalny produkt, mega pomysł, albo dużo pieniędzy, żeby naprawdę, gdzieś wypłynąć.” GF: Tak. JB: Ale wiem, jestem przekonany, że jest bardzo dużo nisz: nisz produktowych, nisz usługowych, nisz biznesowych, gdzie jest to możliwe. Nie sądzę, żeby ktoś był w stanie zbudować teraz – dzisiaj zacznie i zbuduje – na przykład kolejne Allegro, X-com, czy innego wielkiego. To bardzo trudne i na pewno nie z domowego garażu. Takie jest moje przekonanie. GF: Tak. JB: Jeśli już, to ma jakiś fundusz, jakąś wizję. I wielu było takich, którzy próbowali pobić Tuzów i tu się nie udało. Albo paliwo się skończyło. Po prostu. GF: Powiedziałeś, że jest wiele rzeczy do zrobienia, ale budżet ograniczony. JB: Tak. Priorytety w prowadzeniu sklepu internetowego GF: To jak wybierasz te rzeczy, które są do zrobienia w tym ograniczonym budżecie? Chciałem tu zauważyć, że nawet takie duże sklepy mają ograniczony budżet. JB: Tak. Klasycznie – patrzysz, ile włożysz i ile z tego wyjmiesz? Jeśli możesz to zmierzyć, to super. Jeśli nie możesz tego zmierzyć, to idziesz na wiarę czy na symulację, że ten produkt będzie się sprzedawał, ponieważ jest taki fajny. Po czym to poznasz? No – jest fajny, wszyscy o tym piszą. No i dobra – robisz, ryzykujesz. Stawiasz na to. “A pewnie nie jest żadnym odkryciem, że trzeba być zwinnym i weryfikować to czy to się sprawdziło, czy się nie sprawdziło. I ewentualnie podejmować bardzo trudne decyzje. Nie – zamykam tę linię produktów. Nie – przerzucam się na to . Szkoda, smutno, fajnie było, ale…” Wybieranie priorytetów – to mniej więcej w ten sposób. Oczywiście, zawsze można powiedzieć: “Bo ja chcę, bo jestem szefem”. Tylko gdzie to nas doprowadzi? Jeżeli podejmę 10 decyzji tego typu pod rząd, to możemy wylądować na poboczu. GF: Tak. JB: Według mnie: “…prowadzenie biznesu, to jest podejmowanie dobrych decyzji. I to co najmniej kilku dobrych decyzji pod rząd, albo znacząco więcej dobrych decyzji, niż tych złych. No bo zawsze jakieś porażki będą.” GF: Tak. Ja kiedyś usłyszałem, że: “Biznes jest prosty. Wystarczy robić dobrze kilkadziesiąt rzeczy na raz”. JB: Coś w tym jest. To na pewno bardzo pomoże. Szukanie szans na rozwój sklepu internetowego GF: Tak. To jest, po prostu, wiele rzeczy, którymi trzeba się zająć i dopieścić. Żeby było śmiesznie – nie trzeba robić ich perfekcyjnie, tylko żeby dobrze było. Tak jak Ty mówisz: tych dobrych decyzji musi być ciut więcej, a przynajmniej pozytywnych skutków tych decyzji, powinno być ciut więcej niż tych negatywnych. I ja się właśnie zastanawiałem, jak u Ciebie wygląda ta decyzyjność? To obserwowanie: “Okej, to teraz w to wejdziemy, albo w to nie wejdziemy? Albo to przestaniemy robić, albo to zaczniemy robić”? JB: Musisz chłonąć informacje. Czytać, co się dzieje. Patrzeć, co się dzieje. Patrzeć na dużych, na duże sklepy. I patrzeć, dlaczego one to robią? W jakim stopniu mi to pasuje? Jak to ma się do mojego biznesu? To nie chodzi o kopiowanie 1:1, w ciemno, ale szukanie bardziej inspiracji i zapytania: “Ale czy to u mnie ma sens? Na ile to ma u mnie sens?”. GF: Tak. JB: Czyli podpatrujesz innych. Niekoniecznie konkurencję. Może to być: ja robię w elektronice, patrzę w Fashion i: “O! A może to jest opcja?” i teraz masz. Później, czasami, jest taki dylemat, że jeśli nikt tego nie robi, to z jakiegoś powodu. I albo oni to sprawdzili, zmierzyli, że to nie ma sensu. Nie wiemy. Albo oni nie wpadli na to, że to zadziała również w tym biznesie. Wtedy, to już musisz podjąć jakąś tam decyzję, na podstawie czy intuicji, czy badań i sprawdzenia: “A spróbujmy”. Wiadomo, że teraz często się testuje. GF: Tak. JB: Robisz czy testy A/B, czy coś innego. Zobaczysz jak to się sprawdza, to wtedy rozszerzasz to na cały serwis. Wystarczy popatrzeć na dużych: czy Allegro, czy Amazon, czy Google. Oni są tak ogromni, że nie mogą włączyć jednej funkcji wszędzie. Musieliby to rozpropagować pod data center. Dlatego najpierw są lokalnie, dla jakiegoś rynku. Sprawdzają, jak to działa i dopiero później puszczają dalej. No i tak to w dzisiejszym świecie wygląda. GF: Czyli, przede wszystkim patrzysz na innych. Tak po pierwsze, żeby zdobyć wiedzę. Czytasz i na podstawie tego wyciągasz wnioski: “Co ja mogę zrobić? Gdzie te trenty idą? Jak to wpłynie na mój sklep? Co z tego ja mogę zrobić?”. JB: Tak. Patrzysz również na dane o swoim biznesie, którymi dysponujesz. Dane o klientach, ich zachowaniach, gdzie się zmieniają. Tak jak u nas – na przestrzeni lat ogromnie się zmieniło. Aparaty – sprzedaż aparatów szła gdzieś mniej więcej do 2010 roku. Wtedy na świecie sprzedało się około 126 mln aparatów cyfrowych i od tamtego czasu spada. Dzisiaj mamy 2020, to 2, 3 lata temu, to było 25 mln. Teraz już trochę wyhamował spadek, więc sprzedaż wynosi między 22-25 mln sztuk aparatów cyfrowych na całym świecie. Czyli, rynek spadł 4-5 razy. Wyzwania ecommerce w branży foto-video GF: I myślisz, że będzie dalej spadać? JB: Myślę, że tak. Na pewno się zmienia, bo to zmiany technologiczne i pewnie będzie jeszcze spadał. Z drugiej strony idą telefony komórkowe, które mają takie fiku-miku, wielkie możliwości. Z tym, że kupować iPhona za 5800, to może lepiej kupić takiego za 2 tys. plus za 3,5 aparat, który pewnie będzie robił zdjęcia lepiej. Raczej, przy tych poziomach cenowych, to tak. Z tym, że kiedyś to zejdzie, że za 2 tys. będzie robił cuda-wianki i na kiju: i rozmywał tło i wysyłał do babci z poprawionym tłem. GF: I masz taki plan na czas, gdy zapali się żółte światło: “Kurde, to za bardzo spadło i muszę wymyślić, co dalej z tym biznesem? Bo inaczej…” – no, model biznesowy. JB: Wiesz co, ja to żółte światło mam od 4 czy 5 lat, ale nadal rośniemy. GF: Okej, czyli zjadacie inną część rynku? JB: Tak, tak. To z pewnością. Inni stwierdzają, że nie warto. Jeżeli jesteś numerem 1, to przejmujesz rynek. GF: Okej. Czyli się specjalizujesz. JB: Poza tym, jest bardzo dużo nowych kategorii: drony, kamery sportowe, oświetlenie do studiów fotograficznych. I to nie tyle, że studia fotograficzne – to jakiś fotograf. W tej chwili to biznesy potrzebują. E-commerce przecież potrzebuje. Wiemy nie od dzisiaj, że dobre zdjęcie sprzedaje lepiej, niż opis. Tak? Musisz mieć dobre zdjęcie. Allegro wymaga od Ciebie dobrych zdjęć. Takich i siakich, i tak dalej. To już nie jest komórka na podłodze: “Pach! I lecę”. Takie zdjęcia, to sobie możesz ma OLX robić, żeby uwiarygodnić, że sprzedajesz prawdziwy przedmiot. To wiemy, ale to nie w profesjonalnym e-commerce. GF: Okej. Czyli z tego, co mówisz, zmienia się i trochę grupa docelowa, i trochę rynek się zmienia, a Wy się dopasowujecie do tego i dorzucacie kolejne rzeczy. JB: Tak. Z ostatnich lat, to rośnie jednak obrazek ruchomy, czyli jednak rośnie film, filmowanie. Nawet w e-commerce’sie. Prawda? GF: Tak. JB: Prezentacje produktów w formie filmu: czy to jakiś tan unboxing, czy to modelka chodząca po wybiegu, czy coś w tym rodzaju. No to, zdecydowanie to – to pomaga. Szczególnie, jeśli masz produkt nie taki, który ma na Filipinach i w Stanach Zjednoczonych ten sam opis, z czym my mamy problem, ponieważ te produkty są powtarzalne. Ale jeżeli jesteś szwalnią z Łodzi, to opis produktu powinieneś mieć rzeczywiście topowy. GF: Z tego, co mówisz, to masz takie podwójne wyzwanie? Nie dość, że zmienia się cały e-commerce, czyli to, że kończy się SEO, zaczynają się social media. Social media się kończą, czyli coś innego wchodzi, to jeszcze u Was jest: kończą się aparaty – trzeba wymyślić kolejny produkt, kolejną jakąś niszę, w którą wejdziemy i która pomoże nam utrzymać pozycję numer 1 w branży, którą sobie wybraliśmy. JB: Tak. Nie ma chwili oddechu – można tak powiedzieć. Tym bardziej, że to jest biznes bardzo kapitałochłonny. Dlatego te marże w elektronice są małe, ponieważ na tych 3%, czy 5%, jakieś tam złotówki są, bo to jest od dużej kwoty. Nikt ciuchów nie będzie sprzedawał na 5% czy na 10%, bo to jest głupota. Wiadomo. I nie da się za to wyżyć. A tutaj jest taka presja. I dwa, że jak jak rozmawiam ze znajomym, który ma sklep sportowy i on mówi, że ma magazynu 800 tys. złotych. Ja mówię: “Stary, to moja jedna dostawa lustrzanek czy aparatów”. GF: Tak. JB: A on pokrywa wszystko. Jak ma buty, to ma w różnej rozmiarówce. I on ma wszystko. I dobrze żyje na tym. No to ja mówię: “O rany!”. GF: Czyli jeszcze tu jest wyzwanie, żeby ten magazyn zapełnić i pewnie dobrych parę baniek gotówki, jak nie więcej, jest zamrożonych? JB: Tak. GF: Teraz, przy takiej marży – skąd wziąć taką gotówkę, żeby zamrozić na magazynie? JB: No tak – bogaty wujek z Ameryki. My już jesteśmy tyle na rynku, że cały czas reinwestowane zyski zbudowały pewien kapitał, więc jest dużo prościej. GF: A czy widzisz w swojej 17-letniej karierze, takie drastyczne i nagłe zmiany w e-commerce? Takie działania e-commerce, które miały wpływ na twój sklep? JB: Drastyczne zmiany w e-commerce? GF: Może nie drastyczne, ale takie znaczące? JB: Znaczące? Chyba nie wyczuwam takiego ogromnego jakiegoś przejścia – nie wiem – jakiś algorytm się zmienił czy ktoś tam, coś w tym rodzaju. Od wielu lat słyszymy, że jak Amazon wejdzie do Polski, to pozamiata. To może być duża zmiana, no ale to kolejny konkurent. Kwestia, jak bardzo będzie mu się chciało zamiatać. Co to znaczy, że on wejdzie do Polski? Przecież już można kupić. Nawet regulacje prawne: te zmiany w zwrotach czy coś, czy takie RODO, to były kolejne takie rzeczy, którymi trzeba się zająć, ale one nie spowodowały przewrotu na rynku e-commerce. To jest raczej ewolucja. Pamiętam, że jak zaczynaliśmy, czy gdzieś tam w latach 2006, coś koło tego, to pobranie odpowiadało za około 67% wysyłek czy zamówień. Teraz, nawet już przed pandemią jeszcze, to już było między 20 a 30%. Teraz, po pandemii, to już jest na szarym końcu. Z jednej strony pandemia, z drugiej strony wzrost zaufania do nas, z trzeciej strony wygodne płatności online, z czwartej strony ochrona prawna i bezpieczeństwo, z piątej strony jeszcze znowu zaznajomienie się z zakupami online. Czyli, już się nie boją tego, wiedzą, jak do tego przekonać. Więc to wszystko buduje to, że to jest taka ewolucja. Czy podążać za trendami w ecommerce? GF: To trochę też się mi potwierdza, że to nie jest tak drastycznie. Chyba że jest pandemia – to jest drastyczna rzecz. Ale, pewne trendy się zaczynają i one tak płynnie przechodzą. I to trwa trochę – rok, dwa. I teraz chyba ważniejsze jest pytanie, w który trend wejść? Który przetrwa tę próbę czasu? Bo pewnie nie pamiętamy, ile trendów nie przetrwało. I żeby wejść w dobrym momencie. JB: No – tak. To jest właśnie to, o czym mówiliśmy. Skąd inspiracje, jak to wyłapać i zadecydować, że robimy to, a tamtego nie robimy? Wskoczysz do tego wagonika, zapędzisz się i teraz postawisz wszystko, że teraz: voice search. Że w ogóle, w e-commerce’sie musi być voice search. No pewnie tak. Ale pytanie: czy już teraz? I pewnie: jak bardzo? Ja pamiętam, na jakiejś konferencji, chyba 2008 rok. Występowałem i już wtedy było, że aplikacje na komórki – to już trzeba mieć. Może to było troszeczkę później? Ale: czy mieć, kiedy mieć aplikację na komórkę? Sklep powinien mieć. Ja mówię: “Ale, to tak sprawdźcie co da to klientowi? Jaką wartość mu da i czy akurat Twój sklep – czy on będzie chciał zainstalować aplikację i korzystać. Jeśli on ma to samo przez stronę, to po co miałby mieć kolejną ikonkę? Na spokojnie się zastanowić”. Minęło lat 10 i my aplikacji nie mamy i nadal bym się zastanawiał, co mogę zaoferować w tej aplikacji bardziej niż na stronie. To jest raz. Dwa, no niestety, u nas się nie kupuje tak jak soczewki kontaktowe, gdzie w aplikacji mógłbym zrobić: Twoje ulubione soczewki – kliknij tu, ponów zamówienie czy coś w tym rodzaju, bo robisz to tak często. Nie jest to tak fajnie, że ktoś kupuje to bardzo regularnie. To nie jest karma dla psów. GF: Tak. Chociaż z drugiej strony, jeszcze dwa lata temu chciałem klientów, którzy pytali się mnie, że oni chcą aplikacje. I to był taki jakiś trend, że wszyscy muszą mieć aplikację na telefon. Teraz nie słyszę o tym. Chyba firmy, które miały klientów, że tak się wyrażę, na te aplikacje, już zobaczyły. Ja mówię: “Sorry, ale po co Ci to? Nie dość, że musisz gonić klientów do sklepu, to jeszcze do aplikacji? To jest 3 razy trudniejsze, żeby zachęcić kogoś do instalacji”. Szczególnie, że teraz ludzie nie instalują tylu aplikacji, co kiedyś. JB: No tak, to prawda. Ale jak masz taki biznes jak OLX i tam dajesz wygodną możliwość wymiany informacji pomiędzy kupującym, a sprzedającym, zamiast e-mail. To to już jest ta wartość, którą tak nie do końca na stronie zamodelujesz. GF: Tak. JB: W samym sklepie musisz jakieś funkcje zrobić, które są przydatne. “Ja potrafię sobie wyobrazić, że nawet my moglibyśmy mieć taką aplikację, tylko znowu to jest kwestia priorytetów. Ja wiem, co ja bym w niej umieścił i byłoby fajnie dla naszych klientów. No ale to – albo tamto. Co zrobić? Za co zapłacić?” GF: Tak. No właśnie, czy w ogóle w tym jest potencjał? To, że 5%. moich użytkowników będzie to wykorzystywać, to co mi z tego? Tak? JB: Tak jest. Obecność w social mediach – co jest miarą sukcesu w ecommerce? GF: I te trendy – właśnie – w które wchodzić? Tak sobie obejrzałem Wasze social media i mówisz, że social media weszły. I tutaj ujawnię tajne informacje: czyli na Facebooku macie z 25 tys., ale na Instagramie i na YouTubie to tam po 5 tys. Nawet niecałe. Tak? Instagram teraz szaleje, tam setki tysięcy. Ale pewnie to nie Wasz klient, który chciałby oglądać ładne zdjęcia? JB: Instagram, to jest o ładnych zdjęciach, więc jak my się zajmujemy zdjęciami, to też tam powinniśmy być. Tylko co z tego wyciągnąć? Że oni oglądają? Czy kupią, nie kupią? To jest na pewno element, że tam trzeba być i dawać jakąś inspirację. No ale to wiesz. Tu możesz więcej przyłożyć, tu mniej i tak dalej. Wśród naszej konkurencji jesteśmy niekwestionowanym liderem, jeśli chodzi o YouTube i to, że tylko tyle albo można powiedzieć, aż tyle subskrybentów. I nie kupionych w Indiach, tylko zasłużenie zdobytych w sposób organiczny, że tak powiem. GF: Tak się właśnie zastanawiam czy w ogóle macie szansę na większą ilość subskrypcji? Zwykły użytkownik nie będzie subskrybował kanału o aparatach, bo on potrzebuje tu i teraz, na przykład filmik instruktażowy, więc po co subskrypcje? U Was widzę, że też są informacje bardziej dla fotografów. JB: Naszym hasłem jest: “Lepsza fotografia, lepsze filmy”. My pomagamy w robieniu ciekawszych ujęć, ciekawszych kawałków. No bo, jak już wszyscy mają telefony i wszyscy kręcą, to: “Ja chcę zrobić to lepiej”. Czyli, weź tutaj, zaświeć tą lampą dodatkową albo weź przyczep telefon czy kamerkę na kiju i z góry przeciągnij, i tak, i zobacz jaki efekt jest. Satysfakcja i duma są wtedy ogromne, jeżeli pokazujesz rodzinie inne ujęcie na tym filmie czy w ogóle zdjęcie. I takiego nikt nie ma. Wszyscy mają te płaskie, jak Japończyk na tle pomnika – taki przysłowiowy, stereotypowy. GF: Tak. JB: Więc, tu jest duże pole do popisu, bo jeżeli wszyscy robimy zdjęcia – zobacz, nawet sam Instagram wykreował to, że muszą być takie cukierkowe, piękne i tak dalej. Niektórzy robią po 17 razy to zdjęcie. Nawet selfie, że musi być to, to w kadrze, ostre i tak dalej. Potencjał jest i to nie tylko dla fotografów. GF: Tak. Ostatnio poznałem Joasię z Zielony Detox. Joasia robi filmy z komórki. Ale takie bardziej wiedzowe, bo ona ma o suplementach, o zdrowym życiu i aż mnie zszokowała, że to wideo jest słabej jakości. Audio jest okej, bo mikrofon zewnętrzny ma. Natomiast, wiedza, którą ona przekazuje, jest dużo ważniejsza, niż samo wideo. Ona ma po 25 tysięcy subskrypcji na YouTubie i na Facebooku, i poprzez te kanały sprzedaje ze swojego sklepu. I to pewnie wynika stąd, że trzeba wiedzieć, czego oczekuje nasza grupa docelowa. Co jest ważne? U niej ta wiedza, którą przekazuje jest ważniejsza. U Was pewnie to zdjęcie i parę innych, żeby w ogóle się przenieść się do świadomości. JB: Tak i nie. Odpowiedz sobie na takie pytanie: “Co by było, gdyby jeszcze oprócz audio miała świetny obraz?”. I nie, że przez godzinę tylko siebie pokazywała, ale plansze, pokazała produkt. GF: Tak. JB: Nie wiem – jeśli to by był YouTube i tak dalej. Masz wtedy i dobre audio, i dobre video. I ten, kto chce oglądać, to ogląda. Ten kto nie chce, to tylko w tle. Wtedy masz dodatkowe, moim zdaniem, ileś procent ludzi zadowolonych czy chętnie oglądających. Ale to jest znowu kwestia priorytetów. Naucz się, podłącz sprzęt, zrób, zmontuj. A może na żywca? GF: Tak. JB: Ja absolutnie tutaj nie deprecjonuje. Super! Brzmi jak ogromny sukces i rzeczywiście ogromna wiedza, więc trzymam kciuki i wielki szacunek za coś takiego. Ale jest jeszcze ogromne pole do popisu. Prawda? GF: Tak, oczywiście że jest. Ona też zaczyna. Tylko po prostu mnie tak zszokowało, że pomimo, że tak zaczęła – po prostu zaczęła robić. Niektórzy chcą do perfekcji i nie zaczynają robić, a Joasia zaczęła po prostu to robić. I to wzięło, zagryzło. Myślę, że bardzo duże znaczenie ma to, kim jest nasza grupa docelowa i czego oczekuje? Co im dać, żeby ich przyciągnąć do naszego sklepu? JB: Dokładnie, dlatego – to o czym mówiliśmy – jak trudno jest zacząć. To jest świetne. To jest fajne. To daje taką energię, że nadal są biznesy, sektory czy obszary, na których to można robić. Oczywiście, ja bym się nie rzucał na kolejny krem czy kolejny sklep z kosmetykami, bo się totalnie na tym nie znam. Jak dla mnie, to jest ich tak wiele, że głowa boli, ale na pewno da się to jakoś tam spozycjonować. Kiedy i co ile weryfikować grupę docelową? GF: Tak. Powiedz mi, co ile weryfikujecie czy wasza grupa docelowa, Wasz idealny użytkownik się zmienił? Skoro się rynek zmienia. Analizujecie? Maciej spisane – to się teraz tak dobrze nazywa– persona zakupowa? JB: Persony? GF: Tak. Opisane dokładnie. JB: Nie mamy tak jak w kalendarzu – co luty zmieniamy. To tak nie ma. GF: Okej. JB: To bardziej wynika z czegoś – albo że pojawiają się dane, albo pojawia się problem, albo pojawia się wyzwanie, że chcemy zrobić coś nowego: “To hej! A to zbadajmy, ile tych klientów jest takich, a ile zmieniło takich”. GF: Tak JB: Bardziej w ten sposób. GF: I to robicie jakieś badania? Czy po prostu, na danych w sklepie jak to widzicie? JB: Dane w sklepie lub próbkujemy. Zdarzało się, że robiliśmy ankiety. Tylko, że to jest zawsze deklaratywne i to różnie wychodzi. Bardziej na tym, na co mamy i to próbkujemy, do czego to jest. Ale to tak trudno jest na przykład zmierzyć, jaki procent, czy który klient? Jaki procent obiektywów jest używany do filmowania, jaki do fotografowania? GF: Okej. JB: No nie zmierzysz. Możesz się zapytać, ale on mówi: “To i to”. A w jakim procencie? “No nie wiem”. GF: Okej. JB: Więc, nie wiesz, ilu masz filmowców, jak duży jest rynek filmowy czy coś takiego. W tej chwili jednak aparatami mocno się filmuje. GF: Tak. JB: One dały nowe możliwości kreatywne. Jak się spojrzy na najnowsze czy ostatnie jakieś seriale, czy Netflix’a, czy HBO, czy coś, no to widzimy tę głębię ostrości, kręcenie Tilt-shiftem, czyli część ekranu jest rozmyta: lewa, prawa – nie. Punkty ostrości, płynne przejścia, to to kiedyś można było robić – oczywiście. Tylko, że kamerą za pół miliona, wypożyczenie 25 tys. za dobę, czy coś w tym rodzaju. No i to było zarezerwowane dla innych obszarów. GF: Czyli, po prostu na bieżąco zmieniacie te persony. I mówisz, że bardziej próbkujesz. Jeśli chcesz mieć na przykład jedną personę, to ile według Ciebie klientów musisz mieć przepytanych minimalnie, żeby uznać, że to całkiem dobrze oddaje to kim jest Wasz klient? JB: Teraz to bardziej jest tak, że przyrostowo – nie że czysta kartka i badamy kogo mamy, tylko masz i sprawdzasz czy nadal jest taki udział procentowy w nich. Modyfikujesz to co już miałeś. To pytanie jest trudne, żeby tak jakby wprost odpowiedzieć, jakbym zaczynał od pustej kartki. GF: Okej. Czyli macie po prostu jakieś stałe grupy, które patrzycie czy się procentowo zmieniają, czy nie doszła jakaś nowa grupa? JB: Tak. A to wtedy czujesz, że po prostu: “Patrz, sprzedaje się taki produkt, to, albo jest jakiś trend, ludzie, moda: Okej, to teraz jest młodzież, która kręci, nie wiem – coś tam – taniec albo Street art i coś. Aha, okej. Jaki to jest, mały procent? Czy to jest nowa? Czy to będzie rosło?”. No na razie to mamy incydentalnie, no to zapisujesz sobie, że to jest do obserwacji i bierzesz jakieś dane, że to jest tyle i tyle ludzi i spójrzmy tam za ileś miesięcy, jak to jest. GF: A ta wizja, którą miałeś na początku budując sklep oddaje to, gdzie jesteście teraz, czy się kompletnie zmieniła? JB: W większości oddaje, ale nie jesteśmy na końcu. To jeszcze nie. Musisz mnie zapytać za parę lat, to tak, to wtedy. GF: A jaka jest wizja końcowa? Zdradzisz? Czy to wewnątrz tylko? “Numer 1 w Polsce i na razie nie na Świecie”. JB: Nadal… Nie, nie, nie. Nie na Świecie. Nie da rady. Ale tak – być Numerem 1 w Polsce. Na pewno, na tym obszarze utrzymać tę pałeczkę lidera, zdominować ten sektor. Ale dalej, no tego to nie mogę Ci powiedzieć. GF: I później będziecie takim monopolem, jak kiedyś była Telekomunikacja Polska albo Microsoft. I wszyscy będą skakać tak jak zagracie. JB: No dobrze, dobrze, tak tego sobie życzę. Uważam, że pozycję mamy znaczącą. To cieszy. To jest ogromny sukces całego zespołu, każdego z osobna i wszystkich nas razem, więc to na pewno cieszy i ładuje akumulatorki, że się chce dalej robić. GF: Tak. Ja się w ogóle zastanawiam, bo już trochę powiedziałeś, że jakbyś miał dzisiaj otwierać Cyfrowe, to pewnie byś nie otworzył, bo to chyba jeszcze nie ten moment rynku, żeby budować taką markę. Dobrze zrozumiałem? JB: Tak. Chyba tak. Z elektroniką jest ciężki temat. GF: A jak byś miał tę wiedzę, którą masz dzisiaj i zaczynał w tamtym roku – czyli w tym 2003, to szybciej i łatwiej by Ci poszło? Jak to oceniasz? Te całe doświadczenie, które zebrałeś przez te 17 lat? JB: Zdecydowanie. Ale to wiesz, że umieramy i wtedy mówimy: “O żebym ja to wiedział za młodu”. GF: Okej. JB: Więc to na pewno. Zresztą, jeśli bym się przeniósł w czasie, no to miałbym wiedzę kosmiczną o pewnych rzeczach, że ludzie patrzyli by się na mnie jak na wariata. Więc to nie, to pewnie bym mnóstwa rzeczy nie wykorzystał, bo to nie byłby czas. Na przykład zaczynając, sklep napisaliśmy go sami, bo nie było gotowych platform, tak wprost. GF: Tak. JB: To tak nie było. Więc no, to już jest coś. Ale, przede wszystkim, na pewno by poszło szybciej, sprawniej i lepiej, bez jakichś tam błędów. Ale na takim polu prowadzenia samego, normalnego biznesu – nie mówię e-commerce, technologia – tylko biznes, relacje z ludźmi, zarządzanie ludźmi. I w ten sposób. Ustalanie celów, te umiejętności miękkie i tak dalej. “To jest ogromne doświadczenie, którego nie zdobędziesz w miesiąc czy w dwa, na jakimś kursie. Musisz się potknąć, musisz się sparzyć, musisz wiedzieć, jak rozpoznawać ludzi.” Ja po iluś set, że tak powiem, rozmowach rekrutacyjnych czy zatrudnieniu iluś tam ludzi, no to też mam większą wiedzę do tego jak i kogo – że tak, no to powiem – szufladkować, tylko że do czego się gościu nadaje, a do czego nie i z kim chce współpracować. No to są takie rzeczy i to wtedy idzie prościej łatwiej. GF: Czyli, z tego co mówisz, to trochę tak jak w tej przypowieści chyba biblijnej, a może to nie biblijnej. Że jest bogaty człowiek i biedny. I biednemu dali tę ogromną fortuną od bogatego, a bogatemu zabrali. Dostał 0. I po 5 latach zrobiło się znowu na odwrót. Tak że ten bogaty wiedział, jak dojść do tej fortuny, że tak się wyrażę, a biedny przepuścił, bo nie wiedział jak tymi pieniędzmi zarządzać. JB: Może się tak zdarzyć. Może się tak zdarzyć, bo jeżeli to nagle przychodzi, to możesz tego nie udźwignąć. GF: Zastanawiam się też, jak duże znaczenie ma taka wiedza, którą Ty masz, odnośnie commerce’u versus trochę farta. Gdybyś miał otworzyć teraz nowy sklep, to trzeba wybrać branżę, w której siądziesz. I albo się ma wyczucie – ale też tam jest szansa na wygraną/niewygraną, bo to doświadczenie, które masz pewnie by zaprocentowało dużo bardziej, niż jakby ktoś zaczynał jako amator. Nie mówiąc już, że pewnie łatwiej byłoby Ci wybrać branżę, w której miałbyś otworzyć sklep, żeby to w obecnych czasach miało ręce i nogi. Tak? JB: Tak. GF: Bo z tego co mówisz teraz Cyfrowego sklepu byś nie otworzył. JB: Wiesz co, to jest złe słowo. Ja kocham to co robię. Fotografia, film to piękna sprawa. Więc jeśli o tę stronę pytasz, to tak, może byłoby dużo ciężej otworzyć. Może bym był na tyle głupi żebym się kopał z koniem mając 50 tys. w kieszeni. To rzeczywiście, to bym się kopał z betonową ścianą. To w tym sensie. Nie założylibyśmy bo na dzień dzisiejszy startowanie ze sklepem z elektroniką, z fotografią no to jest… Ciekawe jaki ktoś ma pomysł na to, żeby zaistnieć. Jeżeli jest jakaś konkretna nisza albo Ty jesteś jakimś mega specjalistą w takiej, a nie innej fotografii i coś tam, no nie wiem, no produkt jest powtarzalny i to jest to jest pewien problem. Jak znaleźć pomysł na ecommerce? GF: Jarku, powiedziałeś – ja tak wysnułem, że jeśli miałbyś otwierać sklep, to pewnie w jakiejś niszy, z unikalnym produktem, a nie powtarzalnym. No właśnie, bo teraz na wiosnę wszyscy chcą otwierać sklepy internetowe. Wszyscy mówią: “Kliknij, kup”. Jeśli Ty byś miał otwierać teraz sklep, to czym byś kierował? W co byś wchodził? JB: Wiesz co – pewnie w to, na czym się znam. W to, gdzie mam jakąś przewagę konkurencyjną. Czyli często są to takie historie, że ja mam, nie wiem – pieniądze, mam lokal albo jestem informatykiem, a Ty jesteś marketingowcem. Albo: ja wiem, jak założyć sklep, a ty tam z tych Chin, Indii czy z Filipin będziesz ściągał cokolwiek. Jakieś tam ciuchy. O w ten sposób. I łączymy. I wtedy określasz, że ten klient, to będzie taki i taki. I ktoś może zrobić wielkie pieniądze. Tak jak w Kalifornii było swego czasu, jakieś legginsy do jogi w różne takie wzory pstrokate. No sorry, ale nie pamiętam nazwy. No i wielka moda, hype, po strasznych dolarach to kupione i każdy kto chce się pokazać, to tylko w tym ćwiczy. Kupę hajsu zarobili. Nie wiem jak teraz – czy nadal tak jest? Ale jak tym dobrze zarządzą, to na całe Stany, na inne kraje. “Moda, kreowanie. Jest przestrzeń, więc to co potrafisz, to co czujesz, to co wykryłeś i zobaczyłeś na innych rynkach, i tam to działa. Pytanie, czy u nas zadziała. Trzeba szukać inspiracji. Podróże kształcą – zawsze tak mówiono.” GF: Tak. JB: Poszerzają horyzonty, więc jak najbardziej. Teraz trochę gorzej z tymi podróżami, ale zachęcam. Jest naprawdę dużo możliwości. Dobrze się przygotować, nie rzucać się, że po pierwszej wracam z Indii i mówię: “A teraz będę to robił i już zakładam”. Pierwsze co, to rejestruje na platformie sklep. GF: Tak. JB: Może tak lepiej, przygotować się, policzyć, sprawdzić. Może poszukać – może już jest 10 takich sklepów. No i jeśli nawet jest 10, to sprawdzić, co mogę zrobić dużo lepiej niż oni. GF: A myślisz, że wejście w taką branżę, jak mówisz, bez pieniędzy, w obecnych czasach, jest szansą? Czy pomimo tego, że to jest unikalny produkt, trzeba też mieć hajs na to, żeby płacić za te wszystkie różne rzeczy które e-commerce teraz wymaga? JB: Znacznie łatwiej jest zaczynać z jakimś budżetem. No ale te opowieści, że miał 3 tys. złotych, założył sklep i tak dalej. No tak, fajnie. Tylko zajęło mu to strasznie dużo czasu później. A teraz zajmie też – jeszcze więcej. Więc jeżeli ma trochę więcej, to nie przepuścić od razu. Ale robienie teraz sklepu po godzinach, bo normalnie jest się na etacie. No nie. To jest albo jedno, albo drugie. GF: Nie wszedł byś w ten biznes? JB: No, tak średnio. Nie wiem, może ktoś się nudzi po pracy, czy coś i rzeczywiście może zainwestować dużo czasu, to nie mówię, że się nie uda. Tylko albo stawiasz na jedną kartę, dajesz te pieniążki, oszczędności i nawalasz, i patrzysz – zadziałało. No to zadziałało, to super. Nie zadziałało – okej, to wymyśl jakoś inaczej, coś innego. GF: Właśnie, tutaj zaczynamy i teraz… JB: Nie… “…nie mówię, że musisz mieć milion od razu. Nie! Tego nie chciałem powiedzieć, ja zachęcam naprawdę do przedsiębiorczości, do pomysłów. Ale przemyśleć to, popatrzeć na spokojnie, x razy .” GF: Skonfrontować to z innymi, którzy się znają. Ja często mówię dzwoniącym do mnie: “Wyszukaj frazę e-commerce manager, konsultant, zadzwoń do 3. Wydaj tysiąc złotych, 2 tys., 3 tys., jaki tam masz budżet na te konsultacje. Oszczędzi Ci później dużo pieniędzy niepotrzebnie wydanych, a z drugiej strony skonfrontujesz swój pomysł z rzeczywistością. Z jedną osobą to bym nie ryzykował, bo mi się może coś wydawać i mogę się mylić. Ale z 3 czy 4, już można. JB: Jak jesteś bardzo chory to lepiej pójdź do 2, 3 lekarzy i wyciągnij średnią, co Ci jest, żeby Ci nie wycięli tego, co jest zdrowe akurat. W ten sposób. GF: Tak. JB: I to tak jak mówisz. Bo to tak, jak kolega Ci poleca film, żebyś obejrzał, że to super film. Jeśli nie znasz do końca kolegi, jakie on ma tam spaczenie czy po prostu gust, no to tak, to możesz się zanudzić. Jak się wyróżnić w ecommerce? GF: Tak. No właśnie, bo teraz jest tak duża konkurencja. Każdy ma podobny pomysł na to, jak robić reklamę. Każdy robi kontent, to co ty Jarku w Cyfrowe. Każdy robi SEO. Każdy robi te różne rzeczy. Ja kiedyś analizowałem kanały YouTube z jogą. Ja lubię ćwiczyć jogę. I zauważyłem jedną rzecz: gwiazda ma strasznie dużo tych wszystkich subskrypcji, druga osoba za nią ma dwa razy mniej. Kolejna dwa razy mniej. Kolejne dwa razy mniej. Być może na poszczególnych poziomach jest tam nie jedna osoba, ale z 2, 3. Ale to widać, że to na takich poziomach schodzi. JB: Logarytmicznie troszeczkę. Nie? GF: Tak. JB: Tak jest, ale wiesz, to wynika z ludzi, z natury ludzkiej, że mamy ograniczoną percepcję. Ile znasz marek ekspresów do kawy? Może ze 3? Tak? GF: Tak. JB: No to, ile możesz znać kanałów o jodze. Jak jesteś tam jakimś fanatykiem jogi, to i jesteś w tym biznesie, że tak powiem, w tym obszarze – to znasz dużo. Ale dlatego, jak ktoś robi coś dobrze, to już później kula śnieżna pędzi. Weź zatrzymaj Amazona. GF: No właśnie. Tak sobie przypomniałem, że taki trend jest – wszyscy robimy kursy internetowe. JB: No tak, przyspieszyło nieuchronne. To znaczy, to był trend, który był, tylko wolniej się rozwijał. Pandemia nie tyle, że zmieniła świat. Ona przyspieszyła nas o 3, 4 lata pewnie technologicznie i w różnych rzeczach Jak określić, co sprzedawać w internecie. Jeśli zastanawiasz się nad tym, co sprzedawać w internecie, chętnie pomożemy. Poniżej opisujemy pięć prostych kroków, które pomogą Ci podjąć decyzję: 1. Wybierz grupę docelową. Jeśli z tego poradnika zapamiętasz tylko jedną rzecz, niech to będzie maksyma: słuchaj swoich klientów. Na aukcjach internetowych sprzedaje się codziennie tysiące przedmiotów. Konkurencja jest duża. Średnio tylko co trzecia wystawiona rzecz znajduje swojego nabywcę. Jednak istnieje wiele metod na wyróżnienie się w serwisach aukcyjnych i, co za tym idzie, poprawienie swojej skuteczności jako sprzedawcy. Komputer Świat pokaże je w formie krótkich wskazówek. Zobacz także: na Allegro - licytujący zrobili sobie jaja Powiązujemy nasz profil z kontem w Oszustwa na aukcjach Allegro Czy są potrzebne inwestycje? Nie. Polepszenie swoich wyników sprzedaży wymaga od nas poznania jedynie zmiany podejścia do aukcji internetowych. Nie będziemy musieli inwestować ani w nowy sprzęt, ani w oprogramowanie. Wyjątkową sytuacją jest, gdy nie mamy aparatu cyfrowego - warto się w niego wyposażyć. Osoby, które sprzedają dużo przedmiotów, mogą zainteresować się programami do nadzorowania aukcji Allegro. Można skorzystać z programu Sello, lub Pomocnik aukcji. Pozwalają nie zagubić się w dziesiątkach ofert, płatnościach i wysyłkach. Czy porady dotyczą tylko serwisu Allegro? Komputer Świat starał się wszystkie porady odnieść do dwóch najpopularniejszych serwisów aukcyjnych w Polsce - i Wyjątkiem są sytuacje, gdy porada dotyczy jednego z serwisów - zaznaczano to w tekście. Czy muszę być Supersprzedawcą aby się wyróżnić? Istnieje wiele sprawdzonych sposobów na przekierowanie internautów do swoich aukcji. Wprawdzie logo Supersprzedawcy na pewno stanowi element przyciągający, ale na szczęście nie jest on jedyny, ani nawet najbardziej istotny. Wymagania Supersprzedawcy są wysokie i sposób spełnienia tych kryteriów nie mieści się w ramach tego artykułu. Gdy jednak zaczniemy regularnie stosować opisane tu porady, osiągniecie statusu Supersprzedawcy stanie się dla nas realne. Foto: Komputer Świat (1) wypełnionej kategorii przedmiotu, (2) wyczerpującego tytułu, (3) lokalizacji, ceny i optymalnej godziny zakończenia licytacji, (4) podanych kosztów przesyłki, (5) wypełnionych szczegółów przedmiotu, (6) dokładnego opisu towaru, (7) danych dotyczących zwrotów, opinii kupujących, przelewu i gwarancji, (8) kilku dobrej jakości zdjęć Tytuł sprzedaje wszystko Kupujący, przeglądając listę interesujących ich przedmiotów, natrafiają często na dziesiątki lub setki identycznych rzeczy. Jeśli nie będziemy umieli wyróżnić się w tym monotonnym listingu, prymat będzie zawsze wiodła nasza konkurencja. Oto złote zasady związane z tworzeniem tytułów. Foto: Komputer Świat Zbyt wiele podobnych tytułów aukcji może zniechęcić kupującego Ile znaków mieszczą tytuły? Każdy tytuł może zawierać maksymalnie 50 (Allegro) lub 55 (eBay) znaków. W trakcie wpisywania jesteśmy informowani, ile jeszcze liter możemy wpisać. Jak widać, w serwisie Allegro mamy mniej miejsca na tytuł. A będzie go jeszcze mniej, gdy zaczniemy używać znaków specjalnych, ponieważ w Allegro zajmują więcej wirtualnego miejsca: ąśęółżźć (polskie litery - każda 2 znaki) & (handlowe i - 5 znaków) " (cudzysłów - 6 znaków) (znaki mniejszości i większości - każdy 4 znaki) Jakie informacje podawać w tytułach aukcji Optymalny tytuł powinien zawierać kilka elementów: nazwę towaru nazwę producenta dokładną wersję i kolor, jeśli istotny najważniejsze parametry (te wyróżniające produkt) stan (nowy, folia, używany w dobrym stanie) lokalizację sprzedającego (wiele osób interesuje odbiór osobisty) informacje dotyczące aukcji (na przykład BCM albo OD SS) Komputer Świat prezentuje aukcje, która ma informacyjny tytuł - w 50 znakach udało się zmieścić praktycznie wszystko - nazwę, opis, wersję, kolor, wyposażenie, a także informacje dotyczące gwarancji i sprzedającego. Poniższe aukcje Komputer Świat uważa za niespełniające podstawowych kryteriów. W tytułach brakuje słowa gra, danych o stanie produktu, nie wiemy, na jaką konsolę lub pecet są te gry, czy to wersja CD czy DVD ani gdzie zlokalizowany jest sprzedający. Jak widać, w 50 lub 55 znakach musimy zawrzeć bardzo dużo informacji. Do tego przyda nam się umiejętność posługiwania się skrótami, które opisujemy poniżej. Stosujmy WIELKIE LITERY Spośród listy wielu identycznych przedmiotów o zbliżonych parametrach, które czasem zajmują kilka stron WWW, możemy wyróżnić się, wpisując całą nazwę wielkimi literami. Taki tytuł na pewno łatwiej jest zauważyć kupującemu. Ten trick będzie jednak skuteczny tylko tak długo, jak długo większość tytułów w polskich serwisach aukcyjnych będzie pisana małymi literami. Możemy też paść ofiarą administratora, który uzna tą metodę za złamanie zasad korzystania z serwisu. Przydatne skróty Nigdy nie uda nam się zmieścić w tytule kompletu informacji. Chyba że skorzystamy ze skrótów, które są w powszechnym użyciu na serwisach aukcyjnych. Komputer Świat prezentuje najpopularniejsze z nich: BCM - bez ceny minimalnej GW12, GW24, GWAR - gwarancja FV, FVAT - faktura VAT SS, OD SS - od Supersprzedawcy OD 1ZŁ - aukcja startuje od ceny 1 zł PL - polska wersja WAW, KRAK, WROC itd. - miasto, ważne przy bezpośrednim odbiorze FOLIA - produkt fabrycznie zapakowany UŻ, UŻYW - rzecz używana NOWA - przedmiot nowy Uważajmy na literówki i nietypowe słowa Przy wystawianiu aukcji pamiętajmy, aby dokładnie sprawdzić jej tytuł. Literówki w nazwach sprawią, że do aukcji nie trafią osoby korzystające z wyszukiwarki. W USA są już nawet wyspecjalizowane firmy, które wykupują z aukcji za bezcen w ten sposób wystawione przedmioty. Zjedzenie jednej literki, na przykład napisanie Notebok zamiast Notebook, może nam zniszczyć auckję. Poniżej przykłady sprzedających, którzy zdecydowali się zareklamować swój notebook zdrobnieniem, co w zamyśle jest niezłym pomysłem na wyróżnienie się. Niestety, większość kupujących wpisze do wyszukiwarki słowa laptop lub notebook, i właśnie te wyrazy należało również dodać do tytułu. Na tytuły powinniśmy zwrócić szczególną uwagę także wtedy, gdy sprzedawany przez nas towar może być wyszukiwany przez różne słowa kluczowe. Na przykład akumulatorki nazywane są także bateriami i paluszkami, aparat cyfrowy - cyfrówką, a koszulka - t-shirtem. Co zrobić, aby aukcja zawsze została znaleziona? Po prostu użyć tych wszystkich wyrazów w tytule. Komentarz do tytułu na Serwis oferuje możliwość wyróżnienia swojej aukcji za pomocą komentarza, który jest wyświetlany innym kolorem bezpośrednio pod tytułem. Aukcje, które opatrzono tą pomocniczą nazwą, nie tylko wyróżniają się na tle innych, ale mogą przekazywać dodatkowe informacje, które nie zmieściły się w głównym tytule. Odpowiednie informacje pomocnicze wprowadzamy podczas tworzenia aukcji. Po wystawieniu przedmiotu są one widoczne w wynikach wyszukiwania. Zanim wystawimy przedmiot Umieszczenie przedmiotu na serwisie aukcyjnym może trwać 5 minut, ale może równie dobrze zająć nam godzinę lub dwie. Zdecydowanie warto poświęcić więcej czasu na profesjonalne przygotowanie oferty. Komputer Świat podpowie, na co należy zwrócić uwagę. Sprawdzamy optymalną cenę i warunki dla aukcji Często, wystawiając przedmiot, zastanawiamy się, jaki nadać tytuł aukcji, czy dodać jakiś gratis, darmową przesyłkę. W większości wypadków nie wiemy również, jaką podać cenę wyjściową i czy powinna być to licytacja, czy też oferta. Nie musimy na szczęście sami odkrywać ameryki, spójrzmy, jak ten problem rozwiązała konkurencja, i wykorzystajmy tę wiedzę. Komputer Świat pokaże to na przykładzie Allegro, w serwisie eBay znajdziemy tę samą funkcję. 1. Na stronie głównej Allegro klikamy na przycisk Zaawansowane. 2. W pole (1) wpisujemy krótką nazwę przedmiotu, który zamierzamy sprzedawać. Następnie zaznaczamy opcję Szukaj w zakończonych (2) i klikamy na przycisk Szukaj. 3. Allegro wyświetla listę towarów, które były wystawione przez ostatnie dwa miesiące. Domyślnie są sortowane po dacie zakończenia, możemy to zmienić, klikając na poszczególne kolumny. Gdy klikniemy na zakładkę Ofert, dowiemy się, w których aukcjach było najwięcej ofert kupna, a po ponownym kliknięciu zobaczymy aukcje, które zakończyły się niepowodzeniem. Czy miały zbyt wysoką cenę, może zabrakło zdjęć lub opis był lakoniczny? Nie popełniajmy tych samych błędów. 4. Przyjrzyjmy się, co przyciąga tylu klientów do konkretnych aukcji. Jak zbudowane są tytuły, jaka jest cena, jakie opinie ma sprzedający, czy oferuje gratisy. Pamiętajmy, że konkretna aukcja może nam służyć jedynie jako przykład - kopiowanie opisów i zdjęć jest sprzeczne z prawem o ochronie praw autorskich i grozi nam zamknięciem aukcji przez serwis. Uwaga! Wystawianie identycznych towarów Jeśli sprzedajemy kilka identycznych przedmiotów, możemy łatwo przetestować, jaki rodzaj aukcji, tytuł i inne warunki są optymalne. Po prostu każdy z nich wystawmy w inny sposób - jeden jako aukcja, drugi jako oferta Kup Teraz!, trzeci na przykład od 1 zł, czwarty z ceną minimalną. Wyniki zapamiętajmy i wykorzystajmy w przyszłości. Aukcje tylko ze zdjęciem Wyróżnienie swojej oferty na głównej liście wyszukiwania jest warte każdych pieniędzy. Spójrzmy, o ile bardziej widoczna jest aukcja z miniaturką od tych nieopatrzonych ilustracją. Koszt miniaturki jest minimalny ( pozwala umieścić ją za darmo), a zysk jest trudny do przecenienia - możemy spodziewać się kilkakrotnie większej oglądalności aukcji, a co za tym idzie, większej liczby licytujących. Aby umieścić miniaturę w aukcji, w Allegro wystarczy zaznaczyć ptaszkiem opcję Miniaturka po załadowaniu zdjęcia. Również sama aukcja powinna być możliwie bogato zilustrowana. Stare powiedzenie mówi, że zdjęcie jest warte tyle, ile tysiąc słów. Jeśli chcemy oszczędzić sobie pracy nad opisem, skróćmy go i zaprezentujmy produkt za pomocą ilustracji. Uwaga! Pamiętajmy o następujących zasadach: nieostre, zaśmiecone zdjęcie to antyreklama jeśli sami nie potrafimy zrobić przyzwoitej fotki skorzystajmy z materiałów reklamowych producenta. Pamiętajmy, że złe zdjęcie jeszcze bardziej zniechęci potencjalnego klienta niż brak jakiegokolwiek jeśli publikujemy zdjęcie poglądowe, poinformujmy o tym w aukcji. Inaczej kontrahent po otrzymaniu przedmiotu, który wygląda inaczej, może go zwrócić, a nam wystawić negatywa Szukamy dobrego zdjęcia w sieci Jeśli mamy zamiar skorzystać z materiałów prasowych producenta, pamiętajmy, że wykorzystanie ilustracji podlega regulacjom prawnym. Spotkamy się także ze zdjęciami opatrzonymi znakiem wodnym określającym jego właściciela. 1. Uruchamiamy przeglądarkę stron WWW. Wpisujemy opis przedmiotu, którego zdjęcia szukamy. Klikamy na przycisk Szukaj w Google, a w nowo otwartej stronie na Grafika. Z listy wybieramy opcję Pokaż opcje, jako rozmiar wybierając Średnie, aby odrzucić obrazy o najniższej jakości. 2. Szukamy grafiki spełniającej nasze potrzeby. Zwracamy uwagę na wielkość (w granicach 30-50 KB), a także format - powinien być .JPG. To optymalne parametry dla zdjęć do wykorzystania na aukcji internetowej. Jeśli na jednej stronie żadna fotka nie jest wystarczająco dobra, otwieramy następną stronę wyników wyszukiwania i szukamy do skutku. 3. Klikamy na obrazek, który chcemy wykorzystać. Na następnej stronie klikamy na Zobacz obraz w pełnych rozmiarach. Na otwartej stronie z ilustracją klikamy prawym przyciskiem myszy i z menu wybieramy polecenie Zapisz grafikę jako... (w tym przypadku korzystamy z przeglądarki Chrome, ale schemat ten jest podobny także dla Internet Explorera, lub Firefoxa). Pozostaje nam już tylko zapisać zdjęcie na dysku twardym. Klikamy na przycisk Zapisz. Po chwili fotografię mamy już na swoim komputerze i możemy ją wykorzystać w aukcji. O której godzinie wystawiać aukcje Każda aukcja trwa dokładnie 3, 5, 7, 10 lub 14 dni, w zależności od długości, którą zdefiniujemy na samym początku. Skończy się więc o tej samej godzinie, o której wystawiliśmy przedmiot w serwisie. Wiele osób zastanawia się, czy jest jakaś najlepsza pora na kończenie aukcji - taka, która daje pewność maksymalnej liczby zainteresowanych internautów walczących pod koniec aukcji o przedmiot. Komputer Świat skonsultował się z serwisem który prowadził badania na ten temat. Odpowiedź jest banalna, ale bardzo logiczna. Konkretna godzina nie ma znaczenia. Aukcja powinna kończyć się w godzinach wieczornych (między 18 a 22:30) tak, aby potencjalni kontrahenci mieli w tym czasie dostęp do Internetu i nie spali. Nie możemy spodziewać się wzmożonego zainteresowania rano, w południe gdy wszyscy pracują lub są w szkole czy w środku nocy. Oczywiście zagadnienie to dotyczy tylko licytacji, aukcje typu Kup Teraz! kończą się automatycznie w chwili złożenia oferty. Jeśli nie chcemy czekać do późna na wystawienie przedmiotu o optymalnej godzinie, możemy skorzystać z terminarza aukcyjnego. Komputer Świat pokaże, jak za jego pomocą wymusić rozpoczęcie aukcji na Allegro w zdefiniowanej przez nas porze. 1. Logujemy się do serwisu aukcyjnego Allegro i klikamy na ikonę Sprzedaj. 2. Wypełniamy wszystkie pola formularza - kategorię, rodzaj aukcji, opis przedmiotu, ładujemy zdjęcia. Następnie zaznaczamy opcję Rozpocznij w innym terminie, wybieramy optymalny dzień i godzinę zakończenia. Gdy wybierzemy aukcję trwającą 14 dni, skończy się ona o tej samej godzinie dwa tygodnie później. Za tego typu aukcję pobierana jest minimalna dopłata 20gr. 3. Czasami pojawi się komunikat o braku możliwości zakończenia aukcji w danym terminie. Zbyt wiele osób wpadło na ten sam pomysł, co my. Nie przejmujmy się - wybierzmy inny, bardziej odległy dzień tygodnia albo zmodyfikujmy godzinę rozpoczęcia aukcji na sugerowaną przez serwis. O czym musimy pamiętać, tworząc aukcję Czasami nie mamy czasu na szczegółowe uzupełnianie wszystkich pól formularza sprzedaży. Niestety, są pola, których pominięcie może mieć wpływ na ilość odwiedzających internautów, a więc i mniej dla nas satysfakcjonujący wynik sprzedaży. Oto, na co należy zwrócić uwagę. 1. Poprawnie wskażmy kategorię przedmiotu. Niektórzy kupujący nie korzystają z wyszukiwarki, ale ręcznie przewijają listę dostępną na stronie głównej. W ten sposób mamy pewność, że odnajdą naszą aukcję. 2. Jeśli nie wiemy, gdzie powinien znajdować się nasz przedmiot, sprawdźmy, jak zdefiniowali to inni użytkownicy serwisu aukcyjnego. Wpiszmy po prostu nazwę towaru w wyszukiwarce na stronie głównej i kliknijmy na Szukaj. 3. W wynikach wyszukiwania odnajdujemy przedmiot identyczny z tym, który zamierzamy sprzedać, i klikamy na niego. 4. Na stronie aukcji możemy odczytać kategorię, do której został zakwalifikowany produkt. Czasem warto przejrzeć kilka aukcji, aby upewnić się, że jest ona właściwa. 5. Innym dobrym zwyczajem jest podawanie kosztów przesyłki w formularzu, podczas wypełniania szczegółów dotyczących oferty. Nie tylko oszczędzi nam to powtarzających się pytań internautów o koszty wysłania do nich przedmiotu, ale i znacznie czytelniej prezentuje się aukcja na stronie z wynikami wyszukiwania. Kupujący zobaczy także łączną cenę towaru, co może skutecznie zachęcić go do kupienia. Skuteczne zabiegi marketingowe Jeśli mamy do zaoferowania rzecz typową, taką jak telefon, używany ruter domowy czy grę planszową, możemy spodziewać się, że podobnych aukcji będą dziesiątki - zwykle lepiej wyglądających od naszej, być może z jakimiś gratisami lub od Supersprzedawców. Jak się wyróżnić w tych trudnych warunkach? Komputer Świat poleca wystawianie aukcji od 1 złotego. Definiujemy to na drugiej stronie formularza Allegro i eBay, po wybraniu kategorii. Tego typu aukcje na liście wyszukiwarki wyjątkowo rzucają się w oczy. Gwarantują przyciągnięcie uwagi wielu internautów, którzy będą obserwować aukcję i w miarę zbliżania się do jej końca - licytować. Zwykle finalna cena rozstrzyga się w czasie ostatnich kilku minut trwania aukcji. Z doświadczenia autora tego artykułu oraz innych internautów sprzedających w Internecie możemy powiedzieć, że często w ten sposób osiągniemy cenę wyższą, niż gdybyśmy stworzyli ofertę lub ofertę startującą z wysokiego pułapu. Komputer Świat sprawdził to na przykładzie drogiego modelu smartfona. Raz został wystawiony z ceną startową 999 złotych, za drugim razem od 1 złotego. W tym pierwszym przypadku oferta nie znalazła nabywców, gdy jednak aukcję zaczęliśmy od 1 złotego i poinformowaliśmy o tym w tytule, ofertę obserwowało 50 kupujących, a finalna cena była satysfakcjonująca. Jeśli obawiamy się, że nie uzyskamy za przedmiot tyle, ile jest on dla nas wart, możemy skorzystać z opcji ceny minimalnej podczas tworzenia aukcji. W takim wypadku nie możemy jednak używać skrótu BCM w tytule aukcji, który na wiele osób działa jak wabik. Niech tytuł będzie reklamą Wcześniej pokazaliśmy, jak istotne w aukcjach są ich tytuły. To one są wizytówką i głównym źródłem informacji dla kupujących. Nie muszą zawierać tylko i wyłącznie informacji handlowych i technicznych. Na ich końcu możemy umieścić jedno lub dwa słowa pełniące rolę wabika, reklamy, przyciągających uwagę i zachęcających do obejrzenia aukcji. Komputer Świat zamieścił poniżej listę typowych sformułowań, które możemy zastosować. Pamiętajmy jednak o jednym - nie uciekajmy się w opisach do wprowadzania klientów w błąd. Przedmiot idealny rzeczywiście nie powinien mieć żadnych uszkodzeń, limitowana edycja w rzeczywistości nie powinna być wersją standardową. Jeśli przesadzimy z naciąganą reklamą, prędzej czy później otrzymamy negatywne komentarze lub towary będą zwracane po zakupie. Nikt z nas przecież nie lubi być naciągany. Marketing w tytułach aukcji GRATISY, OKAZJA - taki tytuł zasugeruje nabywcom, że przy zakupie otrzymają coś ekstra SKLEP - daje gwarancje najwyższego poziomu obsługi i bezproblemowego zwrotu towaru NOWOŚĆ - wszyscy lubimy być na czasie i nabywać rzeczy, które od niedawna są na rynku IDEAŁ, IGŁA, JAK NOWY - zareklamujmy dobry stan używanego przedmiotu JEDYNE NA ALLEGRO, LIMITOWANA EDYCJA, OSTATNIE KOPIE - po takich hasłach nabywca jest bardziej skłonny do szybkiego kupienia towaru Na nietypowe przedmioty warto rozkręcać aukcje! Komputer Świat zna przypadek, kiedy internauta, nie wiedząc, w jakiej cenie wystawić zniszczoną znalezioną w garażu figurkę GI Joe, stworzył aukcję od 1 USD (na witrynie Rezultaty przerosły jego najśmielsze oczekiwania: osiągnęła ona niebotyczną cenę około 1000 dolarów. Autor tego artykułu wystawił kiedyś stary wzmacniacz firmy Diora. Chodziło o oszczędzenie kosztów utylizacji sprzętu. Okazało się jednak, że istnieją kolekcjonerzy i takich przedmiotów, i w efekcie przedmiot został sprzedany w cenie nowoczesnej miniwieży. Gdy mamy do sprzedania antyki, starocie, przedmioty kolekcjonerskie, których wartość trudno wycenić - wystawmy aukcję z licytacją. Mamy dużą szansę na uzyskanie ceny znacznie przewyższającej tę, po której przedmiot chcielibyśmy upłynnić. Autoreklama dobra na wszystko W serwisach aukcyjnych możemy zapłacić za to, aby nasza oferta została wyróżniona albo umieszczona na głównej stronie. Niestety, kosztuje to dodatkowo. Są inne sposoby. Jeśli nasz sklep istnieje już dłuższy czas lub na koncie przeprowadziliśmy wiele transakcji, możemy założyć, że dane te są stosunkowo dobrze znane. W takim wypadku umieszczenie na końcu lub na początku tytułu aukcji nazwy sklepu lub loginu z serwisu aukcyjnego może przynieść nam wymierną korzyść - internautów przyciągnie renoma. Komentarz to też niezłe miejsce na zareklamowanie się. Możemy wpisać nazwę sklepu lub adres strony WWW, jak na tablicy ogłoszeniowej. Bardzo atrakcyjnym wizualnie i skutecznym, ale niestety dość trudnym w przygotowaniu, jest podlinkowanie w opisie jednego ze sprzedawanych przez nas przedmiotów innych aukcji, które mamy w danej chwili wystawione na serwisie aukcyjnym. Może to wyglądać na przykład tak.
Właśnie udało Ci się sprzedać jakiś przedmiot przez Internet. Napisz list do znajomego z Anglii. Wyjaśnij, co postanowiłeś(-aś) sprzedać i dlaczego się na to zdecydowałeś(-aś). Wspomnij, jak zachęciłeś(-aś) do kupna tego przedmiotu i o co pytały osoby zainteresowane kupnem.

2 komentarze122 Jakub SkrobaczCześć! Mam na imię Jakub, ale wolę jak się mówi do mnie Kuba. Na co dzień pracuje na etacie (niezwiązanym z tematyką bloga), ale za to w nocy, gdy nikt nie patrzy - walczę ze złymi nawykami finansowymi oraz zmęczeniem, bo kto ma małe dziecko, ten wie, jakie to stawia przed nim wyzwania 😉 Dzięki temu nietypowemu hobby (mowa o finansach oczywiście 😉 ) zostałem bohaterem w naszym domu. Zresztą jak wiadomo - nie każdy heros musi nosić pelerynę 😉 Czytaj dalejMogą Cię zainteresować

Właśnie udało Ci się sprzedać jakiś przedmiot przez Internet. Napisz list do znajomego z Anglii. • Wyjaśnij, co postanowiłeś(-aś) sprzedać i dlaczego się na to zdecydowałeś(-aś). • Wspomnij, jak zachęciłeś(-aś) do kupna tego przedmiotu i o co pytały osoby zainteresowane kupnem.
Internet zdążył na dobre zadomowić się w ludzkiej świadomości i wielu z nas ciężko byłoby się bez niego obejść. Bez Internetu nie moglibyście sprawdzić poczty, przejrzeć wiadomości lub przeczytać tego artykułu. Sposób, w jaki korzysta się z dobrodziejstw sieci, też jest dla nas oczywisty. Mamy do dyspozycji przeglądarkę internetową oraz miliardy przepięknie wykonanych stron, po których nawigujemy, wpisując adresy, korzystając z wyszukiwarek i klikając łącza. Jednak jeszcze kilkadziesiąt lat temu nikomu nawet nie śniło się coś, co nazywany dziś siecią WWW, a na słowo „przeglądarka” ludzie reagowali śmiechem. Jak wiele przełomowych wynalazków, powstanie Internetu i jego transformacja do takiej postaci, jaką znamy dzisiaj, były niezwykle burzliwe, a jego dzisiejszy wygląd jest bezpośrednim skutkiem tamtych wydarzeń. Zapraszamy do zapoznania się z tą ciekawą historią. Pierwsze sieci, DARPA i problem jednokierunkowości W latach pięćdziesiątych spięcie w sieć czegoś tak samego w sobie ekstrawaganckiego jak komputery było bardzo trudne. Był to okres bezładu, pojedyncze maszyny próbowano łączyć ze sobą, używając wielu niekompatybilnych ze sobą standardów. Możliwe było połączenie jedynie bardzo ograniczonej liczby maszyn. Nie jest możliwe jednoznaczne wskazanie „ojca” Internetu, ale człowiekiem, który jako pierwszy postawił sobie zadanie stworzenia sieci komputerowej o wielkim zasięgu, był amerykański naukowiec Joseph Licklider. W październiku 1962 roku Licklider został mianowany przewodniczącym nowo powstałej agencji przy rządzie amerykańskim znanej jako DARPA (w późniejszych latach ARPA). Organizacja ta skupiała ludzi nauki, którzy mieli opracowywać i badać kluczowe dla bezpieczeństwa oraz rozwoju kwestie. Licklider utworzył w ramach DARP-y nieoficjalną grupę zajmującą się badaniami związanymi z informatyką. Grupa ta w ramach badań zainstalowała trzy terminale sieciowe – po jednym w Santa Monica, na Uniwersytecie Kalifornijskim oraz w MIT. Fizyczne połączenie tych sieci nie było wielkim problemem, w końcu już dużo wcześniej kładziono linie telefoniczne. Znacznie większym problemem było jednak logiczne połączenie maszyn. Ówczesna technologia pozwalała tylko na jednostronne połączenie urządzeń. Problem ten dokładniej opisał w swoim raporcie Robert Taylor, jeden z liderów grupy: „Połączenie terminali sprawiło znaczne problemy ze względu na jednokierunkowy przepływ danych. Tymczasowo obeszliśmy ten problem, instalując po kilka terminali w każdej z trzech lokacji. Jeśli będąc na Uniwersytecie Kalifornijskim, chciałbym skontaktować się z siecią w MIT, musiałbym najpierw otrzymać wiadomość z MIT na jednym terminalu (ten terminal, jako jednokierunkowy, może tylko odbierać dane) i następnie przesiąść się na drugi terminal (mogący tylko wysyłać dane), aby na nią odpowiedzieć. W ten sposób potrzebowalibyśmy w każdym miejscu kilku terminali. To nierealne, potrzebujemy uniwersalnej metody komunikacji”. Umiejscowienie terminali po pierwszych próbach informatycznej komórki DARPA Zapewne na razie nie przypomina Wam to w żaden sposób dzisiejszego Internetu. Jednak następny krok, który został poczyniony, ma skutki również dzisiaj. Kilka lat po eksperymencie DARP-y trójka znajomych: Donald Davies (NPL), Paul Baran (projekt RAND) i Leonard Kleinrock (MIT), opracowała rozwiązanie problemu Licklidera i spółki. Opracowali sposób na obustronne połączenie maszyn. Nazwali go wymianą pakietów, którą stosuje się w sieciach komputerowych do dziś. Paradoksalnie, początkowo „wymiana pakietów” nie była projektowana z myślą o połączeniu sieci komputerowych, a raczej o... wojnie nuklearnej! Miała ona umożliwić niescentralizowaną wymianę danych w razie ataku jądrowego. ARPANET oraz IPSS – podstawy dzisiejszego Internetu Nowo mianowany szef komórki informatycznej DARP-y, cytowany już Robert Taylor, był zachwycony wiadomościami o opracowaniu technologii wymiany pakietów z danymi. Miał teraz do dyspozycji technologię, a rząd amerykański miał pieniądze. W związku z tym Taylor mógł spełnić marzenie Licklidera – uruchomić pierwszą funkcjonującą dwukierunkowo sieć. Swoją nazwę, ARPANET, wzięła od organizacji DARPA. Postanowiono eksperymentalnie Uniwersytet Kalifornijski z Uniwersytetem Stanforda. Udało się to 29 października 1969 roku o godzinie i dokładnie ta data uznawana jest za początek nowoczesnych sieci komputerowych. Rezultat przerósł oczekiwania. Możliwa była komunikacja w obie strony pomiędzy dwoma uniwersytetami, i nie trzeba było do tego kilku terminali. Po tak udanym starcie nie brakowało instytucji chętnych do wzięcia udziału w projekcie. Już w grudniu tego samego roku sieć obejmowała swoim zasięgiem cztery kampusy, potem dołączyły do niej Uniwersytet w Utah i drugi kampus Uniwersytetu Kalifornijskiego w Santa Barbara. ARPANET rósł w bardzo szybkim tempie i w 1981 roku liczył już 213 serwerów. To właśnie na podstawie ARPANET-u powstał Internet. Wprawdzie ARPANET nie miał jeszcze znanego dziś protokołu TCP/IP, ale oparty był na wysyłaniu zapytań, co wykorzystuje się do dziś. ARPANET nie był jednak jedyną siecią, która dążyła do połączenia ze sobą jak największej liczby komputerów. Brytyjczycy, z niewielkim opóźnieniem w stosunku do Amerykanów, również pracowali nad swoją siecią. Została nazwana i podobnie jak w Stanach najpierw zaczęła działać w środowiskach akademickich. Jednak była między nimi znacząca różnica. ARPANET był finansowany przez rząd amerykański, w związku z czym nie mógł być używany do celów komercyjnych. Brytyjczycy nie mieli takich ograniczeń, i sieć komputerowa po raz pierwszy mogła trafić do biznesu. Jednymi z jej pierwszych komercyjnych użytkowników były: Western Union, brytyjska poczta oraz... amerykański Tymnet! Jakby tego było mało, Brytyjczycy postanowili szturmem zagospodarować inne rynki i oferowali swoją sieć również za granicą, w tym w USA. Nazwa tej sieci, która podobnie jak ARPANET była oparta na wymianie pakietów, brzmiała IPSS (ang. International Packet Switched Service). Dzięki swojej dostępności IPSS szybko doganiał ARPANET pod względem wielkości. Trzeba też dodać, że IPSS został pierwszą międzynarodową siecią komputerową. Zaczęła ona działać w 1978 roku i zaledwie po trzech latach obejmowała swoim zasięgiem Europę Zachodnią, Stany Zjednoczone, Kanadę, Hong Kong i Australię. ARPANET w 1980 roku rozrósł się do gigantycznych, jak na tamte czasy, rozmiarów TCP/IP Wraz z ciągłym rozrastaniem się największych sieci komputerowych zaczął dawać się we znaki problem, przed którym kiedyś przestrzegali Licklider i Taylor: różne sieci powstały w różnych standardach i były ze sobą niekompatybilne. Zadanie połączenia istniejących sieci komputerowych w jednym standardzie otrzymali pracownik DARP-y Robert Khan oraz profesor Uniwersytetu Stanforda i były pracownik ARPANET-u Vinton Cerf. Khan i Cerf w 1973 roku przedstawili pierwsze wyniki swoich prac. Omówili dokładnie różnice w funkcjonowaniu różnych protokołów sieciowych poszczególnych sieci i przedstawili rozwiązanie problemu. Każda istniejąca sieć komputerowa miałaby wprowadzić drugi, opracowany przez nich protokół, który z czasem wyparłby rodzime protokoły poszczególnych sieci, czego efektem byłby jeden standard dla wszystkich sieci. Wspólny protokół Cerfa i Khana miał nosić nazwę TCP/IP. Była ona połączeniem dwóch terminów: Transmission Control Protocol oraz Internet Protocol. Niesamowitą właściwością pierwszej wersji TCP/IP było to, że nie wchodził on w konflikt z pozostałymi protokołami sieciowymi, dzięki czemu mógł być wdrażany stopniowo. Drugą rewolucyjną zmianą miało być przerzucenie odpowiedzialności za poprawne funkcjonowanie sieci całkowicie na serwery. Sieci miałyby być tylko czymś w rodzaju dróg, czymś, czym jedynie podróżuje się do celu. Co ciekawe, to właśnie Vinton Cerf w jednym ze swoich raportów po raz pierwszy użył słowa Internet. Rola sieci została zredukowana do minimum, za wszystko miały odpowiadać serwery, a TCP/IP był kompatybilny niemal ze wszystkimi standardami, więc możliwe stało się połączenie ze sobą praktycznie wszystkich sieci świata. DARPA zgodziła się finansować projekt i pierwszy test zakończył się sukcesem. Niezależna sieć działająca w San Francisco została połączona z ARPANET-em przy użyciu protokołu TCP/IP! W 1978 roku TCP/IP wszedł w fazę finalną i w 1981 roku mógł połączyć wszystkie główne sieci komputerowe. DARPA wciąż opiekowała się projektem, opłaciła implementację TCP/IP w wielu ówczesnych systemach operacyjnych, a następnie zaplanowała przejście wszystkich sieci, nad którymi miała kontrolę, całkowicie na protokół TCP. Plan wszedł w życie 1 stycznia 1983 roku, kiedy to wszystkie sieci DARP-y działały już tylko na TCP/IP, wliczając w to największą, ARPANET. Przekształcenie w nowoczesny Internet Kiedy Vinton Cerf po raz pierwszy użył słowa Internet, nikt nie przywiązywał do tego terminu wielkiej wagi. Dopiero kiedy po raz pierwszy połączono sieci przy użyciu protokołu TCP, termin ten zaczął wchodzić do powszechnego użycia i na początku oznaczał po prostu sieć działającą dzięki protokołowi TCP/IP. Sam termin Internet wziął się od angielskiego Internetwork i miał opisywać „wymianę informacji między różnymi sieciami”. Ta idea doskonale pasowała do koncepcji Cerfa i Khana, którzy chcieli koniecznie przekształcić wszystkie sieci komputerowe w jedną, pozwalającą na wymianę informacji pomiędzy dowolnymi komputerami na świecie bez względu na to, gdzie by się znajdowały i do jakiej sieci były podłączone. W 1984 roku 90 procent sieci w Stanach Zjednoczonych było opartych na TCP/IP. Europa jednak była wciąż podzielona, a czołowa sieć IPSS wciąż nie była kompatybilna z sieciami TCP. Dopiero pod koniec roku zarządzający siecią University College London (UCL) uległ i rozpoczął powolne wprowadzanie protokołu TCP/IP. Nie należy jednak zapominać o małych sieciach, które nie potrzebowały protokołu TCP, a ich jedynym zadaniem była obsługa robiącej od lat sześćdziesiątych coraz większą furorę usługi: poczty elektronicznej. Jeden ze sposobów połączenia TCP/IP oraz To jednak nie był koniec rewolucji. W 1984 roku sławny instytut badań jądrowych CERN podjął decyzję o użyciu TCP do połączenia ze sobą głównych komputerów (później serwerów), stacji roboczych, a nawet akceleratora. W Europie TCP wciąż napotykał opór i sieci CERN-u oraz UCL-u były raczej wyjątkami niż początkami nowego trendu. Walka na tym polu trwała aż cztery lata. W 1988 roku Daniel Karrenberg, pracujący dla Holenderskiego Instytutu Badawczego, spotkał się z administratorami CERN-u. Temat tego spotkania był iście piorunujący. Karrenberg chciał wprowadzić obsługę TCP do wszystkich europejskich sieci UUCP, czyli „Unix to Unix CoPy”. Gdyby doszło to do skutku, obszar działania TCP znacznie by się powiększył i w przyszłości można by najpierw zunifikować sieci w Europie, a następnie połączyć je ze Stanami Zjednoczonymi. Idea naprawdę ambitna. Po tym spotkaniu jeden z głównych administratorów CERN-u Ben Segal postanowił do tego doprowadzić. Spotkał się z przedstawicielami firmy Cisco, wtedy jeszcze bardzo niewielkiej. Opracowali oni router TCP/IP, co idealnie pasowało do planów Karrenberga i Segala. Segal zamówił routery Cisco, a parę dni później zrobił to Karrenberg. Następny krok do utworzenia globalnego Internetu został zrobiony. W 1989 roku protokołu TCP/IP używała już zarówno cała Europa Zachodnia, jak i Stany Zjednoczone. Niecały rok później dołączyła Australia, a wcześniej swoje sieci dostosowały Japonia, Singapur i Tajlandia. Rozpoczęła się nowa era. Era Internetu. Adresy IP oraz serwery DNS Od początku istnienia sieci komputerowych były problemy z jeszcze jednym zagadnieniem – nazewnictwem oraz adresowaniem. Z początkiem lat osiemdziesiątych, kiedy to panowanie w Internecie rozpoczął protokół TCP/IP, każdy komputer, podobnie jak każde inne urządzenie podłączone do internetu, miał własny adres. Adres ten wyrażany był w liczbach i nazywał się adresem IP (ang. Internet Protocol Address). Aby połączyć się z jakąś maszyną w Internecie albo innej sieci komputerowej opartej na protokole TCP/IP, trzeba było znać adres IP urządzenia. Adres ten na początku wyrażany był w postaci binarnej. Obecnie, w czwartej wersji (IPv4), chociaż komputer przechowuje go w postaci binarnej, użytkownikom wyświetlany jest w postaci dziesiątkowej (np. wyświetlany jest adres ale komputer zapisuje to jako kod zero-jedynkowy). Zapamiętanie nawet jednej kombinacji w systemie binarnym nie jest proste; w systemie dziesiątkowym może i zapamiętanie kilku adresów w rodzaju nie jest problemem, ale w przypadku tak gigantycznej sieci jak Internet liczba adresów do zapamiętania jest w praktyce ogromna. W związku z tym w 1983 roku, niedługo po wprowadzeniu protokołu TCP/IP, Paul Mockapetris wymyślił DNS (ang. Domain Name System). Zadaniem tego systemu było tłumaczenie numerycznych adresów IP na bardziej przystępne dla człowieka wyrazy. DNS często porównuje się do książki telefonicznej. My szukamy: Jan Kowalski, ulica Iksińska, a książka tłumaczy tę łatwą do zapamiętania dla nas informację na trudniejszy do zapamiętania numer telefonu. Dokładnie to samo robi system DNS. Wyszukujemy nazwę a DNS tłumaczy to naszemu komputerowi na trudniejszy do zapamiętania adres IP. Pierwsza wersja DNS-u była jednak nieco problematyczna. Baza nazw i przypisanych im numerów IP znajdowała się na pierwszym na świecie serwerze DNS (paradoksalnie, o takim samym skrócie DNS – Domain Name Server). Znajdował się on w Instytucie Stanforda i każdy komputer w sieci musiał pobierać z niego plik Było to o tyle problematyczne, że w razie awarii w Instytucie cały system DNS przestawał działać. Z czasem powiększono liczbę serwerów DNS, i teraz praktycznie każdy operator telekomunikacyjny ma własny. Dzięki temu w razie awarii jednego serwera DNS bez problemu możemy przejść na inny. World Wide Web, czyli czas na strony internetowe Wprawdzie w 1989 roku ogromna część świata była już podłączona do sieci działających w jednym standardzie, ale nie oznaczało to wcale, że dostępny był Internet taki, jaki znamy dziś. Historia World Wide Web, czyli stron internetowych, sięga 1980 roku. Mamy początek lat osiemdziesiątych. Prace nad zunifikowanym protokołem TCP/IP wchodzą w końcową fazę. W tym samym czasie Tim Berners-Lee, informatyk będący na kontrakcie w CERN-ie, zaczął eksperymentować ze swoim nowym wynalazkiem, który nazwał Enquire. Enquire był czymś w rodzaju bazy danych, która mogłaby być dostępna dzięki mechanizmom sieciowym. Enquire nie miał stron internetowych, jakie znamy dzisiaj. Był zbiorem różnych informacji, które przeglądało się za pomocą sieci. W niczym nie przypominał on dzisiejszych stron WWW pełnych grafiki, filmików i ruchomych elementów – oparty był na samym tekście. Berners-Lee wprowadził do użycia też inne narzędzie, które zostało nazwane hipertekstem (dzisiaj powiemy raczej: hiperłącze, albo po prostu: łącze, potocznie: link). Zasada działania była prosta: wybranie hipertekstu prowadzi do innego miejsca. Berners-Lee napisał protokół wykorzystujący hipertekst, który nazwał Hypertext Transfer Protocol, znany dziś jako HTTP. Protokół HTTP nie był jedynym rozwijanym wtedy protokołem. Równolegle pracowano nad FTP (ang. File Transfer Protocol), protokołem obsługującym transfer plików. FTP również był oparty na infrastrukturze TCP. Jego zadaniem nie było jednak łączenie informacji, a wymiana plików średniej i dużej wielkości. Należy też wspomnieć o protokole Gopher. Gopher powstał w Stanach Zjednoczonych, a dokładnie na Uniwersytecie Minnesota. Łączył on w sobie cechy innych protokołów, w tym HTTP i FTP. Gopher nie zyskał nigdy takiej popularności jak WWW ze względu na hierarchiczną strukturę oraz skomplikowany sposób tworzenia serwisów. Swoje badania Berners-Lee pozostawił dla siebie na dobrych kilka lat. W 1984 roku został przeniesiony do centrali CERN-u i szybko odkrył istniejący tam problem. Fizycy pracujący dla ośrodka niemal w każdym zakątku świata potrzebowali szybkiego sposobu wymiany dużych ilości informacji. To skłoniło Anglika do dalszych prac nad swoim pomysłem, które trwały cztery lata. W roku 1988 Berners-Lee uznał swój projekt za gotowy, a rok później napisał do władz CERN-u, zachęcając je do utworzenia „dużej bazy hiperłączy” opartej na technologiach Enquire i HTTP. Niestety, propozycja nie spotkała się z wielkim zainteresowaniem i projekt bez wątpienia utknąłby w martwym punkcie, gdyby nie bezpośredni zwierzchnik Bernersa-Lee, Mike Sandall. Sandall udostępnił Bernersowi-Lee podlegające mu komputery, w tym nowoczesny komputer NeXT, który mógł pełnić rolę serwera. Zachęcił też Bernersa-Lee, aby wdrożył tam swój pomysł. Próba okazała się ogromnym sukcesem i przyciągnęła do zespołu belgijskiego specjalistę od komputerów Roberta Cailliau NeXT – komputer, na którym opierały się eksperymenty Tima Bernersa-Lee. To właśnie ta maszyna była pierwszym w historii serwerem WWW Jeśli HTTP miał odnieść sukces, potrzebny był w miarę zrozumiały i łatwy sposób pisania stron internetowych. Berners-Lee rozpoczął więc pracę nad zbiorem poleceń, które miały pochodzić z języka angielskiego i umożliwić stosunkowo proste stworzenie strony. Podstawy nowego języka istniały już w 1990 roku, a rok później Berners-Lee opublikował swoje dzieło, które zatytułował „HTML tags”. Skrót HTML wziął się od HyperText Markup Language, co oznacza „język znaczników hipertekstu”. Dwaj naukowcy ponowili prośbę o wprowadzenie systemu do użycia, nie przestając go ulepszać. W grudniu 1990 roku mieli już wszystko, czego potrzebowali. Berners-Lee zaprojektował wszystkie narzędzia potrzebne do funkcjonowania sieci WWW: pierwszą przeglądarkę o nazwie World Wide Web, zawierającą funkcje edytora, i pierwszy serwer WWW ( World Wide Web była jednak, jak na tamte czasy, bardzo wymagająca i początkowo działała tylko na komputerze NeXT. Jednak w krótkim czasie współpracownica Bernersa-Lee Nicola Pellow zaprojektowała uproszczoną wersję przeglądarki tekstowej, która wprawdzie była uboższa niż dzisiejszy notatnik, ale mogła działać na niemal każdym komputerze. Prośba o wdrożenie systemu w końcu spotkała się z pozytywną reakcją władz CERN-u: pierwszą ogólną bazą danych była baza adresowa pracowników instytutu. Takie praktyczne informacje miały przyciągnąć nowych użytkowników. W 1991 roku Paul Kunz, pracujący na Uniwersytecie Stanforda, gdzie działał podobny akcelerator do CERN-owskiego, odwiedził CERN i po obejrzeniu sieci WWW był zszokowany. Szybko przeniósł pomysł do Stanów, gdzie rozwiązanie Bernersa-Lee zostało wdrożone w uniwersyteckiej sieci. Rolę serwera pełnił superkomputer IBM. 6 sierpnia 1991 roku Tim Berners-Lee umieścił krótką informację na temat projektu World Wide Web na czymś, co dziś nazwalibyśmy połączeniem strony internetowej oraz grupy dyskusyjnej. Najważniejsze było to, że możliwe było jej odczytanie zarówno w CERN-ie, jak i na Uniwersytecie Stanforda, tak więc po raz pierwszy wykorzystano technologię HTTP do komunikacji na wielkie odległości. Ten dzień oficjalnie uznaje się za początek sieci WWW. Nawigowanie po witrynach w pierwszych dniach sieci WWW nie było zbyt łatwe. Aby obejrzeć jakąś „stronę”, najczęściej należało znać jej adres. Coraz większą popularnością cieszyły się uaktualniane co jakiś czas listy stron, takie jak „What's New”, na których dodawano nowe, interesujące strony pojawiające się w sieci. Wciąż jednak nie istniała graficzna przeglądarka internetowa. Udało się ją skonstruować w 1992 roku, a jej autorem została Politechnika Helsińska. Erwise jako pierwsza oferowała graficzny interfejs. Aplikacja dostępna była w wersji dla systemu Unix. Kilka miesięcy później studenci Uniwersytetu Kansas stworzyli prostą, tekstową przeglądarkę Lynx. Lynx był dostępny zarówno pod Uniksa, jak i pod Microsoft DOS. Pierwszy Lynx w niczym nie przypominał dzisiejszych przeglądarek. Jego wygląd prędzej kojarzy nam się z konsolą niż surfowaniem w Internecie Prawdziwy przełom nastąpił jednak w 1993 roku, kiedy to grupa studentów zaprojektowała w ramach programu NCSA (część Uniwersytetu Illinois) pierwszą w pełni działającą i całkowicie graficzną przeglądarkę internetową. Zrobili to pod przewodnictwem Marca Andreessena, który wpadł na szalony pomysł: dlaczego nie zrobić z sieci narzędzia dostępnego dla wszystkich ludzi, do tego polegającego nie tylko na tekście, ale także na grafice? Do obsługi nowego formatu Internetu potrzeba było jednak nowej przeglądarki. Studenci nazwali ją Mosaic. Dla ludzi z branży był to prawdziwy szok. Mosaic był kompatybilny niemal ze wszystkimi istniejącymi wtedy standardami, a szybkie reakcje autorów na wszystkie odkrywane błędy przyciągnęły do niego grupę oddanych fanów, którzy szybko zrezygnowali ze starych tekstowych przeglądarek. Tym samym Mosaic rozpoczął jedną z najbardziej zaciekłych bitew w informatyce, która przeszła do historii pod nazwą „wojna przeglądarek”. Wojna przeglądarek Mosaic odniósł ogromny sukces. Niereklamowana nigdzie aplikacja w ciągu miesiąca stała się jednym z najpopularniejszych programów na świecie. Zapewne jednym z jej osiągnięć jest wskazanie kierunku, w którym powinien zmierzać Internet, ale jeszcze ważniejszym efektem wypuszczenia Mosaica było pokazanie wielkim tego świata, jak ogromny potencjał drzemie w sieci. W końcu nigdy wcześniej żadna inna aplikacja nie rozeszła się tak szybko w tak wielu kopiach. A oto i sprawca całego zamieszania – Mosaic Jednym z pierwszych, którzy zainteresowali się nowymi możliwościami Internetu, był James Clark, były profesor Uniwersytetu Stanforda, założyciel firmy Silicon Graphics, obecnie milioner. Clark skontaktował się z grupą studentów z Illinois i złożył im ofertę, o jakiej nawet nie marzyli. Zaproponował Andreessenowi i spółce dobre pensje, przeprowadzkę do Doliny Krzemowej na jego koszt oraz pieniądze na rozwijanie nowej przeglądarki. Clark wiedział, że za jakiś czas ktoś wpadnie na podobny pomysł, więc czas był bezcenny. Zadanie dla grupy Andreessena było proste: Clark zapewnia pieniądze, zajmuje się formalnościami i sprawami biznesowymi, a reszta ma zmodyfikować Mosaica tak, by stał się jak najszybciej przeglądarką, którą będzie chciał mieć u siebie każdy użytkownik komputera. Firma nazywała się Netscape Communications, a ich flagowe działo miało przybrać nazwę Netscape Navigator. Ambitne plany załogi Netscape'a zagrażały jednak ówczesnym potentatom rynku, którzy również powoli zaczynali dostrzegać korzyści wynikające z Internetu. W 1994 roku firmą trzymającą w szachu większość rynku IT był Microsoft. Rok 1994 miał być dla Billa Gatesa potwierdzeniem jego niepodważalnej pozycji. Gates właśnie został jednym z najbogatszych ludzi świata, produkty Microsoftu sprzedawały się świetnie, a w ciągu kilku miesięcy do sprzedaży miało wejść nowe dziecko koncernu z Redmond, Windows 95. Przyszłość wyglądała różowo. Jednak w połowie tamtego roku stało się coś, co jak potem sam Gates przyznał, było „czymś, czego obawiał się od czasu, jak znalazł się na szczycie”. Grupa utalentowanych „dzieciaków” postawiła wielką przeszkodę na drodze Microsoftu, tak samo zresztą, jak on zrobił to innym wiele lat wcześniej. Netscape Navigator rozwijał się bardzo szybko i już tylko tygodnie dzieliły go od dnia, w którym miał zostać udostępniony. Wtedy właśnie Gates zdał sobie sprawę z błędu, jaki popełnił, nie doceniając wschodzącego Internetu. Pierwsza wersja Netscape Navigatora zrobiła prawdziwą furorę Kilka dni później do drzwi Netscape Communications zawitali wysłannicy Microsoftu. Chcieli kupić projekt firmy za milion dolarów. Odpowiedź była oczywiście odmowna. To spotkanie w 1994 roku pomiędzy Microsoftem a Netscape'em stało się przyczyną wielu kontrowersji. Pracownicy Netscape'a twierdzili, że Microsoft próbował szantażować firmę, ci z Redmond temu zaprzeczali. Sprawa w późniejszych latach trafiła na drogę sądową. Po tej nieudanej próbie Microsoft wykonał ruch, który uznawany jest do teraz za jeden z gwałtowniejszych zwrotów w historii współczesnej informatyki. Dotychczasowe projekty straciły na znaczeniu, tym priorytetowym i skupiającym całe siły Microsoftu była teraz przeglądarka, którą postanowiono nazwać Internet Explorer. Jednak gigant z Redmond obudził się późno. 13 października 1994 roku wystartował Netscape. Walka Dawida z goliatem była nieunikniona. Microsoft miał w swoich szeregach najlepszych programistów świata i szybko nadrabiał straty. Ale jesienią 1994 roku to Netscape świętował. W ciągu miesiąca 90 procent użytkowników Internetu przeniosło się z Mosaica na Netscape'a. Coś takiego nie zdarzyło się w informatyce ani wcześniej, ani później i do teraz jest to fenomen budzący podziw i zdziwienie. Hadi Partovi, inżynier pracujący w grupie zajmującej się Internet Explorerem, tak opisał te chwile: „Kiedy Netscape wystartował i okazał się ogromnym sukcesem, w Microsofcie nastąpiła gigantyczna zmiana. Do naszego działu przyszedł Bill Gates i zapowiedział, że od teraz Internet Explorer jest najważniejszym projektem Microsoftu, że dostaniemy wszystko, czego potrzebujemy do zrobienia najlepszej przeglądarki, i że musimy jak najszybciej wejść na ten rynek. Do naszego działu dołączyli też najlepsi programiści firmy, którzy do tej pory pracowali nad Windowsami. Mieliśmy wziąć się do roboty, i to nie za tydzień, nie jutro, a od razu. W tej jednej chwili moja praca kompletnie się zmieniła". Od tego czasu głównym problemem Netscape Communications było to, że Gates i Microsoft zaczęli postrzegać firmę jako swojego głównego przeciwnika. Nowa firma potrzebowała gigantycznych pieniędzy i same fundusze Clarka nie wystarczały. Pomimo ogromnego ryzyka Netscape Communications postanowiła wejść na giełdę. Debiut okazał się wielkim sukcesem, a firma zyskała fundusze do dalszej walki o rynek Internetu. Popełniła tutaj jednak niemały błąd. Po wielkim sukcesie przeglądarki Netscape Navigator i po równie dużym sukcesie giełdowym firma Clarka i Andreessena stała się bardzo arogancka i przestała liczyć się z innymi. Pewność siebie zespołu Netscape'a była tak duża, że firma wypowiedziała, chyba niezbyt rozważnie, otwartą wojnę Microsoftowi, kiedy jej prezes publicznie powiedział, że „Windows to tak naprawdę tylko słabo wykonany zbiór sterowników do różnych urządzeń”. Internet Explorer To było zbyt wiele i w 1995 roku Gates zareagował bardzo ostro. Na stół rzucił swoją główną kartę: Internet Explorera. 7 grudnia, w rocznicę ataku na Pearl Harbor, hucznie wprowadzono nową przeglądarkę Microsoftu, która miała stanąć w szranki z Netscape Navigatorem. Śpiący gigant obudził się na dobre i Netscape był w dużych tarapatach. Już na początku Microsoft miał jednego ogromnego asa w rękawie: pieniądze. Ze względu na ogromne zyski Microsoft mógł sobie pozwolić na darmowe rozprowadzanie Internet Explorera, natomiast działająca jedynie w branży przeglądarek Netscape Communications musiała pobierać za swój produkt pieniądze. Plan Microsoftu był prosty: nie dać Netscape Communications ani dnia wytchnienia. Poza rozwijaniem własnych projektów do Internet Explorera dodawano odpowiedniki wszystkich opcji, które miał Netscape. Śledzono każdy krok konkurencji. W przeglądarkę pompowano miliony dolarów. Kampania reklamowa oraz dodatkowe możliwości Internet Explorera powodowały, że powoli, procent po procencie, zabierał on Netscape'owi udział w rynku. I wtedy, kiedy szala przechyliła się na korzyść Internet Explorera, Microsoft wbił ostatni gwoźdź do trumny Netscape'a. Firma z Redmond postanowiła dołączać przeglądarkę za darmo do swoich systemów operacyjnych. Internet Explorer znalazł się w pakiecie Windows 95 Plus. Kiedy w 1997 roku zadebiutował Internet Explorer było już po wszystkim. Wojna przeglądarek, jeden z ostrzejszych pojedynków w historii informatyki, zakończyła się, a zwycięzca był tylko jeden. Netscape miał bardzo niewielki udział w rynku, ale wtedy właśnie firmie przypomniało się spotkanie sprzed kilku lat, gdy Microsoft miał ją szantażować. Sprawa trafiła na drogę sądową. Sąd orzekł, że Microsoft jest winny zarzucanych mu czynów i firma powinna zostać podzielona na kilka mniejszych. Sąd apelacyjny, do którego trafiła sprawa, przyznał rację sądom niższych instancji, ale uznał, że kara jest zbyt wysoka, i firma nie została podzielona. Nie był to jedyny taki spór, który trafił na drogę sądową. W późniejszych latach Microsoft był oskarżany o monopol ze względu na dołączenie do swojego systemu operacyjnego Internet Explorera, a także odtwarzacza Windows Media Player i komunikatora Windows Messenger. Firmy produkujące konkurencyjne przeglądarki oskarżały giganta z Redmond o niszczenie w ten sposób konkurencji. W 2004 roku Komisja Europejska nałożyła na Microsoft rekordową karę w wysokości 784 milionów dolarów i nakazała wydanie wersji systemu Windows, która nie zawierałaby tych dodatków. „Czysta” wersja systemu nigdy jednak nie zyskała dużej popularności. Era dotcomów W 1998 roku Internet był produktem kompletnym. Miał jeden standard, były dostępne graficzne przeglądarki, a strony składały się z grafiki, animacji i bannerów. Strony internetowe zaczęły wyrastać jak grzyby po deszczu i nie brakowało ludzi, którzy zarabiali na nich ogromne pieniądze. Prekursorami wielkiego biznesu w Internecie byli Jeff Bezos oraz Pierre Omidyar. Bezos założył pierwszą księgarnię internetową, a Omidyar – pierwszy serwis aukcyjny, Ebay. Obaj zarobili krocie. Gigantyczne zyski pierwszych internetowych biznesmenów doprowadziły do prawdziwej gorączki złota, a liczba stron internetowych powstających każdego dnia była niebotyczna. Pieniędzy nie żałowali też inwestorzy, którzy wychodzili z założenia, że skoro takie firmy, jak Ebay i Amazon wyrosły z niczego, to nie ma powodu, dla którego nie miałoby się to udać następnym. Doszło do sytuacji, którą w informatyce określa się jako dot-com boom. Strony internetowe wyrastały jak grzyby po deszczu, codziennie powstawały nowe sklepy internetowe. Problem polegał na tym, że zdecydowana większość twórców tych stron, sklepów czy serwisów ani nie miała zielonego pojęcia o tym, jak działa Internet, ani nie miała biznesplanu, według którego mogłaby zarabiać pieniądze. Tak wielkie zainteresowanie doprowadziło do powstania bańki inwestycyjnej: wykładano gigantyczne pieniądze na projekty, które miały minimalne szanse na sukces, ale przez ciągłe inwestycje ich wartość była sztucznie zawyżana. Spotkanie z rzeczywistością, które nastąpiło na przełomie 2000 i 2001 roku, spowodowało kilkudziesięcioprocentowe spadki na giełdzie. To pierwszy „czarny dzień”, jaki informatyka przeżyła na giełdzie – tysiące stron upadło, setkom firm bankructwo zajrzało w oczy. Era dotcomów wprawdzie sztucznie napompowała rynek stron internetowych i zabrała pieniądze wielu ludziom, ale przyczyniła się do gigantycznego wzrostu popularności Internetu, a wielkie pieniądze włożone w branżę pozwoliły zbudować infrastrukturę, którą inaczej budowano by kilkanaście lat. Boom na zakładanie nowych stron internetowych związany z erą dotcomów rozpoczął nowy rozdział w historii internetu. Mianowicie pokazał nam, jak wielką wartość mogą mieć domeny. Domena to nic innego jak adres strony internetowej. Domeny występują w dwóch głównych postaciach: Uniform Resource Locator (URL, na przykład oraz adres e-mail. Niektóre z nich (jak nietrudno zgadnąć – te przyciągające najwięcej użytkowników) osiągają niebotyczne ceny. Domeny takie, jak: warte są miliony dolarów. Jest to scheda właśnie po erze dotcomów. Historia Internetu w Polsce Historia Internetu w Polsce sięga 1991 roku. Wtedy właśnie przy Uniwersytecie Warszawskim powstała NASK (Naukowa i Akademicka Sieć Komputerowa). Na początku było jej jednak daleko do sieci komputerowej, był to raczej zespół koordynacyjny. W dużej mierze to ten zespół, po kilku miesiącach negocjacji, wywalczył podłączenie Polski do Internetu. 17 sierpnia 1991 roku nawiązano pierwsze połączenie z Polski, wykorzystujące protokół TCP/IP. Fizyk z Uniwersytetu Warszawskiego Rafał Pietrak połączył się z Janem Sorensenem na Uniwersytecie Kopenhaskim. Oficjalnie Polska została podłączona do Internetu 20 grudnia 1991 roku. Rok później Telekomunikacja Polska uruchomiła POLPAK, pierwszą polską sieć pakietową, opartą na brytyjskim protokole ISPP, ale w pełni kompatybilną z protokołem TCP/IP. Polska nadrabiała straty spowodowane komunizmem. Milowym krokiem w rozwoju polskiego Internetu było uruchomienie BBS Maloka. BBS (ang. Bulletin Board System) to komputer, który poprzez zainstalowane oprogramowanie pozwala użytkownikom łączyć się z nim, logować i korzystać ze zgromadzonych na nim informacji. BBS-y na całym świecie połączone były w sieć Fidonet, której historia sięga 1982 roku. Sieć ta była oparta tylko i wyłącznie na zwykłych modemach i łączach telefonicznych. Fidonet wziął nazwę od... psa swojego twórcy, wabiącego się Fido! Założycielem Maloki i jednym z pionierów Internetu w Polsce był Stanisław Tymiński, kanadyjski biznesmen polskiego pochodzenia. Maloka oferował typowe dla BBS-ów usługi, takie jak: forum, chat i proste gry online, ale znacznie ważniejsze było to, że oferował Polakom połączenie z Internetem z prędkością 9,6 kb/s (9600 b/s). Nie była to może zawrotna prędkość, ale wreszcie „zwykły” obywatel mógł połączyć się z Polski z Internetem, a nie jedynie z siecią Fidonet. Maloka działał do 31 lipca 1996 roku. Wtedy to Telekomunikacja Polska uruchomiła usługę dostępu do Internetu dla wszystkich swoich abonentów – wystarczyło podłączyć modem do gniazdka telefonicznego. Opłaty były pobierane za impulsy (co trzy minuty). Ponieważ możliwość połączenia się z globalną siecią stała się powszechna, Maloka przestał być potrzebny. BBS-y i sieć Fidonet były stale wypierane przez Internet. W 1995 roku Fidonet miał w Polsce ponad 300 węzłów, w 2003 – już niecałe 100, a do dziś ta liczba jeszcze zmalała. Internet dziś i jutro Dzisiaj Internet wciąż rozwija się bardzo szybko. Od kilku lat mamy do czynienia z czymś, co specjaliści nazywają Web Internet przybrał nową formę, a coraz większą rolę odgrywa medium dotąd rzadko w nim spotykane – wideo. Popularność serwisów powstających z niczego, a w ciągu bardzo krótkiego czasu zrzeszających miliony użytkowników, takich jak YouTube, tylko udowadnia, jak szybko Internet może ewoluować. Standard Web według którego tworzone są współczesne strony internetowe, stawia na interakcję. Użytkownik nie ma być widzem, ma być uczestnikiem. Na wspomnianym już YouTube możemy nie tylko oglądać filmy, ale też je wysyłać. Mamy coraz więcej stron typu wiki, na których użytkownik nie tylko ma korzystać ze zgromadzonych informacji, ale również może je dodawać (przykładem takiej strony jest Wikipedia). Powstają strony takie jak Digg – witryny z wiadomościami pozwalające decydować czytelnikom, która wiadomość jest najważniejsza i powinna znaleźć się na stronie głównej. Są wreszcie przeróżne blogi, dzięki którym każdy, kto tylko ma coś do powiedzenia (niekoniecznie mądrego :-)), może podzielić się tym z internautami. Dzisiejszy Internet stawia na interakcję. Elementy składające się na Web Ale Web to nie tylko uczestnictwo. To również mobilność i łatwość obsługi. Czasy, gdy połączenie z Internetem zapewniał tylko komputer, bezpowrotnie minęły. Sieć stoi przed nami otworem również wtedy, gdy korzystamy z palmtopów, telefonów komórkowych, nowoczesnych odtwarzaczy multimedialnych (jak iPod Touch), a nawet lodówek! Serwisy internetowe dążą do łatwej, możliwie intuicyjnej obsługi, co ma skusić ludzi starszych, nieobytych z komputerami i bardziej niechętnych nowościom. Co czeka Internet jutro? A pojutrze? Możemy tylko spekulować, ale „standard” Web już jest opracowywany. W związku z szybkim wzrostem prędkości połączeń internetowych globalna sieć w wersji ma zabrać nas do trójwymiarowego świata. Na zaawansowanym etapie są prace nad projektem Semantic Web, czyli takim sposobem tworzenia stron internetowych, aby były one zrozumiałe nie tylko dla człowieka, ale także dla maszyny. To marzenie Bernersa-Lee ma pomóc w tworzeniu „inteligentnej sieci”, w której komputer rozróżniałby treści podobnie jak człowiek. (Na przykład słowo klucz. W tej chwili komputer nie jest w stanie rozróżnić, czy chodzi nam o klucz do drzwi czy do odkręcania śrub. Ze względu na identyczną pisownię maszyna uznaje to za jeden przedmiot. Wkrótce ma się to zmienić). Nie wiadomo, czy wszystkie zakładane dziś standardy sieci się przyjmą. Nie wiadomo, czy najpopularniejsze dziś strony internetowe stawiające na interakcję utrzymają dominującą pozycję. Czy Internet będzie wciąż taki, jakim znamy go dziś, czy wkroczy do niego sztuczna inteligencja? Nie wiadomo, ale jedno jest pewne: niewiele jest na świecie projektów rozwijających się równie dynamicznie. 29752 좋은 평가 이 답변 질문에 대한: "właśnie udało ci się sprzedać jakiś przedmiot przez internet - Plusie macie dostępne zegarki za 10 zł zachęcam was żebyście obserwowali tą stronę"? 자세한 답변을 보려면 이 웹사이트를 방문하세요. 2861 보는 사람들
Właśnie udało Ci się skończyć remont? Przeprowadzasz się do nowego mieszkania? Gratulujemy! Jednak zakończenie remontu to nie koniec problemów. Niestety tego typu przedsięwzięcia, nawet najlepiej zaplanowane, generują bardzo dużo zabrudzeń takich jak plamy po farbach, resztki taśm, folie, zanieczyszczenia po gładziach i tynkach. Zanim zaczniemy cieszyć się nowymi wnętrzami w pierwszej kolejności należy uporać się bałaganem panującym w naszym mieszkaniu. Z większością z nich możemy poradzić sobie sami, pamiętając tylko aby sprzątanie zaczynać od najwyższych partii stopniowo kierując się ku dołowi. Unikniemy w ten sposób kilkukrotnego czyszczenia tych samych powierzchni. Pracę znacznie ułatwi nam używanie specjalistycznych płynów, choć warto zwrócić uwagę do jakich materiałów się nadają. Warto wybierać te, które są przeznaczone do delikatnych powierzchni aby nie uszkodzić parapetów, listew lub ram okien. Podstawą jest również odkurzanie, dzięki któremu pył nie będzie utrudniał nam porządkowania. Kurz jest nieodłącznym elementem remontu, powstaje chociażby przy cięciu płytek, szpachlowaniu. Sprzątanie mieszkań nigdy nie zaczynamy od mycia na mokro, ponieważ wówczas kurz zamieni się w błoto, które zdecydowanie gorzej usunąć! Dobrym pomysłem będzie wypożyczenie specjalistycznego odkurzacza budowlanego, ponieważ te do codziennego użytku mogą nie podołać zadaniu. Stosując się do tych zasad sprzątanie powinno pójść nam znacznie sprawniej. Prawdziwy problem pojawia się dopiero wtedy, gdy nie mamy jak przewieźć naszych sprzętów lub, gdy zostało nam mnóstwo gruzu, starych mebli lub innych odpadów wielkogabarytowych? Posprzątanie tego samemu niestety jest procesem ciężkim, pracochłonnym i często sami w pojedynkę nie jesteśmy w stanie sobie z tym poradzić. Może wówczas warto zdecydować się na usługi profesjonalnej firmy? Jeżeli nie lubisz tracić czasu, serdecznie zapraszamy do nas! Nasza firma działa na terenie Gdańska i Gdyni, zajmujemy się profesjonalne sprzątanie mieszkań po remontach i pomocą przy przeprowadzkach. Co powoduje, że warto podjąć z nami współpracę? Przede wszystkim stawiamy na indywidualne podejście do klienta, cechuje nas elastyczność. Posiadamy wieloletnie doświadczenie poparte zadowoleniem naszych klientów oraz niezbędny sprzęt wysokiej klasy do wykonywania naszej pracy. Skorzystanie z pomocy firmy zewnętrznej ma spore zalety. Przede wszystkim oszczędność czasu. Z nami przeprowadzka jak i sprzątanie po remontach może być szybkie jak i bezproblemowe.
Potrzebuje tlumacznie jednego zdania po niemiecku!!!NAD KOMODĄ WISI LUSTRO! Natychmiastowa odpowiedź na Twoje pytanie.
Rzeczy używane, rzeczy wcześniej kochane, rzeczy z drugiej ręki cieszą się rosnącą popularnością. My od wielu lat korzystamy z zalet rynku wtórnego i w dzisiejszym odcinku podzielimy się z Wami wskazówkami, gdzie szukać najlepszych łupów, zarówno w Polsce, jak i w Wielkiej Brytanii! Listen to “#69 Gdzie szukać rzeczy z drugiej ręki” on Spreaker. Możesz nas polubić na Facebooku i Instagramie. Transkrypcja odcinka: J: Rzeczy używane, rzeczy wcześniej kochane, rzeczy z drugiej ręki. Cieszą się rosnącą popularnością. My od wielu lat korzystamy z zalet rynku wtórnego i w dzisiejszym odcinku podzielimy się z Wami wskazówkami, gdzie szukać najlepszych łupów, zarówno w Polsce, jak i w Wielkiej Brytanii. S: Odcinek o tym, gdzie szukać rzeczy z drugiej ręki. Zapraszamy! Ona – lady ogarniacz z listą rzeczy na każdą okazję. On – inżynier z pasją do klusek i motoryzacji. W marcu 2015 r. postanowiliśmy zostać parą a trzy miesiące później podjęliśmy decyzję o wspólnym wyjeździe za granicę. Od tej pory idziemy przez życie razem, uczymy się dorosłości i budujemy wspólną przyszłość. W tym podcaście opowiadamy o naszej drodze i dzielimy się lekcjami, które już odrobiliśmy. Jeżeli interesujesz się oszczędzaniem, podróżami, minimalizmem, szczęśliwym życiem w swoim tempie – zostań z nami na dłużej. Możesz nas słuchać w każdy piątek o w swojej ulubionej aplikacji do podcastów. A także znaleźć w mediach społecznościowych – Razem Lepiej Podcast na Facebooku i na Instagramie. S: Zanim zaczniemy chcielibyśmy Was gorąco poprosić o pozostawienie pozytywnej oceny naszego podcastu w Waszych aplikacjach do słuchania podcastów. Tak jak to zrobiła Gabi, która napisała nam: J: Piszę opinię w mojej ulubionej aplikacji do podcastów. Jesteście rewelacyjni, ciekawi, zabawni, pokorni i dobrze przygotowani. Nie ubarwiacie, mówicie tak jak jest, mówicie o swoich popełnionych błędach i opisujecie własne zmiany. Uwielbiam po prostu. Motywujecie do zmian i utwierdzacie w przekonaniu, że jestem na dobrej drodze. Doceńmy to co mamy, bo nie tak dużo jak myślimy potrzebujemy do szczęścia. S: Gabi, dziękujemy ogromnie za tak miłe słowa i przesyłamy uściski. Zapewniamy Was, że czytamy każdą opinię i daje nam ona nie tylko radość, ale też motywację do tworzenia i przygotowywania wartościowych odcinków. J: A teraz do rzeczy. Gdzie szukać fajnych rzeczy z drugiej ręki? S: Może na początek skupimy się na miejscach w Internecie, ze względu na ich dostępność dla wszystkich. J: W Polsce moim ulubionym miejscem do sprzedaży i kupna rzeczy z drugiej ręki są lokalne i tematyczne grupy na Facebooku i Facebook Marketplace. Ogromną zaletą jest to, że Facebook jest bardzo popularny. A co za tym idzie? Jest tam duża społeczność potencjalnych kupujących. Wystawienie ogłoszenia i promowanie go na grupach jest bardzo proste i zajmuje dosłownie kilka chwil. I niewiele rożni się od napisania postu na Twojej tablicy. Jest to więc doskonałe miejsce dla osób, które chcą dopiero rozpocząć swoją przygodę na rynku wtórnym, bo nie muszą zakładać żadnych dodatkowych kont. Zaletą jest też to, że możemy się zapoznać z profilem osoby, która chce nawiązać z nami transakcję i czasem w ten sposób też zweryfikować jej tożsamość i wiarygodność. A minusy? Nie publikujemy ogłoszeń anonimowo i to dla niektórych może być przeszkoda. S: Warto też odwiedzić tematyczne grupy na Facebooku, których głównym celem jest po prostu sprzedaż lub wymiana używanych rzeczy. Tutaj możemy polecić takie grupy jak: Uwaga śmieciarka jedzie lub Oddam, przyjmę, zamienię. Są też dedykowane grupy, które zajmują się wymianą lub sprzedażą rzeczy jednej konkretnej marki. Na przykład Judyta jest uczestniczką chyba wszystkich możliwych grup w Internecie, które są wokoło marki odzieżowej Risk Made in Warsaw. J: Pozdrawiam Riski Queens. S: Czyli producenta damskich sukienek, które notowane są naprawdę bardzo ładne i świetnie wykonane. Oczywiście są też inne grupy. Nie tylko wokół Riska. I możecie znaleźć tez grupy dedykowane fascynatom porcelany, książek czy na przykład gier planszowych. J: Ale też na przykład biegówek czy jazdy na nartach, gdzie ludzie się wymieniają nie tylko wiedzą, ale na przykład sprzedają i odkupują sprzęt czy ubrania. S: Ja na przykład jestem uczestnikiem grupy, która się nazywa : największa giełda rowerowa w Polsce. I tam osoby też często pytają się o rozwiązanie jakiś problemów ze sprzętowych albo pytają o porady to tez po prostu wrzucają posty i tez sprzedają bądź kupują części albo całe rowery. J: Tak. A ja też odkryłam ostatnio grupę dla ludzi grających w gry planszowe w UK, w polskie gry planszowe. I tam można się powymieniać i bardzo się cieszę, bo mamy kilka takich gier, które chciałabym puścić dalej w świat i kilka tytułów, które chciałabym dla nas kupić. Więc super. Bardzo Wam polecam właśnie poszukanie na Facebooku grup wokół Waszych obszarów tematycznych. S: Oczywiście grupy na Facebooku to jedna rzecz. Ale jest też przecież Marketplace, czyli dedykowana część Facebooka do tego, żeby sprzedawać. My też praktycznie wszystkie rzeczy, które sprzedajemy wystawiamy tez na Facebook Marketplace. Jest to tez o tyle dobre, że jeżeli przynależycie do jakiś grup to podczas wystawiania przedmiotu na Marketplace to możecie od razu zaznaczyć, żeby Facebook tą sprzedawaną rzecz umieścił na zaznaczonych przez Was grupach w formie posta. Czyli nie dość, że wrzucacie to na ogólny Marketplace to jeszcze do tego automatycznie publikuje Wam się post na danych tematycznych grupach. Więc zwiększacie po prostu tez dzięki temu swoje zasięgi i liczbę osób, które potencjalnie mogą zobaczyć ten post. J: W Wielkiej Brytanii bardzo fajnie funkcjonuje Facebook Marketplace do sprzedaży i kupna różnych akcesoriów do domu i ja tam zawsze przeglądam jakieś rzeczy do organizacji domu czy do kuchni. I zauważyłam, że w Polsce też się to rozrasta, więc jestem pełna optymizmu i mam nadzieję, że jak kolejnym razem polecimy do Polski to też będziemy mogli tam szukać rzeczy z drugiej ręki. A tez myślę , że ważnym jest, żeby podkreślić , że ten rynek rzeczy z drugiej ręki tworzymy my sami. Więc jak my tam nie dodajemy ogłoszeń to ich tam po prostu nie ma i inne osoby też myślą, że to nie działa. Więc jeżeli macie jakieś domowe wyprzedaże to spróbujcie tez i na Facebook Marketplace. S: Fajną opcją jest też to, że komunikacja na linii sprzedający- kupujący odbywa się po prostu poprzez wiadomości na Messengerze, czyli Messenger tworzy Wam taką grupę konwersacji, która jest powiązana tylko i wyłącznie z Marketplace i tam w aplikacji Messenger możecie znaleźć sobie po prostu wszystkie konwersacje ze wszystkimi sprzedającymi, kupującymi do konkretnego produktu. To też z jednej strony nie zaśmieca Wam jakby historii czatu w aplikacji , a z drugiej strony tez bardzo ułatwia komunikację, ponieważ i tak każdy z nas praktycznie ma tą aplikację. Już nie trzeba niczego dodatkowego instalować. I działa to w taki sam sposób jakbyśmy chcieli porozmawiać po prostu ze swoimi znajomymi na Messengerze . J: Kolejna możliwość sprzedaży lub kupna rzeczy z drugiej ręki to dedykowany sprzedaży odzieży serwis Vinted. I on działa zarówno w Polsce, jak i w Wielkiej Brytanii. I w obu tych krajach działa bardzo prężnie i aktywnie. I właśnie dlatego jego dużą zaletą jest duża liczba kupujących i sprzedających, czyli aktywna społeczność. Kolejna zaleta tego serwisu to filtry ułatwiające wyszukiwanie konkretnej rzeczy. Natomiast mi brakuje filtra, który nakazywałby wpisywanie składu tkaniny, z której dana rzecz jest wykonana. Więc mam nadzieję, że taka aktualizacja pojawi się. Jest też automatyczna możliwość negocjacji cen, co bardzo ułatwia cały proces, bo po prostu wysyłamy odpowiednią cenę, którą chcemy zaproponować przez dedykowane miejsce. Vinted zapewnia tez dużą rzetelność z zachowaniem anonimowości, ponieważ dane nasze- sprzedającego czy to kupującego są znane tylko aplikacji. I dostajemy je dopiero w momencie, kiedy transakcja została opłacona i mamy wysłać daną przesyłkę. Co uważam za bardzo fajną rzecz. I jasno są też określone stawki za wysyłkę. I możemy to od razu sprawdzić. Nie ma opłaty za wystawienie przedmiotu. Za to jest opłata związana z ochroną kupujących, którą uważam za duży plus. Ponieważ dzięki temu, no to Vinted bierze całą odpowiedzialność za transakcję. Jeżeli np. nie dostaniecie rzeczy, za którą zapłaciliście to po 2 tygodniach Vinted zwróci Wam pieniądze. I mi się to zdarzyło, że ktoś po prostu nie wysłał rzeczy, którą kupiłam i dostałam zwrot. Natomiast uważam , że ta opłata powinna być wyszczególniona w każdym ogłoszeniu, ponieważ ona jest dodawana dopiero w momencie , kiedy klikacie ,,kupuję”. Ona jest chyba procentem od wysokości ceny. Więc jeżeli kupujecie coś droższego no to może Wam to naprawdę podwyższyć cenę. Dużym, dużym plusem są też oceny sprzedawców i transakcji, które są wystawiane po każdej transakcji. Jeżeli tego nie zrobicie to automatycznie Vinted wystawi pozytywną opinię, którą oczywiście można potem edytować. No zamiast. To też wpływa na wiarygodność i rzetelność sprzedawców. I możecie takie opinie sprawdzić na przykład przed zakupem. S: Oboje w naszych szafach mamy wiele rzeczy kupionych na Vinted. Szczególną popularnością cieszą się nasze bluzy Naketano, które już niestety nie są produkowane. Dlatego musimy je znajdować właśnie w takich miejscach jak Vinted. I tam znaleźliśmy sporo egzemplarzy, którymi uzupełniliśmy nasze szafy na teraz oraz na kolejne lata. J: Kolejna aplikacja, która jest teraz aktywnie promowana w Internecie to aplikacja LESS. I można w niej sprzedawać ubrania, kosmetyki, ale też elektronikę, książki, akcesoria czy rzeczy sportowe. Ja nigdy z niej nie korzystałam, ale przed zrobieniem tego odcinka sobie ją zainstalowałam i postanowiłam, że ją przetestuję. I plusy, które zauważyłam to to, że aplikacja jest aktywnie promowana przez influencerki, więc jeżeli gdzieś znaleźliście na YouTube ubranie, które Wam się bardzo spodobało i wpadło Wam w oko to teraz możecie je też odkupić z drugiej ręki na LESS. Właśnie od dziewczyn, które są zaangażowane w kampanię promocyjną. Aplikacja jest też bardzo ładnie przygotowana. Jest intuicyjna i łatwo się z niej korzysta. W dobry sposób są też prezentowane oferowane rzeczy , ponieważ LESS wysyła takie tutoriale -poradniki jak przygotować ładne zdjęcia i dobre opisy. Więc to też jest fajna sprawa. Jest możliwość licytacji, jak i kup teraz. Więc to też jest duża zaleta, że można tę cenę negocjować. Do minusów. Aby przeglądać ogłoszenia trzeba się zarejestrować. Ja do tej pory robiłam tak, że przeglądałam ogłoszenia bez konta i dopiero kiedy znalazłam coś czym byłam zainteresowana to zakładałam konto i odzywałam się do sprzedającego. Tudzież dokonywałam zakupu. No i często wyskakują błędy, więc wydaje mi się ze to jest taka cecha pierwszych wersji aplikacji , że tam są pewne niedociągnięcia, które po prostu wychodzą w praniu. No, ale życzę dobrej, dobrej przyszłości dla tej aplikacji i mam nadzieję, że się rozwinie i ze będzie miała dużo kupujących , jak i sprzedających. Kolejna aplikacja, która jest bardzo popularna w Wielkiej Brytanii to jest Depop. No i znajdziecie tam ogromny wybór ubrań. Naprawdę można skrolować w nieskończoność. Transakcja jest bardzo łatwa do przeprowadzenia. Nie ma żadnych dodatkowych opłat dla osób, które kupują. Za to jest spory procent prowizji dla osób, które sprzedają. Do minusów tej aplikacji zaliczam to, że ubrania tam są także z zagranicy. Więc musicie po prostu filtrować odpowiednio albo zwracać uwagę na to skąd jest dany przedmiot, żeby po prostu nie płacić bardzo dużych kosztów wysyłki. W recenzjach do tej aplikacji zauważyłam także: ze wiele osób skarżyło się na próby wyłudzeń i na powolną obsługę klienta. Finalnie wszystko kończyło się dobrze, bo odzyskiwały swoje pieniądze czy wpłaty. Natomiast … S: Niesmak pozostał. J: Niesmak pozostał. I warto mieć to na uwadze. Więc może tam wiadomo , że trzeba podpiąć jakąś metodę płatności czy swoje konto PayPal. Więc może warto mieć dedykowaną kartę powiązaną z kontem bankowym , na którym nie będzie jakiejś dużej kwoty pieniędzy czy dedykowane konto na PayPal- u podpięte do tej aplikacji. Nie ma tam tez systemu do negocjacji. Wszystko się odbywa w wiadomościach prywatnych co może być pewnym utrudnieniem. Można dodać tylko 4 zdjęcia i jedno video w ogłoszeniu, a to nie zawsze pozwala na dokładne zapoznanie się z przedmiotem. I na to też skarzą się sprzedający, że przydałoby się po prostu więcej możliwości dodania zdjęć. To są minusy, które zauważyłam. S: Podczas naszego researchu do tego odcinka natrafiliśmy na nową usługę oferowaną przez Zalando. Nazywa się ona Pre owned. Działa na pewno w Polsce. Niestety jeszcze nie ma jej w Wielkiej Brytanii. I z tego co się orientujemy to chyba jeszcze w Niemczech i w Austrii. O ile mnie pamięć nie myli. Polega ona na tym, że jeżeli chcemy sprzedać jakiś produkt, który jest prawie nowy albo nie nosi żadnych oznak użycia to możemy poinformować o tym Zalando. Oni wtedy proszą, aby zrobić zdjęcia i przesłać do siebie. I po weryfikacji zaproponują nam jakąś kwotę za ten produkt. Jeżeli my zaakceptujemy tą ofertę to wysyłamy za darmo produkt do Zalando. Oni to wystawiają i sprzedają. W momencie, gdy produkt się sprzeda to możemy otrzymać ustaloną kwotę w formie karty upominkowej do Zalando lub przekazać tą kwotę na jakąś lokalną akcję charytatywną lub darowiznę. Niestety, Zalando nie akceptuje wszystkich marek i wszystkich produktów. Można tez sprzedać w ten sposób tylko do 20 produktów za jednym razem. Jeżeli jakiś produkt po przesłaniu do Zalando nie przejdzie jeszcze drobiazgowej inspekcji to wtedy Zalando albo odeśle nam ten produkt albo po wcześniejszej konsultacji z nami przekażą ten produkt na cele charytatywne. J: Nie wiemy jak ta usługa działa od strony sprzedających, ale moja przyjaciółka kupiła na Zalando Pre owned 3 rzeczy od luksusowych marek za 20 % ceny. Jest super zadowolona i bardzo gorąco mi polecała do wypróbowania , kiedy opcja ta już będzie dostępna w Wielkiej Brytanii. Więc i Wam o niej opowiadamy. A skoro jesteśmy przy luksusowych markach to są jeszcze 2 sklepy internetowe, które są takimi komisami luksusowych brandów. Pierwszy to jest Vestlaire Collective, który działa także w Wielkiej Brytanii. I tam możecie kupić ubrania od projektantów z drugiej ręki, praktycznie z całej Europy. Więc jeżeli macie jakieś upatrzone dodatki czy odzież to warto tam zaglądać. A w Polsce działa Pyskaty Zamsz, który jest własnie komisem luksusowych marek. I zarówno oferuje możliwość sprzedaży, jak i kupna odzieży. Moim dużym odkryciem ubiegłego roku były Second Handy, działające na Instagramie. Są to sklepy z wyselekcjonowanymi ubraniami dobrej jakości i każdy z nich , z tych które obserwuje ma jakąś taką myśl przewodnią. I np. na Awesome Store znajdziecie tylko skandynawskie marki. Albo na MishMash Clothing znajdziecie klasyki z dobrych materiałów i co ciekawego, mają tez dział Home, więc znajdziecie tez akcesoria i dodatki do domu. Moim. store specjalizuje się w pięknych swetrach z dobrych materiałów z drugiej ręki , a Dite w ubraniach premium. Natomiast w Reclo Store znajdziecie ubrania z naturalnych materiałów w minimalistycznym stylu. Woolitbe to ubrania z wełny merino , także z drugiej ręki. A pasuje Outlet jest totalnie inny od tych wszystkich wcześniej wymienionych, ponieważ oni specjalizują się w trendach. Jeżeli szukacie czegoś kolorowego z cekinami, świetnie wyglądającego, ale takiego niepowtarzalnego to to właśnie jest miejsce, które powinniście odwiedzić. Wszystkie linki będą oczywiście na naszej stronie internetowej. Zrobię tez dedykowany post na Instagramie dla tych marek. Wszystkie te sklepy, które wymieniłam to są polskie sklepy. S: Jednym z pierwszych miejsc, na które natrafiliśmy podczas naszej przygody z kupowaniem i sprzedawaniem rzeczy z drugiej ręki i które do dzisiaj pozostaje jako jedno z najczęściej odwiedzanych przez nas to serwis Gumtree, którego polskim odpowiednikiem jest portal OLX. W Polsce możecie tez skorzystać z serwisu Możecie tam tak naprawdę znaleźć wszystko. Ubrania, samochody, rzeczy dla dzieci, meble, wyposażenie domu, narzędzia, elektronarzędzia. Naprawdę mógłbym tutaj wymieniać jeszcze długie godziny, bo po prostu znajduje się tam wszystko. Jest tam naprawdę bardzo duża i aktywna społeczność, więc jest też duża szansa na to, że znajdziecie to czego szukacie. Wiele razy udało nam się znaleźć rzeczy tylko i wyłącznie na Gumtree, których nie było na żadnych innych serwisach. Bardzo dużą zaletą jest funkcja, z której korzystamy. A mianowicie ustawianie alertów. Możemy sobie ustawić nazwę produktu i zasięg, w jakim aplikacja ma nam je wyszukiwać. I w momencie pojawienia się nowego ogłoszenia, które spełnia kryteria takiego alertu dostajemy powiadomienie na maila, że oto właśnie pojawił się nowy produkt. Także aplikacja sama za nas wyszukuje pożądane przez nas rzeczy. Oczywiście aplikacja oferuje również możliwość negocjacji ceny. Jest też kilka minusów, o których musimy wspomnieć. Przede wszystkim największym takim minusem to niesłowni klienci. Wielokrotnie zdarzyło nam się , że dostawaliśmy wiadomości typu: już jadę, już jestem w aucie, już jestem za rogiem, już za 5 minut będę. I nigdy ta osoba się nie pojawiła. J: Czekają za rogiem. S: Pewnie tak. Pewnie jeszcze czekają. Ale jest to niestety zmora tego serwisu. J: Kolejną zmorą, która w Polsce jest szczególnie podkreślana jest brak kultury wśród osób, które się do nas odzywają. No i moi drodzy, no tą kulturę ustalamy sami. I ja Wam po prostu radzę, jeżeli ktoś do Was zwraca w chamski, prostacki sposób to nie odpisujcie. Zawsze się zdarzy kolejna osoba, która będzie zainteresowana Waszym przedmiotem. I myślę, że Wasza pogoda ducha i dobry dzień jest ważniejsze niż użeranie się po prostu z ludźmi, którzy nie są w stanie napisać kulturalnej wiadomości. S: Czasami zdarza się też, że ogłoszenie ma niewystarczającą liczbę zdjęć lub jakos tych zdjęć jest naprawdę kiepska oraz opisy są bardzo lapidarne albo w ogóle nie rzetelne. Także jeżeli widzicie , że coś jest podejrzanego czy coś takiego to czasami lepiej sobie odpuścić niż pakować się na minę. Ja wiem doskonale, że przy odbiorze takiego przedmiotu i tak przeprowadzamy jakieś wstępne oględziny, ale czasami warto sobie zaoszczędzić tego czasu i paliwa na to, żeby jechać po coś co później okazuje się być czymś zupełnie innym albo nagle ktoś próbuje wyłudzić od nas pieniądze. J: Myślę, że też możecie poprosić o uzupełnienie opisu czy dosłanie dodatkowych zdjęć. I to też pozwoli Wam sprawdzić jak bardzo zaangażowany jest ten sprzedający i czy faktycznie zależy mu na sprzedaży. Bo jeżeli ktoś nas prosił o jakieś dodatkowe zdjęcia czy to kodu kreskowego, który jest na danej rzeczy czy np. zdjęcia danej rzeczy w innym świetle, żeby sprawdzić dokładnie kolor to nigdy nie mieliśmy z tym problemu. Bo to jest 3 minuty roboty tak naprawdę. Kolejne dwa serwisy z rzeczami z drugiej ręki, które działają na terenie Wielkiej Brytanii to jest Preloved i Shpock. Na Preloved regularnie sprawdzam różne rzeczy i bardzo cenię tą aplikacje, że znajdują się tam tylko zweryfikowani listem takim prawdziwym listem na papierze użytkownicy. Dostajecie odpowiedni kod i link do wpisania, żeby zweryfikować swoje konto. Są tam też ciekawe kategorie rzeczy np. zakładka konia do sprzedania, ponieważ jeździectwo jest w Wielkiej Brytanii bardzo popularną formą spędzania czasu. Znajduje się tam mnóstwo tez rzeczy z lnu, z różnych wysokogatunkowych materiałów. Nigdy nic nie kupiłam jakoś, ale z przyjemnością tam zaglądam, żeby po prostu podglądać rzeczy. Shpock to aplikacja polecana mi przez Paulinę rudym okiem i powiedziała mi, że ona świetnie działa w Londynie i tam znalazła kilka wspaniałych gratek. Więc myślę, że warto tez zajrzeć tam, jeżeli szukacie jakiejś konkretnej rzeczy. Po świętach na Preloved pojawiła się też kategoria Niechciane Prezenty, czyli kategoria z rzeczami, które są nowe, nieotwarte, a trafiły do swoich właścicieli a oni niekoniecznie chcą je zatrzymać. Więc tez super gratka. Minusem aplikacji czy też serwisu Preloved jest płatne członkostwo. Jest oczywiście wersja basic’owa za darmo, z której ja korzystam do przeglądania ofert. Natomiast jeżeli chce się wysyłać wiadomości i wystawiać oferty to tam trzeba kilka funtów dodatkowo zapłacić. S: Oczywiście nie możemy w tym odcinku nie wspomnieć o takich serwisach jak eBay i Allegro. Jest tam ogromna dostępność ofert ze wszystkich możliwych działów. I serwisy te oferują bardzo szczegółową i dobrą możliwość filtrowania rzeczy po wielu kategoriach, co uważamy za bardzo duży plus. Łatwo tez można zweryfikować sprzedających, ponieważ jest tam system wystawiania komentarzy, więc jeżeli trafi się jakaś nierzetelna osoba to bardzo szybko możemy ją wyłapać. Oba serwisy oferują zarówno formę kup teraz, jak i licytacji i ochronę kupującego, co akurat dla nas jest bardzo ważne, ponieważ nie lubimy podejmować nadmiernego ryzyka, jeśli chodzi o kupowanie rzeczy przez Internet od innych ludzi. Dużą zaletą tych serwisów jest też to, że można w bardzo łatwy sposób zapłacić. Czy to np. poprzez PayPal-a czy jakieś inne serwisy typu PayU, które nie wymagają np. podawania numeru karty. Wiec jest to na pewno duże ułatwienie dla kupujących. J: No i oba serwisy są gigantami na rynku, więc muszą dbać o wiarygodność i o ochronę kupujących. Co jest ogromnym plusem. Z online przechodzimy do offline. No i oczywiście są sztandarowe miejsca, w których można kupować rzeczy z drugiej ręki. Lupeksy, antykwariaty, targi staroci. Natomiast mamy dla Was kilka takich ciekawostek, o których pomyśleliśmy, że warto wspomnieć. W Warszawie możecie skorzystać z usług Stare na nowo i miejskiego bazaru, gdzie opłacacie regał, zanosicie swoje rzeczy, metkujecie je, a jeżeli minie ten czas, za który opłaciliście swój regał to po prostu zabieracie rzeczy i otrzymujecie przelew za to co udało się sprzedać. Oczywiście jest odpowiednia prowizja od sprzedanych rzeczy. Stare na nowo możecie sprzedawać odzież, sprzęt muzyczny, obrazy, zabawki, porcelanę i tez podejrzałam na ich fanpage na Facebooku, że wrzucają tam swoje aktualne oferty. Wiec jeszcze zanim się wybierzecie do stacjonarnego miejsca to możecie po prostu przejrzeć ofertę i może Was coś zainteresuje. Jest też w Polsce platforma do sprzedaży odzieży, która się nazywa Remixshop, do których wysyłacie wyselekcjonowane przez Was zdjęcia, a oni biorą na siebie zrobienie zdjęć i przygotowanie ogłoszenia. Trzeba dodać, że na ich stronie jest taki restrykcyjny dobór rzeczy do sprzedaży, ale to też jest zaleta dla osób kupujących, ponieważ mogą się spodziewać naprawdę dobrej jakości. Kupujący mają tez prawo do zwrotu, co jest dużym plusem w przypadku rzeczy używanych. I naprawdę rzadko się zdarza. Zauważyłam tez, że klienci doceniają dobrą obsługę i bogatą ofertę. Więc jeżeli jesteście zainteresowani sprzedażą czy kupnem rzeczy to możecie zajrzeć na S: Okej. Więc podsumowując chcieliśmy Wam poradzić, abyście przede wszystkim stawiali na wiarygodność sprzedających. Polecamy Wam korzystać z dedykowanych serwisów do kupowania z drugiej ręki. Nawet jeśli będzie to się wiązało z zapłaceniem tych kilku złotych więcej za ochronę kupujących. Jeżeli cokolwiek budzi Wasze wątpliwości to lepiej jest zrezygnować z takiego zakupu i poszukać innego sprzedawcy niż narazić się na potencjalne oszustwo. J: Nigdy tez nie wysyłałabym dużych kwot pieniędzy ustalając szczegóły transakcji w prywatnej korespondencji. Ponieważ jeżeli druga strona okaże się nieuczciwa, nie chciałabym się narażać na nieprzyjemności. S: Pamiętajcie tez, żeby odnosić się do drugiego człowieka miło i kulturalnie, bo sami tez lubimy, gdy ludzie w ten sposób się do nas odzywają. A jeżeli ktoś jest chamski to po prostu nie odpisujcie. J: Dziękujemy, że byliście z nami w kolejnym odcinku Razem Lepiej Podcast. Serdecznie zapraszamy Was na nasze konto na Instagramie , gdzie możemy się powymieniać Waszymi spostrzeżeniami, przemyśleniami i gdzie możecie nam też polecić Wasze ulubione miejsca do sprzedaży i kupna rzeczy z drugiej ręki. Dobrego piąteczku. S: Szufla! Muzyka: Young Love by LiQWYD @liqwyd. Music provided by Free Music for Vlogs

"Właśnie udało Ci się sprzedać jakiś przedmiot przez internet, napisz list do znajomego z Anglii: - wyjaśnij co postanowiłeś sprzedać i dlaczego się na to zdecydowałeś - wspomnij jak zachęciłeś do kupna tego przedmiotu, o co pytały osoby zainteresowane kupnem - wyraź zadowolenie z uzyskanej ceny i napisz na co przeznaczysz

Autor Iza Gorzkowska Data 6 maja 2022 Kategoria copywriting, opisy produktów Zastanawiasz się, dlaczego liczba odwiedzin twojego sklepu internetowego nie przekłada się na sprzedaż? Obniżasz cenę, ale i to często nie pomaga? Czy wiesz, że winę za to mogą po części ponosić opisy produktów? Przyjrzyj się im, a następnie wdróż poniższe zasady, dzięki którym zwiększysz szanse na lepsze wyniki sprzedażowe. Atrakcyjną cenę produktów, jako jeden z najważniejszych czynników decydujących o zakupach online, wskazuje 45% kupujących – tak wynika z raportu E-commerce w Polsce 2021, przygotowanego przez Gemius. Z punktu widzenia klientów ważne są również niskie koszty dostawy, kody rabatowe czy szybsza dostawa. Czy jednak wiesz, że do częstszego robienia zakupów przez Internet kupujących skłoniłby bardziej szczegółowy opis produktu (22%) i lepsze zdjęcia produktowe (19%)? Źródło: Wykorzystaj tę wiedzę – zacznij tworzyć kreatywne opisy produktów, które pomogą ci pozyskać klientów. Z tego artykułu dowiesz się: jak zrekompensować klientom brak możliwości zobaczenia produktu,jak dobry opis produktu może wpłynąć na zwiększenie sprzedaży,jak stworzyć kreatywny opis produktu,jak powinien wyglądać przykładowy produktu, który będzie oddziaływać na klienta,jakie opisy produktów nie spełniają zasad. Potraktuj ten artykuł jako źródło wiedzy. Dzięki temu unikniesz błędów popełnianych przez twoją konkurencję i zaczniesz tworzyć dobre opisy produktów. Brak możliwości obejrzenia produktu to przeszkoda? Jak wynika z raportu przygotowanego przez Gemius, w 2021 roku liczba niekupujących online zmniejszyła się do 23%. To wyraźny spadek w porównaniu z poprzednimi latami: 44% w 2018 roku, 37% w 2019 roku, 27% w 2020 roku, którego przyczyny należy upatrywać przede wszystkim w wybuchu pandemii koronawirusa. Niezmiennie jednak za główny powód unikania zakupów online wskazywany jest brak możliwości obejrzenia produktu „na żywo”. Pod tym kątem trudno będzie ci wygrać ze sklepem stacjonarnym – to fakt. Nie oznacza to jednak, że jesteś na straconej pozycji. Czytaj też: Najczęstsze błędy popełniane przy tworzeniu opisów produktów Czy wiesz, że kreatywny opis produktu może pobudzić zmysły klienta? Poprzez dobór właściwych słów i zastosowanie odpowiednich technik jest w stanie zadziałać na wyobraźnię – tak, by przekonać go do złożenia zamówienia bez konieczności poznawania faktury, zapachu czy przymierzania. Opis produktu w sklepie internetowym – czy jest konieczny? Wiesz już, że znaczenia opisów produktów w sklepie internetowym nie możesz lekceważyć. Nadal jednak masz wątpliwości co do zasadności tworzenia treści opisowych? Przecież potencjalny klient zawsze może skontaktować się z biurem obsługi klienta i dopytać o szczegóły. Chociaż w teorii jest to zwykle możliwe, w praktyce rzadko ma miejsce. Dlaczego? Postaw się na jego miejscu – co byś zrobił, gdyby interesujący cię produkt nie miał żadnego opisu? Poświęciłbyś swój czas na rozmowę z pracownikiem sklepu, który nie zawsze ma wiedzę dotyczącą całego asortymentu? Czy może wybrałbyś sklep konkurencyjny, w którym można znaleźć szczegółowy opis produktu? Jeśli zależy ci na zwiększeniu sprzedaży, nie możesz iść drogą na skróty. Wyczerpujący opis produktu, który będzie rekompensował brak „namacalnego” kontaktu z asortymentem, to konieczność. Dobry opis produktu, czyli jaki? Opis produktu zastępuje sprzedawcę. Jego rolą jest przede wszystkim doradztwo i rozwiewanie wątpliwości. Jeszcze kilka lat temu większość opisów opierała się na materiałach otrzymanych od producentów. Efekt? Treści powielały się w wielu sklepach i miały nierzadko charakter wyłącznie informacyjny. Jako częsty klient sklepów internetowych obserwuję duży postęp w kwestii opisów produktów. Nie są to już treści udostępniane przez producenta. W wielu sklepach można natrafić nie tylko na unikalne, ale i kreatywne opisy produktów, które dostarczają wiele przydatnych informacji podanych w atrakcyjnej formie. Potrafią nie tylko rozwiać wątpliwości, ale i subtelnie nakłonić do zakupu. Właściciele mają świadomość, jak ważne są unikalne i ciekawe treści – to spory krok w przód. Problem w tym, że nie wszyscy wiedzą, jak takie opisy stworzyć. Poszukują gotowych receptur – szablonów, na podstawie których mogliby napisać treści. Niestety, takie uniwersalne przepisy nie istnieją – no bo jak miałoby to wyglądać? Można jednak skorzystać z kilku ogólnych zasad, które – odpowiednio „oszlifowane” – powinny ułatwić stworzenie dobrego opisu produktu o dużej sile oddziaływania na odbiorcę. Zasada 1. Dostosuj opis produktu do profilu klienta Z opisami produktów jest dokładnie tak samo, jak z każdą inną treścią – muszą być skierowane do konkretnego odbiorcy. Jeśli zależy ci na zwiększeniu sprzedaży, nie możesz celować „w powietrze”, licząc na łut szczęścia i przypadkowego klienta. W końcu nie chodzi o to, żeby nabywca dokonał jednorazowej transakcji, a wracał do ciebie bardzo często. Zacznij od określenia swojej grupy docelowej – pomoże to przede wszystkim zrozumieć potrzeby potencjalnego klienta. Swoje produkty kierujesz do miłośników gadżetów elektronicznych? A może asortyment sklepu skierowany jest do “świeżo upieczonych” rodziców? Sprzedajesz torebki idealne dla młodych i odważnych kobiet?Zadaj sobie pytanie, czego klienci mogą oczekiwać od twoich produktów i w jaki sposób asortyment jest w stanie odpowiedzieć na ich potrzeby. Dzięki temu z łatwością przyjdzie Ci dopasowanie opisu do odbiorcy. Za pomocą odpowiednio dobranych słów, możesz rozwiać wątpliwości związane z produktem oraz poinformować o jego cechach i zaletach. Zasada 2. Postaw na konkrety Dłuższe treści są mile widziane przez Google, jednak opisy produktów mogą być potraktowane jako wyjątek od tej reguły. Oczywiście nie możesz popadać ze skrajności w skrajność – treść na 200-300 znaków to zdecydowanie za mało. Opisy produktów nie mogą być „o wszystkim i o niczym” – muszą zawierać konkretne informacje przydatne z punktu widzenia odbiorcy. Zamiast więc stosować popularne zapychacze i nic nie wnoszące zdania, skoncentruj się na faktach. Przysłowiowe lanie wody odciągnie uwagę od najważniejszych kwestii i zniechęci do dalszego czytania. Zasada 3. Zacznij od mocnego uderzenia W copywritingu obowiązuje zasada odwróconej piramidy – najważniejsze informacje zawsze powinny pojawić się na początku. Skorzystaj z tej reguły w odniesieniu do opisów produktów – zacznij od silnego uderzenia. Skoncentruj się na kluczowych i najmocniejszych stronach. Następnie opisz mniej znaczące cechy. Opis zakończ informacjami o dodatkach, które jeszcze bardziej zachęcą do zakupu. Może to być np. eleganckie pudełko, w który zapakowany został portfel, próbka odżywek dla sportowców itp. Zasada 4. Skup się na zaletach i korzyściach Przeglądając opisy w wielu sklepach internetowych, dochodzę do wniosku, że niektórzy za dużą wagę przykładają do parametrów produktu. Skupiają się na cechach – tak, jakby zupełnie nie liczyli się z oczekiwaniami potencjalnych klientów. Odbiorców, bardziej od cech, interesują możliwe do osiągnięcia korzyści. To, że drukarka wydrukuje 40 stron w 1 minutę, mogą wyczytać ze specyfikacji. „Na tacy” trzeba im podać natomiast zalety i korzyści takiego rozwiązania – w tym przypadku będzie szybkość wydruku, która przełoży się na oszczędność czasu. Moi klienci nie są tacy głupi – sami dojdą do tego, z jakimi korzyściami będzie wiązać się dana cecha – tak właśnie myślisz? Słusznie, nie możesz traktować odbiorców jako nieinteligentne istoty. Jednak musisz pamiętać, że internet rządzi się swoimi prawami. Dobrze podsumowuje to tytuł książki Steve’a Kruga – „Nie każ mi myśleć”. Chociaż to sformułowanie w tym konkretnym przypadku dotyczy funkcjonalności stron internetowych, tytuł można odnieść do opisów produktów (i właściwie wszystkich treści zamieszczanych w internecie). Chodzi o to, aby kupujący nie musiał zastanawiać się nad potencjalnymi korzyściami możliwymi do osiągnięcia – zwiększy to szanse na podjęcie przez niego odpowiedniej decyzji zakupowej. Dobre opisy produktów powinny bazować na modelu: cecha – zaleta – korzyść. Dzięki temu nawet pozornie zwykły i popularny produkt może stać się wyjątkowy – mimo że oferowany jest także u konkurencji. Kluczem do sukcesu jest właśnie przedstawienie konkretnych cech z uzasadnieniem, co w ten sposób można zyskać. Jeżeli chcesz zbudować komunikat w języku korzyści, od teraz stosuj model: cecha – zaleta – korzyść. Zanim zaczniesz pisać: wypisz wszystkie cechy produktuprzypisz do nich konkretne zaletywskaż na możliwe do osiągnięcia korzyści. Mając takie informacje, stworzysz wartościowy tekst. Sprawisz, że produkt stanie się atrakcyjny i jeszcze bardziej pożądany. Przykładowy opis produktu może brzmieć tak: Formuła F High Speed Car to pojazd tematyczny, który został wyposażony w metalowe osie – po to, aby samochód nabrał jeszcze większych prędkości. Dzięki temu wyścigi staną się emocjonujące, a zabawa wciąga na wiele godzin. Zasada 5. Oddziałuj na zmysły i emocje Przedstawianie „suchych” faktów dotyczących produktu zwykle ma słabe przełożenie na liczbę składanych zamówień. Jeżeli chcesz zwiększyć skuteczność przekazu, musisz uruchomić zmysły i emocje odbiorcy. Kreatywny opis produktu musi odwoływać się do zmysłu dotyku, wzroku, zapachu czy słuchu. To działa na wyobraźnię i może wpłynąć pozytywnie na decyzję zakupową. Podobnie jest z emocjami – umiejętne ich uwolnienie wzbudzi w odbiorcy chęć zakupu. Doznania nie zawsze muszą być związane bezpośrednio z danym przedmiotem. Przykład. Oferując rower stacjonarny, który charakteryzuje się dość głośną pracą, nie możesz napisać o hałasie. Możesz jednak wspomnieć o możliwości ćwiczeń w domu przy dźwiękach ulubionej muzyki itp. Zasada 6. Rozwiej wątpliwości W osiągnięciu tego celu pomoże przedstawienie walorów produktu w odniesieniu do innych produktów. Skoro nie możesz zapewnić potencjalnemu klientowi produktu do obejrzenia, to opis musi rozwiać wszelkie jego wątpliwości. Nabywca powinien być przekonany, że dany produkt jest najlepszym rozwiązaniem, że ma dużą przewagę nad konkurencyjnymi modelami. Twój opis nie zawiera takich informacji? Uważasz je za zbędne, bo – twoim zdaniem – klient może dokonać samodzielnego porównania? Zaufaj mi – raczej nie znajdzie w sobie aż tyle chęci, aby tego dokonać. Po prostu będzie mu szkoda czasu. Zrób wszystko, aby twój opis rozwiewał wątpliwości. W osiągnięciu tego celu pomoże przedstawienie walorów produktu w odniesieniu do innych produktów. Listę zalet już masz – musisz je teraz umiejętnie wykorzystać. Przykład. Wahasz się między klasycznym depilatorem a urządzeniem laserowym? Chociaż klasyczny depilator jest tańszy, to depilator laserowy zapewnia gładkość skóry na dłużej. Zasada 7. Pisz tylko prawdę Obietnice dotyczące działania czy funkcjonalności danego przedmiotu z pewnością zachęcą do zakupu. Jednak nie chodzi o to, by w opisach przedstawiać informacje mijające się z prawdą. Kreatywny opis produktu jest pożądany. Jeżeli jednak wyolbrzymiasz zalety i korzyści, piszesz nieprawdę. Chociaż dzięki takiej “sztuczce” (trzeba jednak przyznać, że nie do końca uczciwej) liczba zamówień może osiągnąć imponujący poziom, w krótkim czasie zaleje Cię fala zwrotów, reklamacji, a nawet skarg za niezgodność opisu z produktem. A jeśli jakiś “życzliwy” klient zgłosi to do UOKiK, za opisy produktów z błędami zapłacisz wysokie kary. Skutek? Narazisz się na straty – nie tylko finansowe, ale również wizerunkowe. Staniesz się niewiarygodnym sprzedawcą. Chyba nie chcesz do tego dopuścić, prawda? Opis produktu – forma ma znaczenie Masz zarys opisu produktu. Przystępujesz do pisania i tworzysz nawet 1500 znaków ciągłego tekstu. Dobra robota? Niekoniecznie, biorąc pod uwagę zachowania czytelników. Czy wiesz, że internauci nie czytają tekstu, a jedynie skanują go wzrokiem? Dotyczy to nie tylko artykułów, ale również opisów produktów. Chociaż kreatywne podejście odgrywa istotną rolę, musisz zadbać także o jego formę. Przykładowy opis produktu w dwóch wersjach: jako „ściana” tekstu (czerwona) i w formie przyjaznej dla odbiorcy (zielona). Wskazówka! Jeśli opis produktu ma być przyjemny w odbiorze (także wizualnym), zadbaj o: podział tekstu na akapity,dodanie chwytliwych śródtytułów, zastosowanie wyróżnień (pogrubień) najważniejszych informacji,umieszczenie listy z wypunktowaniami,zamieszczenie obrazków lub ikon. Zwróć uwagę na poniższe grafiki. Obie przedstawiają ten sam produkt, lecz informują o nim klienta w zupełnie inny sposób. Opis produktu – przykład niepoprawny Opis produktu – przykład poprawny Która forma jest dla Ciebie czytelniejsza i lepiej wyjaśnia wszelkie wątpliwości? Która z nich bardziej przemawia i skłania do zakupu? Optymalizacja SEO – czy jest potrzebna opisom produktów? Przygotowanie opisów produktów pod kątem SEO pozwoli zwiększyć widoczność sklepu internetowego w wynikach wyszukiwania. Wiem, że jest to utartym frazesem, ale trzeba to często powtarzać – szczególnie, że niektórzy sprzedawcy nic sobie z tego nie robią. Efekt? Ich opisy produktów, choć zawierają słowa kluczowe, nie uwzględniają wielu innych kwestii wspierających SEO. Tym samym zamykają sobie drogę do zdobycia wyższych pozycji w Google. Jeśli chcesz dotrzeć do szerszego grona potencjalnych klientów, wystrzegaj się błędów popełnianych przez niektórych twoich konkurentów. Koniecznie zadbaj o optymalizację opisów – zgodnie z poniższymi wskazówkami. Dobierz odpowiednie słowa kluczowe – nie ograniczaj się tylko do ogólnych fraz, ale weź pod uwagę również słowa szczegółowe, np. model, kolor, markę. Aby sprawdzić, jaki jest potencjał konkretnych fraz, skorzystaj np. z Google przesadzaj z liczbą słów kluczowych – zachowaj umiar, ponieważ przesycenie krótkiego opisu zbyt wieloma frazami może dać odwrotny opatrz odpowiednimi nazwami (w nagłówku H1) – najlepiej takimi, które zawierają popularne słowa kluczowe. Każdy produkt musi mieć jednak indywidualną nazwę uwzględniającą producenta, model, cechę wyróżniającą śródtytuły (w nagłówkach H2-H4) – to ważny element, który poprawia czytelność opisu. Śródtytuł dzieli treść na poszczególne sekcje, co ułatwia użytkownikom szybkie skanowanie i wychwytywanie istotnych informacji. Jednocześnie zwiększa on potencjał w wynikach wyszukiwania – szczególnie, jeśli zamieścisz odpowiednie słowa linkowanie wewnętrzne – między produktami. Takie rozwiązanie ułatwia poruszanie się po sklepie zarówno potencjalnym klientom, jak i robotowi znaczniki meta: title i description – stwórz zachęcające treści zawierające główną frazę. Dzięki temu przyciągniesz uwagę potencjalnych klientów i wspomożesz atrybuty ALT w grafikach – dzięki temu poinformujesz wyszukiwarkę, co znajduje się na zdjęciu. To także dobry sposób, aby “przemycić” główne słowo kluczowe. Unikalny opis produktu – opis, który pokocha Google Zakładam, że masz choćby ogólne pojęcie o zasadach SEO. Oznacza to, że wiesz jak ważna jest unikalność treści. Google nie lubi duplikatów, a często powstają one całkowicie nieświadomie. I wcale nie chodzi wyłącznie o sytuację, w której właściciel sklepu korzysta z opisów otrzymanych przez producenta. Ma to miejsce wtedy, gdy sklep internetowy oferuje mało zróżnicowany asortyment – duplicate content dotyczy bowiem także treści stworzonych na własny użytek i przez siebie powielanych. Sprawdź też: Jak powinny wyglądać opisy produktów w dużym sklepie internetowym? Jak zadbać o unikalność, gdy produkty różnią się jednym parametrem? Bolączką wielu sklepów internetowych jest powtarzalny asortyment. Oferują np. te same modele torebek w różnych kolorach, te same fasony odzieży w różnych kolorach czy rozmiarach, farby różniące się kolorami itp. Jak w takim przypadku podejść do opisów produktów, aby zachować ich unikalność, nie narażając się na duplicate content? Pierwsza nasuwająca się odpowiedź jest następująca: trzeba stworzyć oryginalne opisy od podstaw dla każdego produktu. Teoretycznie jest to dobry pomysł, o ile: powtarzalnych produktów nie jest dużo,właściciel sklepu ma czas na ich przygotowywanie,właściciel sklepu dysponuje odpowiednim budżetem, aby zlecić to agencji copywriterskiej. Z naszego doświadczenia wynika, że mało który sklep internetowy decyduje się na taką opcję – głównie z przyczyn finansowych. Jak zatem rozwiązać problem produktów różniących się tylko jednym parametrem? Przygotowanie jednego uniwersalnego opisu oraz 1-2 zdań dotyczących zmiennej Tutaj do krótkiego opisu produktu dodano jedno zdanie dotyczące wersji kolorystycznej. Stworzenie kilku szablonów opisów i ich modyfikacja W tym przypadku stworzono kilka szablonów opisów. Mieszając ze sobą zdania i umieszczając je w różnej kolejności, rozwiązano problem zbliżonych do siebie produktów. Stworzenie jednego opisu synonimizowanego Pozwala to wygenerować sporą ilość podobnych, ale unikalnych opisów dla produktów różniących się jednym parametrem. Wersja 1. Wersja 2. Wersja 3. Taka opcja może rozwiązać problem powtarzalności produktów. Jeśli jednak zależy Ci jednocześnie na utrzymaniu wysokiej jakości opisów, musisz starannie dobierać synonimy. Zamiast korzystać z gotowych narzędzi dodających wyrazy bliskoznaczne, zrób to ręcznie. Dzięki temu będziesz mieć pewność, że opis nie zatraci sensu i zachowa wszystkie cechy opisu sprzedażowego. Co zrobić, gdy w sklepie są tysiące produktów, a budżet ograniczony? Idealną sytuacją są unikalne opisy dla wszystkich dostępnych w sklepie produktów. O ile asortyment jest niszowy i ogranicza się do kilkudziesięciu czy kilkuset pozycji, to da się zrobić. Najczęściej jednak w sklepie są tysiące produktów, których samodzielnie opisanie jest czasochłonne. W efekcie właściciel – jeśli tylko ma aż tyle samozaparcia – nie robi nic innego, tylko próbuje stworzyć treści zachęcającego zakupu. A gdzie w tym wszystkim miejsce na pozostałe działania związane z funkcjonowaniem sklepu? Jeżeli na ofertę składa się bardzo szeroki asortyment, właściciele najczęściej zwracają się do agencji copywriterskich o wsparcie. Często przychodzą do nas prośby o wycenę stworzenia opisów dla 1000-3000 produktów. Wolumen takiego rzędu zawsze wiąże się z wysokim kosztem – nierzadko przekraczającym założony budżet. Nie oznacza to jednak, że trzeba rezygnować z opisów – jest to sytuacja, która może mieć kilka scenariuszy. My zawsze proponujemy następujące rozwiązania. Wariant 1. Tworzenie opisów do najczęściej zamawianych produktów / bestsellerów Na początek można wybrać kilkadziesiąt produktów, które cieszą się popularnością wśród klientów i na nich skoncentrować swoje działania. Wariant 2. Tworzenie opisów do nowości w asortymencie Takie rozwiązanie ma sens, ponieważ pozwoli „wypromować” produkty dopiero wchodzące do oferty. Może przyczynić się to do zwiększenia zainteresowania asortymentem. Wariant 3. Stworzenie opisów tych produktów, na wypromowaniu których zależy właścicielowi Mogą to być nie tylko nowości, ale także produkty sprzedające się lepiej u konkurencji, z nałożoną wysoką marżą itp. Takie podejście do tworzenia opisów produktów wydaje się nam najbardziej rozsądne. Dzięki temu można sukcesywnie zwiększać asortyment opatrzony perswazyjnymi opisami. Sprzedażowe opisy produktów – przykłady Teoria teorią. Nawet, jeśli wszystkie zasady masz już „w jednym palcu”, często trudno zastosować je w praktyce. Doskonale wiemy, że wiedzę dużo lepiej przyswaja się w oparciu o konkretneo przykłady. Dlatego poniżej prezentujemy kilka wybranych opisów produktów znalezionych w internecie, które – naszym zdaniem – skrywają w sobie sprzedażowy potencjał. OLEJKOWY RYTUAŁ NUTRI-GOLD W tym opisie pojawiają się nie tylko cechy kremu. Wymieniono zalety, do których przypisano konkretne korzyści ze stosowania kosmetyku. Informacja o występujących składnikach została wzbogacona właściwościami konkretnych substancji. LIPIKAR ŻEL MYJĄCY Opis ten dokładnie informuje o przeznaczeniu produktu. Przedstawia nie tylko „suche” cechy, ale również zalety poparte korzyściami. I w tym przypadku informacja o zastosowanych składnikach wskazuje jednocześnie na ich dobroczynne działanie na skórę. PRZYTULACZEK – KOMFORTER LISEK HUBER Nie jest to opis doskonały, ale ma w sobie sprzedażowy potencjał. Wskazuje na konkretne przeznaczenie, a wszystkie cechy poparte są korzyścią. Minusem jest natomiast informowanie o wyglądzie zabawki, ponieważ na to wskazuje zdjęcie – jest to drobnostka, na którą można przymknąć oko. BRITAX ROMER DUALFIX M i-SIZE Jest kilka kwestii, do których można byłoby się doczepić w tym opisie. Wszystko rekompensuje jednak dokładne wypunktowanie, w którym cechy i zastosowane rozwiązania zostały przedstawione w odniesieniu do korzyści. TAPETA PAPIEROWA BOOKSHELF Krótki, ale wartościowy opis o dużej mocy sprzedażowej. Jest informacja o zastosowaniu. Do każdej wymienionej cechy przyporządkowano konkretną korzyść. NOKIAN WR D4 Wyczerpujący opis, który – dzięki podziałowi na wyraźne akapity – jest bardzo czytelny. Każdy wymieniony parametr produkty ma przypisaną zaletę oraz korzyść. Dodatkowym atutem jest grafika, która jeszcze lepiej obrazuje funkcjonalność opony. BUDZIK LEXON FINE Opis ten zawiera wszystkie ważne informacje – wraz z korzyściami dla użytkownika. Wskazuje jednocześnie na przeznaczenie produktu. Dzięki temu zachęca do zakupu. Ucz się na błędach, ale… cudzych: niepoprawne opisy produktów – przykłady Cenną lekcją często okazują się błędy innych sprzedawców. Zamieszczane przez nich opisy nie mają potencjału, jeśli: pochodzą od producenta i są powielane w wielu innych sklepachwyłącznie informują, przedstawiając „suche” danebliżej im do specyfikacji technicznej niż tekstu perswazyjnego. Czasami wystarczy drobna ich modyfikacja, aby opis produktu nabrał mocy sprzedażowej. Poniżej prezentujemy kilka przykładowych tekstów, które nie spełniają zasad skutecznych opisów. Pod każdym zaproponowaliśmy własną ich wersję – tak, aby pokazać, że nawet niewielka zmiana pozwala podnieść skuteczność opisu. NISZCZARKA FELLOWES 53C W opisie tym można wskazać jeden główny błąd. Pojawiają się cechy produktu, jednak żadna z nich nie poparta jest korzyścią dla użytkownika. Ścinki o wymiarach 4×35 mm to dużo czy mało? Czy niszczenie do 10 kartek jednocześnie przekłada się na wydajną pracę? Z jaką korzyścią wiąże się szczelina o szerokości 220 mm? Oto nasza propozycja: Niszczarka firmy Fellowes zapewnia wysoki poziom bezpieczeństwa podczas niszczenia dokumentów zawierających szczególnie wrażliwe i poufne dane (norma DIN = P4). Gwarantują to ścinki o wymiarach 4×35 wyróżnia funkcjonalność – poza cięciem papieru, tnie także karty kredytowe, płyty CD/DVD. Niszczy również małe spinacze biurowe oraz zszywki, dzięki czemu nie trzeba ich usuwać z pomocą urządzenia zniszczysz jednocześnie do 10 kartek (70 g), co przełoży się na szybszą i wydajniejszą Fellowes 53C pracuje cicho – poziom głośności wynosi 65-70 dB. To tyle, co bardzo ciche wydajność sprawia, że niszczarka świetnie sprawdzi się nie tylko na potrzeby domowe, ale również małego biura. Zamów i ułatw sobie pracę. PRALKO-SUSZARKA SIEMENS WK14D541EU Chociaż opis jest czytelny (przyjął formę wypunktowań), zawiera „suche” dane. Bliżej mu do specyfikacji technicznej niż perswazyjnego tekstu. Co oznacza klasa B w zakresie efektywności energetycznej? Na czym polega elektroniczne sterowanie wilgotnością powietrza i jaką ma z tego korzyść potencjalny użytkownik? Co oznacza funkcja aquaStop? Teoretycznie potencjalny klient może samodzielnie spróbować odpowiedzieć na te pytania, szukając wyjaśnień w innych opisach. Taki krok będzie skutkować zakupem, ale… nie u Ciebie, lecz u konkurencji. Potencjał opisu tego produktu można zwiększyć w taki sposób. Zapomnij o drucianych lub sznurkowych suszarkach, które zajmują przestrzeń i nie wyglądają estetycznie. Dzięki pralko-suszarce Siemens WK14D541EU, pranie i suszenie stanie się przyjemnością – nawet w przypadku wieloosobowej rodziny. Duża pojemność – aż do 7 kg dla prania i do 4 kg dla suszenia sprawia, że jednorazowo możesz zaoszczędzić nie tylko czas, ale również wodę oraz prędkość wirowania to aż 1400 obr./ min. Dzięki temu wyjmowane z pralki pranie będzie bardziej suche. To świetne rozwiązanie w przypadku prania dużej ilości pościeli czy Siemens WK14D541EU to wiele programów i funkcji – dla jeszcze łatwiejszego użytkowania: Nocne Pranie – uruchamia pracę urządzenia w nocy, dzięki czemu rano ubrania są gotowe do wyjęcia waterExpert – pozwala na automatyczną ocenę wagi załadowanej do pralki odzieży, dostosowując jednocześnie do niej czas prania aquaStop – zapobiega zalaniu mieszkania – w przypadku jakiegokolwiek przecieku, system natychmiast przerywa dopływ wody opóźniony start (do 24 h) – możesz zadecydować, kiedy urządzenie ma rozpocząć pracę system zraszania prania – zapewnia skuteczne pranie w mniejszej ilości wody, co przekłada się na niższe jej zużycie oraz oszczędność na rachunkach. Wybierz pralko-suszarkę Siemens WK14D541EU – szybko przekonasz się, że to niezastąpione wsparcie podczas wykonywania codziennych czynności domowych. AMAZON ECHO DOT 2 GEN. Czytasz treść i zastanawiasz się, czy to przypadkiem nie pomyłka, że trafił do grupy niewłaściwych opisów? Rzeczywiście, tekst zawiera wiele cech opisu o dużym potencjale sprzedażowym. Można dowiedzieć się, że ma wyjście liniowe i co to daje użytkownikowi. Informuje o funkcjonalności, dając jednocześnie odpowiedź na pytanie: „do czego mi się to przyda”. Co więc z nim jest nie tak? Wklej w Google dowolny fragment opisu. Co widzisz? No właśnie… taki sam tekst pojawia się w wielu sklepach internetowych. Duplicate content to poważny błąd, który nie sprzyja działaniom SEO. Mając już jednak solidną bazę, możesz wprowadzić zmiany pozwalające uzyskać opis unikalny. Poniżej prezentujemy nasz opis po modyfikacji. Kompaktowy odtwarzacz Amazon Echo Dot 2 to krok w stronę nowoczesnych rozwiązań, dzięki którym Twój dom może stać się jeszcze bardziej i wykonuj połączenia telefoniczne bez użycia smartfona, odtwarzaj muzykę lub uzyskuj informacje sportowe. Zapewnia to kompatybilność z usługą Alexa Voice pozwalającą na głosowe sterowanie. Wystarczy wypowiedzieć słowa „Alexa”, a urządzenie będzie do Twojej posiada wyjście liniowe – połączysz w ten sposób nie tylko dodatkowy głośnik, ale i całe kino domowe. Zastosowana technologia Bluetooth oraz WiFi pozwalają na bezprzewodowe działanie. Dzięki temu z urządzenia możesz korzystać w dowolnym Amazon Echo Dot 2. kryje się wiele funkcjonalności, które ułatwiają codzienne funkcjonowanie. Użyj go jako inteligentnego budzika, za pomocą którego włączysz światło. Wywołaj swoją ulubioną muzykę, zapisaną na playliście w w takich serwisach jak Amazon Prime Music czy Spotify. Słuchaj e-booków z biblioteki Kindle lub… zamów Amazon Echo Dot 2. możesz przejąć pełną kontrolę nad swoim domem – korzystając z technologii głosowej. Urządzenie wykorzystasz do włączenia lampy czy wyłączenia światła przed pójściem spać – a to wszystko bez wstawania z przyszłość zagości w Twoim domu – zamów Amazon Echo Dot 2. już teraz i poznaj jego wszystkie możliwości. GALAKTYCZNA MASA Opis ma wyłącznie charakter informacyjny. Brakuje w nim elementów typowo sprzedażowych. Co prawda jest mowa o antystresowej i przyjemnej zabawie, jednak to zdecydowanie za mało. Doświadcz nieznanego, pobudzając zmysły. Galaktyczna masa wprowadzi Cię w świat glutków, gwarantując doskonałą zabawę przez długi barwna, zimna w dotyku i galaretowata masa plastyczna angażuje zmysł dotyku. Możesz ją ugniatać, rozciągać, formować, ćwicząc jednocześnie zdolności manualne. Zabawa rozwija także kreatywność – tylko od Ciebie zależy, jaki kształt przybierze masę można potraktować jako zabawkę rozwijającą. Stymuluje motorykę małą, pobudza wyobraźnię. Doskonale sprawdza się w roli zabawki sensorycznej – działa antystresowo i pozwala się wyciszyć. HABA – PACYNKA KROKODYL Opis ma przejrzystą i czytelną formę wypunktowań. Poważnym błędem jest jednak przedstawienie cech produktu, które nie są poparte żadnymi zaletami. Brakuje też korzyści dla użytkownika. Dlatego opis ma dużo mniejszy potencjał sprzedażowy. Do podanych cech wystarczy dodać kilka zachęcających zdań, wskazujących na korzyści. Poniżej przykład. Pacynka Krokodyl to zabawka edukacyjna, dzięki której dziecko stanie się reżyserem w domowym teatrze lub sprawdzi się w roli aktora. Zapewnia doskonałą rozrywkę na długi czas – nie tylko maluchowi, ale również innym osobom uczestniczącym w spełnia walory edukacyjne – podczas odgrywanych scenek rozwija wyobraźnię i pobudza została wykonana z miękkiego i przyjemnego w dotyku poliestru. Dzięki temu może służyć nie tylko jako pacynka, ale również wyłącznie szyte elementy, dlatego jest bezpieczna dla dzieci. Teraz już wiesz, jakie cechy powinien mieć sprzedażowy opis produktu. Masz świadomość, jakich błędów nie popełniać. Czas przystąpić do pracy, zmieniając w pierwszej kolejności treści do tych produktów, które mają dla Ciebie największe znaczenie. Sprawdź, czy opis produktu ma sprzedażową moc [checklista] Załóżmy, że udało ci się stworzyć kilka pierwszych opisów produktów. Wydaje ci się, że uwzględniłeś wszystkie najważniejsze zasady. Liczysz więc, że już niebawem opisy wygenerują znacznie większą sprzedaż. Jeżeli chcesz mieć większą pewność, że wykonana przez ciebie praca nie pójdzie na marne, sprawdź poprawność opisów. Odpowiedz na poniższe pytania – dzięki temu dowiesz się, czy za pomocą opisów zwiększysz szanse na lepsze zyski. Czy opis jest skierowany do odpowiedniej grupy odbiorców?Czy opis współgra z komunikatem marki?Czy w opisie zwracasz się bezpośrednio do odbiorcy?Czy opis zawiera wyłącznie konkretne informacje?Czy nie nadużywasz przymiotników, które stanowią pozamerytoryczne określenia?Czy w opisie zalety nie są wyolbrzymione?Czy opis przedstawia cechy poparte korzyściami dla klienta?Czy opis jest napisany prostym językiem?Czy opis zawiera zrozumiałe dla odbiorcy słowa?Czy w opisie używasz strony czynnej?Czy opis nie zawiera literówek?Czy w opisie nie ma błędów ortograficznych?Czy opis zawiera kluczowe cechy produktu wyróżniające na tle innych modeli?Czy w opisie pojawia się konkretna informacja o przeznaczeniu produktu?Czy opis zawiera odpowiednie słowa kluczowe?Czy opis nie jest przesycony frazami?Czy opis nie jest zbyt oficjalny?Czy w opisie nie stosujesz niezrozumiałych skrótów?Czy w opisie pojawia się „call to action”?Czy opis rozwiewa wątpliwości?Czy opis jest przyjemny i lekki w czytaniu?Czy forma opisu jest czytelna?Czy dodatkowe akcesoria zwiększające funkcjonalność produktu są widoczne?Czy opis zawiera odpowiednio wyeksponowaną informację o dodatkowych usługach?Czy czcionka tekstu ma odpowiedni rozmiar? Czy opis produktu ma sprzedażową moc – checklista Jeżeli na któreś z wyżej wymienionych pytań odpowiedziałeś „NIE”, nanieś poprawki. Udoskonalanie opisów nigdy nie jest stratą czasu, dlatego zaangażuj się na 100%. Szybko przekonasz się, że w odpowiednio skonstruowanej treści tkwi ogromna sprzedażowa moc. Chcesz uzyskać wsparcie w tworzeniu opisów produktów? Zaufaj nam – skontaktuj się, by uzyskać więcej szczegółów.
Sprzedaż internetowa odbywa się przez sklep lub portal aukcyjny, ale żeby konsumenci dotarli do Ciebie, muszą wcześniej dowiedzieć się o Twoim istnieniu. Jak to zrobić? Działaj w social media. Jednocześnie z rozwojem sklepu rozwijaj konta w social mediach.
[NOWSZA I PEŁNIEJSZA WERSJA TEGO ARTYKUŁU znajduje się pod tym adresem >>] Chcesz dowiedzieć się jak zwiększyć sprzedaż? Oto 9 uniwersalnych porad, które działają wszędzie i zawsze – w banku, w lumpeksie, w aptece i w pralni. Dzięki nim możesz zacząć prawie od razu zwiększać sprzedaż. Ale nie ma tu żadnych magicznych tricków. To tak proste strategie, że większość sprzedawców je ignoruje. Gwarantują zwiększenie przychodów, ale trzeba je zastosować. Zacznij, a zobaczysz jak szybko sprzedaż zacznie rosnąć. Recepta na „kryzys” Nie da się prowadzić sprzedaży w oderwaniu od sytuacji gospodarczej w kraju. Dotyczy to także sprzedaży w Internecie, bo przecież kupujący, żyją w realnym świecie. Recesja na świecie jest obecnie niezaprzeczalnym faktem, nie wiemy jeszcze jaki wpływ będzie miała na sytuację w Polsce. Bez względu na rzeczywistą sytuację, ważne jest to, co dzieje się w głowach klientów, a ci obawiają się spadku dochodów i realnej siły nabywczej swoich pieniędzy. Oto, co możemy zrobić, by nie tyle przetrwać recesję, co wykorzystać ją do zwiększenia sprzedaży w Internecie. Narzędziem zwiększenia sprzedaży jest oferta. Proszę nie mylić tego z tekstem oferty lub reklamą. Oferta, to konkretna wartość, która proponujesz klientowi, ubrana w słowa, obrazy lub dźwięki (reklama). To, co potocznie nazywa się ofertą, jest tylko jej wizualizacją, ubraniem w słowa, przedstawieniem klientowi. Najpierw musisz wiedzieć co chcesz klientowi wartościowego zaproponować, a dopiero potem piszesz tekst, tworzysz reklamę bądź prezentację audio lub video. Jaka więc powinna być oferta w czasie recesji? Musi być lepsza, od tej 'zwykłej’, bo klienci będą mieli większe opory przed wydawaniem pieniędzy i częściej zadawać będą sobie pytanie: Czy mnie na to stać? Oto 9 sposobów na ulepszenie oferty w czasie recesji: 1. Zwiększ wartość produktu Daj klientowi więcej, niż warte są dla niego jego pieniądze. Wartość produktu to często tylko sposób jego postrzegania przez klienta i rośnie wprost proporcjonalnie, do spodziewanych korzyści z zakupu. Możesz zmienić nieco produkt i dostosować go do aktualnej sytuacji klienta, albo wpłynąć na jego myślenie o tym, co się zmieni po zakupie. W czasach recesji szczególnej wartości nabierają dwa obiekty pożądania: pieniądze i poczucie stabilności i bezpieczeństwa. Pokaż w ofercie, że twój produkt dodatnio wpływa na te obiekty, a jego wartość wzrośnie. 2. Dostosuj do recesji swoje USP USP najczęściej rozumiane jest jako sposób na wyróżnienie się z tłumu konkurentów. To jednak za mało, nie tylko na czas recesji, ale także jako sposób na zwiększenie sprzedaży w spokojniejszych czasach. Musisz zrobić krok dalej. Pokaż i udowodnij, że przedmiot twojej oferty nie tylko jest inny, lepszy, ale tak naprawdę JEDYNY, który w pełni odpowiada potrzebom i pragnieniom klienta. To jak sprzedaż wody na pustyni, wszyscy stłoczą się u twojej studni. 3. Buduj i ciągle powiększaj bazę klientów Zasada jest prosta: im więcej ludzi pozna twoją ofertę, tym więcej dokona zakupu. Baza klientów, to osoby, z którymi w jakiś sposób udało Ci się nawiązać kontakt i często uzyskać ich zgodę na przesyłanie im ofert. To dużo, bo za jednym zamachem pokonujesz dwie główne bariery: pokonujesz obawy przed zakupem od nieznajomych i automatyczne odrzucanie niechcianych ofert. Idealna jest baza adresów e-maili klientów. Mało kosztuje jej budowa i wysyłka kolejnych ofert. Recesja wymaga nie tylko efektywności, ale i cięcia niepotrzebnych kosztów, a tu jedno i drugie osiągamy za jednym zamachem. 4. Promocje W czasie recesji umysł klientów nastawiony jest na maksymalne oszczędzanie. Wykorzystaj to i zaoferuj niewiarygodne promocje, które będą bardzo atrakcyjne dla klientów. Pewnych produktów i tak nie sprzedasz, możesz z nich uczynić przynętę (niska cena) albo bonus do zakupu produktu, który przynosi Ci największe dochody. 5. Ponowna sprzedaż Klient, który raz coś u Ciebie kupił zna Cię i ufa Ci. Oczywiście pod warunkiem, że jest zadowolony z zakupu. O wiele łatwiej więc jest go przekonać do tego, by kolejny zakup zrobił także u Ciebie. W czasach recesji nasila się niepewność i niepokój u klientów. Nawet jeśli kupujący obdarzył Cię tylko minimalnym zaufaniem, to i tak jest to duży kontrast z otaczającą go rzeczywistością. Taka okazja nieprędko się powtórzy… 6. Buduj relację z klientami To następny krok po zakupie. Pokaż klientowi, że nie zapomniałeś o nim i jego problemach, wyślij coś, doradź, pomóż, okaż zainteresowanie jego życiem i sytuacją. W ten sposób pokażesz, że nie chodziło o jednorazowe 'wykorzystanie’ klienta, ale szczerze jesteś nim zainteresowany. Budowanie relacji, to także wstęp do sprzedaży. Potencjalnym klientom ze swojej bazy pokaż kim jesteś, co możesz im zaoferować i… dostarcz to. Zanim cokolwiek sprzedasz daj coś, zrób pierwszy krok. Pokaż, że chodzi o coś więcej niż pieniądze klienta. I oczywiście podtrzymuj tę relację nieustannie. 7. Upselling Kiedy już klient zdecyduje się na sprzedaż, ty zaoferuj mu coś więcej za nieco większą cenę. Może to być bardziej funkcjonalna wersja produktu lub lepiej opakowana. Decyzja podjęta, więc na niej oprzyj swoją ofertę. Pamiętaj, że klient nastawiony jest na oszczędzanie, co uwrażliwia go na dużą wartość za małą cenę. 8. Crosselling To technika dla bardziej zaawansowanych. Klientowi, który od Ciebie kupuje, zaproponuj dodatkowy produkt innego sprzedawcy. Klient będzie miał poczucie pełniejszego zaspokojenia swojej potrzeby i radość z okazjonalnego zakupu. Ty zyskasz prowizję od sprzedaży dodatkowego produktu. W ten sposób nie tylko więcej sprzedajesz, lecz także zwiększasz liczbę klientów, bo twój partner swoim klientom oferuje twój produkt. Łączenie sił marketingowo-sprzedażowych zwiększa pole rażenia oferty a więc i Twoje zyski. 9. Połącz produkt z usługą Cokolwiek sprzedajesz, zawsze możesz pomóc klientowi w obsłudze swojego produktu. Sprzedajesz komputery? Zaoferuj kurs ich efektywnej obsługi lub świetny podręcznik. Sprzedajesz meble? Zaoferuj pomoc w ich złożeniu lub dostosowaniu do mieszkania klienta. Zawsze znajdzie się usługa, która ułatwi życie klientowi. Co ma do tego recesja? Tylko to, że w ten sposób rosną Twoje dochody 🙂 Podsumowanie Wiem, że dość skrótowo potraktowałem temat, każdy z podpunktów nadaje się na osobny wpis, lub nawet na szersze i bardziej szczegółowe opracowanie. Jest to jednak na tym etapie tylko inspiracja do własnych pomysłów. Jeśli jednak będzie taka potrzeba, to oczywiście mogę dokładniej zgłębić temat. Daj tylko znać co by Cię najbardziej interesowało. — UAKTUALNIENIE —- Zauważyłem, że nie dodałem jeszcze jednego sposobu! 10. Zwiększ sprzedaż, dzięki lepszym tekstom! Przecież to one nadają wartość ofercie. Klient w Internecie nie może sobie wziąć towar z półki i dokładnie obejrzeć. Wyrabia sobie zdanie na podstawie tekstu oferty sprzedażowej. Chcesz copywriterski poradnik gratis?A w nim:- 2 głupie mity o copywritingu (jak przestać wkurzać klientów?)- Uniwersalny klucz do sprzedaży w Internecie- Co pisać, by pobudzać klientów do zakupów?- 3 kroki do satysfakcjonujących odpowiedzi – z przykładami!- 6 pytań klientów, domagających się odpowiedzi- Bardzo prosty schemat tekstu sprzedażowego- Jak dalej rozwijać tę umiejętność pisania?- PLUS codzienny newsletter!
E-handel podczas pandemii - co najlepiej sprzedawać przez Internet? Część Internautów dopiero teraz zaczyna swoją przygodę z zakupami przez Internet, a ci, którzy już wcześniej kupowali online, poszerzają koszyki o kolejne kategorie produktowe, mniej popularne dotąd w branży e-commerce.

Czyli co dodać do opisu, by przyciągnąć odpowiednich klientów, zwiększyć szybkość sprzedaży, a czego unikać by opis był czytelny i poważny. Podstawowa funkcja opisu ogłoszenia! Do czego służy opis wystawianego przedmiotu na sprzedaż? Służy do opisania przedmiotu, który zamierzasz wystawić na sprzedaż. Tylko tyle i aż tyle. A więc co warto w takim opisie zamieścić? Wszystko zależy od wystawianej rzeczy, ale w opisie powinny się znaleźć podstawowe parametry przedmiotu, tak by opis był czytelny i zawierał wszystko to, co może zainteresować potencjalnego kupującego, czyli: Stan, w jakim jest ten przedmiot przedmiot jest uszkodzony, to powinna taka informacja zostać uwzględniona i dokładnie opisana, by uniknąć niepotrzebnych techniczne takie jak, waga, wymiary, rozmiar, model, marka, kolor, jeżeli jest to przedmiot nie typowy, albo z dawnych lat to warto jest też dodać do opisu, do czego służył bądź dalej służy ten jest nadal gwarancja z posiadanym dowodem zakupu, też warto dodać to do do opisu, że przedmiot jest w oryginalnym pudełku, też może być dodatkowym atutem branym pod uwagę przy klucze, mogą to być słowa, które określają ten przedmiot, a nie są bezpośrednio jego nazwą. Opis i jego przejrzystość Bardzo ważna jest też forma opisu, w jaki sposób został skonstruowany czy jest przejrzysty dla oka i czy oczywiście nie zawiera błędów. Zbita ściana tekstu bez przecinków, kropek czy odstępów pomiędzy wyrazami i wierszami zniechęca do przeczytania go w całości, tak samo, jak zbyt duża ilość tekstu. Gdy co chwila dostajesz telefon w sprawie tego samego ogłoszenia i każda kolejna osoba mówi Ci szczerze, że nie czytała opisu, bo wolała zadzwonić! Powinno dać Ci to do myślenia, że być może nie chciało jej się czytać opisu, bo był za długi lub nie czytelny, a wolała w paru zwięzłych słowach otrzymać do Ciebie potrzebą jej informację. Zastanów się na tym, może warto po trzecim takim samym telefonie zapytać się potencjalnego klienta, dlaczego dzwoni? Przecież wszystko jest w opisie? 😉 Opis ogłoszenia, czyli czego lepiej unikać… Przypuszczam, że należysz do osób, które chcą szybko sprzedać swoją niepotrzebną rzecz za rozsądne pieniądze i poważnie traktują potencjalnego kupującego. Dlatego poniżej przedstawiam czego unikać, by być branym na poważnie. Przykłady jak nie pisać opisu przedmiotu do sprzedaży: Nie przedstawiaj się w opisie! Większości osób to nie interesuje, naprawę! To nie portal randkowy ani rekrutacja do pracy… Hej mam na imię Eliana, mam 19 lat jestem z Okola…. Jeżeli już wystawiasz ofertę sprzedaży w internecie, to zapewne jest to jakiś portal ogłoszeniowy, platforma sprzedażowa, lub forum do tego dedykowane, a więc nie musisz pisać, że chcesz coś sprzedać w końcu każdy przeglądający oferty dobrze o tym wie 😉 Chcę sprzedać…. Sprzedam… Wystawiam ofertę do sprzedaży… Śmieszne teksty czy historie sprzedaży… Z pewnością nie raz słyszałeś o śmiesznych tekstach w ogłoszeniach, które rozchodziły się szumnie po internecie. Tak, przyznaję, że czasem jest o tym głośno, ale być może potencjalny kupujący nie chce wcale być w centrum uwagi. Często odbiór takich lekkich śmieszkowych ogłoszeń nie przyciąga wcale potencjalnego kupującego, a zgrywusów, którzy wydzwaniają i robią sobie po prostu przysłowiowe jaja z ogłoszenia i sprzedającego… Rymowanka z samego poranka, o moim poldku co jeździł do wtorku, a potem przyszedł czas, by brykę sprzedać, a nowy właściciel się z nim musiał użerać… Dodatnia wartość do opisu! Poza podstawowymi parametrami opisu przedmiotu warto też zastanowić się, czy może nie ma czegoś o wartości dodatniej! Co może być taką dodatnią wartością do opisu? Ogólnie twoja pomoc np. przy rozkręceniu, złożeniu rzeczy czy przy przeniesieniu np. jakichś meblidodatkowa gwarancja na rzecz używaną np. 2 tygodnie na sprawdzenie i potwierdzenie, że wszystko działa w paczce np. kurierem, do paczkomtu czy odbiór godziny odbioru sprzedawanej przez Ciebie rzeczy np. wczesno-porane w drodze do pracy lub późno wieczorne w drodze z pracy do domu. W dzisiejszych czasach ludzie zaczynają i kończą pracę przez całą dobę, nawet w święta, które są dla większości wolne. Słowo na koniec. Wiesz już, co powinno się znaleźć w opisie przedmiotu do sprzedaży i możesz zaoferować jakąś wartość dodatnią, która może przysporzyć Ci większe zainteresowanie i tym samym szybszą sprzedaż, twoich rzeczy w ogłoszeniach. Pewnie nie opisałem wszystkiego, chcesz coś dodać w sprawie opisu? W takim razie zapraszam do podzielenia się tym w komentarzach. Jeżeli pomogłem, to podziel się tym artykułem z innymi i udostępnij go znajomym. 😉 Masz pytania, albo coś jest dla Ciebie niejasne? Zostaw komentarz poniżej. 😉 Dziękuje Ci, że dotarłeś, aż do końca. Pamiętaj, czyń dobro i zbieraj dobro, bo ono powraca z wielokrotną siłą. 🙂

BDp4A.